[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiem o tym, milordzie, ale inni nigdy nie zrozumieją,
ile dla waszej lordowskiej mości znaczy to, co oni nazywają
 kawałkiem starego kamienia".
- A co to znaczy dla ciebie, Hewlett? - spytał Warburson,
zdejmując wieczorowe ubranie.
- Szansę ucieczki od tych wszystkich gaduł w Warburton
Park i kobiet, które nie umieją trzymać rąk przy tobie!
Warburton nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
Wiedział, że Hewletta, tak jak i jego, ścigają kobiety, które
uważają, że jest zabawny i atrakcyjny. Ale także nie potrafiły
zapędzić go w ślepą uliczkę.
- A czego milord będzie szukał tym razem? - zapytał
Hewlett.
Lord Warburton powiedział mu prawdę, bo lubił swego
lokaja i wierzył mu bardziej niż komukolwiek.
- Mam nadzieję, Hewlett, że odnajdę posąg Afrodyty,
która była, jak wiesz, grecką boginią miłości.
- To brzmi interesująco, milordzie - odrzekł lakonicznie
Hewlett - ale ja mam nadzieję, że nie będzie ona żądać od
waszej lordowskiej mości zbyt wiele!
Lord nie odpowiedział, choć był rozbawiony; nie było
zresztą potrzeby, bo Hewlett już opuszczał kabinę.
- Dobranoc, milordzie - mruknął zamykając drzwi.
Warburton z uśmiechem położył się do łóżka.
Zwiadomość, że Hewlett lubi te wyprawy tak samo jak on,
sprawiała mu przyjemność. Dobrze wiedział, że inny służący
mógłby uznać za nieznośne zmiany klimatu, czy znoje i
niewygody, towarzyszące wykopaliskom. Jednak Hewlett
przeszedł nad tym do porządku dziennego i zawsze miał do
powiedzenia coś zabawnego, co wywoływało śmiech jego
pana.
Po lekkim kołysaniu jachtu lord poznał, że wyszli na pełne
morze, a szum maszyn ukołysał go do snu.
Po nocy pozbawionej sennych marzeń Warburton obudził
się pełen energii i pospieszył na pokład, jak tylko zdążył się
ubrać. Miał słuszność twierdząc, że  Wąż morski" jest w
stanie osiągnąć czternaście węzłów. Szybko płynęli wzdłuż
północnego wybrzeża Francji, zmierzając na południowy
zachód przez Zatokę Biskajską; szybkość jachtu przekraczała
trzynaście węzłów, a jego właściciel był z tego niesłychanie
dumny.
- Jeśli będzie pan w stanie utrzymać tę prędkość,
kapitanie, dotrzemy do Krissy szybciej niż sądziłem -
powiedział.
- Czy tam zamierza pan wysiąść, milordzie?
- Tak, ale celowo nie mówiłem o tym nikomu aż do tej
chwili.
- Cieszy mnie to, milordzie. Warburton spojrzał
zdziwiony na kapitana.
- Dlaczego pan tak mówi?
- Zanim wasza lordowska mość wszedł na pokład, w
porcie kręcili się jacyś dziwni, wścibscy ludzie wypytując,
dokąd zmierza jacht.
- Prasa?
- Tak sądzę, milordzie. Oni zawsze interesują się
arystokracją, a szczególnie waszą lordowską mością.
- A dlaczegóż? - zapytał ostro lord Warburton. Kapitan
zastanowił się, po czym odrzekł:
- Przypuszczam, milordzie, że jest pan bardziej
tajemniczy niż inni dżentelmeni.
- Co pan ma na myśli? - zapytał lord uznając, że to
dziwne sformułowanie.
- Cóż, milordzie, jest pan bogaty, wpływowy, pańskie
konie należą do najlepszych w Anglii, ale wyrusza pan
samotnie, by tak rzec, na wyprawy takie jak obecna, i nikt nie
wie na pewno, gdzie będzie można pana znalezć.
To była prawda. Lord Warburton już dawno przekonał się,
że ujawnianie, dokąd zmierza, jest wielkim błędem. W
przeszłości zdarzało się, że kiedy wyruszał, nachodzili go
przyjaciele, znajomi i dziennikarze z gazet. W tej sytuacji nie
mógł niekiedy opędzić się przed gościnnością, której nie
zamierzał przyjąć. Często też uniemożliwiało mu to szybki
wyjazd na wyprawę, w którą wkładał całe serce. Dotyczyło to
zwłaszcza wypraw do Grecji. Teraz myślał z satysfakcją, że
okazał się bardzo rozsądny, nie informując o celu podróży
nawet kapitana, zanim łódz nie wyszła z portu.
Spędził na mostku większość dnia, jeśli nie liczyć
szybkiego marszu po pokładzie dla utrzymania kondycji.
Rozkoszował się ciepłem słońca i słonym wiatrem, który
zdawał się przybierać na sile, gdy zbliżali się do Zatoki
Biskajskiej. Wkrótce coraz wyższe fale dały jasno do
zrozumienia, że czeka ich ciężka przeprawa.
Następnego ranka Hewlett zjawił się u lorda Warburtona
ze słowami:
- Jeśli morze wzburzy się jeszcze bardziej, milordzie, to
wydaje mi się, że będzie rozsądnie umieścić tę skrzynię w
bezpieczniejszym miejscu.
- Jaką skrzynię? - zapytał lord. - Nie wiem, o czym
mówisz.
- Tę dużą skrzynię z napisem  Ostrożnie! Kruchy
Aadunek", którą wasza lordowska mość kazał wstawić do
sąsiedniej kabiny.
Hewlett przerwał, po czym dodał:
- Ten, kto ją wniósł na pokład, niezbyt mądrze ustawił ją
na samym środku. Jeśli zacznie kiwać, zawartość może się
uszkodzić.
- Nadal nie rozumiem, o czym mówisz - powiedział lord
znudzonym głosem. - Przed wejściem na pokład nie
wydawałem żadnych poleceń dotyczących wnoszenia
czegokolwiek. Co więcej, nikt nie wiedział, kiedy się tu
zjawię, wyjąwszy kapitana i ciebie.
- Powiedziano mi, że skrzynię przyniesiono rano tego
dnia, kiedy weszliśmy na pokład i zgodnie z instrukcjami
waszej lordowskiej mości postawiono w kajucie sąsiadującej z
pańską. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •