[ Pobierz całość w formacie PDF ]
warzyszyć?
- Nie licz na to. Po co ci przyzwoitka?
Rzeczywiście, po co?
- A więc dziś uparłeś się jechać tylko...
- Na wszelki wypadek. Muszę przyznać, że przede wszy
stkim ze względu na siebie. Byłem pewien, że w twojej obecno
ści nie odważy się rzucić na mnie z pięściami, jak poprzednio.
MIAOZ I UPRZEDZENIE
89
Eryl aż podskoczyła ze złości.
- Jak mogłeś mnie narażać na coś podobnego!
- Nic ci nie groziło ani nie grozi - odparł spokojnie, co
jeszcze bardziej ją rozgniewało.
- Skąd ta pewność?
- Morlandowi wiele można zarzucić - odparł wesoło - ale
wobec kobiet zachowuje siÄ™ nienagannie.
Wyjechali na prowadzącą do lecznicy szosę, lecz po krótkiej
chwili Lewis znów skręcił w równoległą do poprzedniej, górską
drogÄ™.
- Dokąd mnie wieziesz? Muszę wracać - zaprotestowała.
- Nie bój się! Nie porzucę cię samej w lesie. Jedziemy nie
znaną ci drogą na farmę. Chcę sprawdzić, jak działa nowy lek,
który przepisałem staremu Pughowi. No i namówić go, żeby
zgodził się wreszcie pójść do specjalisty. A ty będziesz miała
okazję zobaczyć swoją przyjaciółkę.
- Niezła myśl. Może nawet wyżebrzemy po filiżance herbaty
- odparła, po raz pierwszy tego dnia odzyskując dobry humor.
Farma sprawiała wrażenie opuszczonej. Brak furgonetki o ni
czym jeszcze nie świadczył; mężczyzni często jezdzili nią do
wioski. Niepokojąca jednak była absolutna cisza panująca
w obejściu, a także to, że cztery psy na widok przybyszów nawet
nie podniosły łbów. Eryl zaniepokoiła się nie na żarty.
- A gdzie dwa pozostałe? - spytała na głos.
- Dwa co?
- Psy. Mają sześć psów, które parami pilnują owiec.
- Pewnie jedna para jest gdzieś w górach na pastwisku razem
ze starym i jego synami - odparł Lewis.
- O lej porze? Owce powinny już dawno wrócić do zagrody
- wyjaśniła. - Coś musiało się stać.
- Zamiast wyobrażać sobie Bóg wie co, zajrzyjmy do domu
- zaproponował Lewis.
Weszli do środka przez otwarte drzwi i obeszli cały dom.
i
,
90 MIAOZ I UPRZEDZENIE
Zajrzeli nawet do sypialni na piętrze, ale nigdzie nie spotkali
żywego ducha. Najdziwniejsze było to, że kuchenny stół był
nakryty do kolacji. Na białym obrusie stały talerze i filiżanki,
koszyk świeżo pokrojonego chleba, a nawet masło i słoik truska
wkowego dżemu. W zawieszonym nad torfowym paleniskiem
kotle gotowała się woda. Wyglądało to tak, jakby w momencie
zasiadania do kolacji cała rodzina gdzieś się nagle ulotniła.
- Nigdy, odkąd ich znam, dom nie był pusty - oświadczyła.
- Musiało się zdarzyć jakieś nieszczęście.
Wyszli na podwórze, gdzie nadal drzemały osowiałe psy.
Nagie w oddali ozwało się przenikliwe wycie, a po nim zajadłe
szczekanie. Wszystkie cztery psy podniosły się i z opuszczonymi
ogonami ruszyły w kierunku hałasu.
- Widzisz? One coÅ› czujÄ….
Podążając śladem psów, minęli mleczarnię i oborę, potem
zagrodę do strzyżenia owiec i wpuszczone w ziemię poidło. Za
trzymali się dopiero przed furtką, która prowadziła na położo
ną na stoku łąkę. Eryl zawahała się, bo łąka była dawno skoszo
na i nie spodziewała się nikogo na niej zastać. Kiedy jednak
wytężyła wzrok, na drugim krańcu pola dostrzegła jakby stos
ubrań, a obok leżące płasko na ziemi dwa owczarki, które mu
siały wyczuć obecność zbliżającej się niechętnie czwórki swych
pobratymców, bo podniosły łby i zawyły przeciągle, zupełnie
jak wilki. Eryl poczuła na plecach dreszcz. Dopiero potem
zauważyła, że obok psów klęczą jacyś ludzie i krzyknęła po
walijsku:
- Co siÄ™ u was dzieje?
Z pola podniósł się Gwillim i, również po walijsku, odpowie
dział na jej wołanie.
- To stary Gareth. Coś go przywaliło - przetłumaczyła Le
wisowi Eryl.
Popędzili przez łąkę. Pani Pugh klęczała obok męża, który
leżał na ziemi, przykryty kurtkami synów. Lewa noga farmera
MIAOZ I UPRZEDZENIE 91
uwięzła w szczelinie między dwoma wielkimi głazami. Miał
szarą, wykrzywioną bólem twarz. Eryl dopiero po chwili spo
strzegła, że ze zranionej ręki sączy się krew.
Lewis natychmiast zabrał się do roboty. Rozluzniwszy sznu
rowadło, próbował bezskutecznie oswobodzić stopę z buta. Po
tem chciał ją obmacać, ale przy pierwszym dotknięciu Gareth
jęknął z bólu i Lewis szybko cofnął ręce.
- Jak to wygląda? - spytała Eryl.
- Nie najlepiej. Nie chcę go niepotrzebnie męczyć, a na oko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]