[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby przekazać mi skargę. Udał się wcześniej do kuchni, żeby
powiedzieć personelowi, jak ma być zaparzona herbata, a szef - jak
powiedział - nie chciał go słuchać i był arogancki. Przeprosiłem za
jego zachowanie, ale nadmieniłem przy okazji, że przepisy zabraniają
wchodzić do kuchni hotelowej komukolwiek, kto nie jest zatrudniony
przy podawaniu jedzenia.
- Myślę, że doskonale sobie poradziłeś, Barry.
- Też mi to przyszło do głowy... Czekaj chwilę, Qwill.
Potrzebujesz czegoś jeszcze. Interkomu! Dam ci go. Przyczep go
sobie do paska.
Centralnym punktem sali balowej był długi stół z koronkowym
obrusem, wysokim srebrnym kandelabrem i dwoma bukietami w
wazonach. Na obu końcach stały w gotowości srebrne serwisy do
herbaty. W jednym rogu ustawiono fortepian schowany do połowy za
ogromnymi roślinami w donicach. Z boku znajdował się mały
stoliczek z biżuterią, kryty orientalnym chodniczkiem. Nie widać było
żadnych kosztowności - tylko skórzane futerały. Wszystkim
zarządzała wysoka młoda kobieta w kapeluszu i rzeczowym
kostiumie.
Za radą Barry'ego Qwilleran zajął stanowisko na schodach w
zacienionym kącie, skąd mógł obserwować otoczenie, nie rzucając się
w oczy. Kiedy zjawiła się Polly w towarzystwie doktor Dianę,
przeszły obok, jakby go nie dostrzegły, i każda ruszyła ku
przeciwległemu końcowi stołu - Polly w prostym niebieskim berecie
bretońskim, dobranym pod kolor jej sukienki, Dianę w toczku z
zuchwale długim piórem bażancim. Następnie zjawiła się obsługa,
wnosząc półmiski z przekąskami i srebrne imbryki z herbatą, które
ustawiono na palnikach. Qwilleran pomyślał, że trzeba czegoś więcej
niż krótkiej czarnej sukienki, białego czepka z falbankami i fartuszka,
by przekształcić studentkę college'u w pokojówkę francuską.
Tuż przed trzecią ze schodów spłynął majestatycznie gospodarz
przyjęcia w orientalnym kaftanie i ciężkich złotych łańcuchach; jego
korpulentność tylko podkreślała godność, którą emanował.
Przedstawił się kobietom nalewającym herbatę, przedyskutował coś ze
swoją asystentką nad stolikiem z biżuterią, po czym skinął na pianistę.
Salę wypełniły liryczne melodie, kiedy zaproszone panie zaczęły
zstępować powoli ze schodów, starając się utrzymać na głowach
przeciążone ozdobami kapelusze i rozsiewając wokół woń perfum. Po
chwili minęły strażnika.
Delacamp stał u podnóża szerokich stopni i obserwował damy z
wystudiowanym podziwem - a może było to z jego strony szczere?
Kłaniał się, całował dłonie i wypowiadał cicho słowa, które spotykały
się z pełnym zadowolenia zaskoczeniem albo dziewczęcą radością. Co
za aktorzyna! - pomyślał Qwilleran.
Przez następne półtorej godziny właścicielki spektakularnych
kapeluszy miały krążyć na wpół świadomie po sali - popijając herbatę,
skubiąc ciasto biszkoptowe, prowadząc ciche rozmowy i wydając
łagodne okrzyki nad diamentowymi kolczykami i naszyjnikami z
pereł na stoliku pełnym kosztowności. Carol też była obecna, i też w
niesamowitym nakryciu głowy - zdawała się pełnić rolę kierowniczą:
nadzorowała francuskie pokojówki i czuwała nad kolejką do
prezentowanej biżuterii (spoczywała na płytkich tackach, które
wysuwało się ze skórzanych futerałów). Ani ona, ani Polly nie
zerknęły nawet w stronę Qwillerana.
Nasyciwszy się widokami, dzwiękami i perfumami, spojrzał
ukradkiem na zegarek. Było dopiero dwadzieścia po trzeciej! A on już
miał serdecznie dosyć. Jako dziennikarz ulotniłby się szybko, ale jako
pracownik ochrony w żaden sposób nie mógł opuścić posterunku.
Zawsze nienawidził, unikał i bał się uczucia, które wiązało się z
bezradnym trwaniem w takiej czy innej sytuacji. No cóż, sam się w to
wpakował i musiał to znosić jeszcze przez siedemdziesiąt minut. Mógł
sobie wyobrazić, co powiedziałby Arch Riker, widząc go w takich
tarapatach - i w tym przebraniu! Arch zawsze mu dogadywał z
powodu owej skłonności do węszenia, a fiasko tego przedsięwzięcia
dałoby mu szerokie pole do popisu. Qwilleran postanowił jednak
wziąć się w garść i zaczął szukać powodów do rozbawienia:
Ile z tych pań znał na płaszczyznie towarzyskiej - i ile z nich
spotkał na płaszczyznie zawodowej?
Dlaczego pianistka grała tylko Debussy'ego i Satie? Dlaczego
Delacamp miał coś przeciwko Chopinowi? Czy działały tu jakieś
czynniki natury psychicznej? Co by się stało, gdyby kobieta siedząca
przy fortepianie zaczęła nagle grać Lot trzmiela?
Co by się stało, gdyby krzyknął znienacka: Pali się ?
Jak gęstych oparów perfum wymagałoby uruchomienie systemu
spryskiwaczy przeciwpożarowych? Mieszające się ze sobą wonie
nabierały mocy, w miarę jak ich nosicielki piły gorącą herbatę i
słuchały równie gorących szeptów Starego Campo.
Czy można by za pomocą telepatii nakłonić Polly albo Carol,
albo pianistkę do spojrzenia w stronę pracownika ochrony?
Kiedy służba zabierała półmiski naruszonych smakołyków i
zastępowała je świeżą dostawą, to co działo się z resztkami? Czy
lądowały w rozdrabniaczu odpadków? Czy francuskim pokojówkom
pozwalano zabierać je do domu? Qwilleran podejrzewał, że
rozkładano je na półmiskach na nowo i ponownie przynoszono do
stołu.
Co robiła tu Sarah Plensdorf? Była starszą kobietą, która
[ Pobierz całość w formacie PDF ]