[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmierdzące - zastrzegła na wszelki wypadek.
- Nie jesteśmy zgnili i śmierdzący - odezwał się ktoś miłym, głębokim głosem. - A mimo
to wolelibyśmy pozostać przy życiu.
Królewna i wojownik natychmiast odwrócili się w tamtą stronę.
Zza załomu skalnego wyszły dwie osoby, mężczyzna i kobieta. Na umarlaków nie
wyglądali, byli wręcz bezdyskusyjnie żywi. Nie mieli też broni, której mogliby użyć do ataku.
Nie widać po nich było zresztą chęci do bitki, zwłaszcza po kobiecie. Była drobna, wręcz
filigranowa, i nie do pomyślenia było, żeby taka istota mogła komukolwiek zrobić krzywdę
swoimi małymi, białymi dłońmi. Miała długie jasne włosy spowijające ją niczym królewski
płaszcz i ogromne błękitne oczy, lśniące tak, że niemal przyćmiewały swoim blaskiem resztę
jej twarzy. A szkoda, bo delikatne, jakby wyrzezbione rysy warte były podziwiania. Prosta
szarobłękitna szata stanowiła doskonałe tło dla jej urody, nie przyćmiewając jej zbędnym
przepychem, a podkreślając subtelną prostotą. Swojemu towarzyszowi kobieta nie sięgała
nawet do ramienia, prawie przy nim nikła. Mężczyzna był bardzo wysoki, wyższy może
nawet od Terka. Szerokie barki i rysujące się pod ubraniem mięśnie kazały domyślać się w
nim wojownika. Jego twarz zdawała się wyciosana z twardego kamienia. Miał mocno
zarysowaną szczękę, prosty nos i głęboko osadzone szare oczy.
Salianka uświadomiła sobie nagle wyraznie, że wszystkie upiększające utensylia trafił
gdzieś szlag, nigdzie nie ma lustra, a ucieczka przez zatęchłe lochy raczej nie dodała jej
urody. W rozpuszczone włosy zaplątało się pewnie kilkanaście pajęczyn, zmagania z dziwną
kratą potwornie ją zmęczyły, co musiało się odbić na jej wyglądzie, a sukienka jest co
najmniej przykurzona. W pierwszej chwili już nawet zaczęła unosić dłonie, żeby poprawić
włosy i otrzepać sukienkę, kiedy dotarł do niej bezsens takiego działania. Do stu demonów,
pętała się po obcych krainach, trzeci raz ją porwano, ktoś chciał wiwisekcjonować jej pieska,
a aktualnie uciekała nie wiadomo przed kim i co gorsza, nie wiadomo dokąd. Po tym
wszystkim miała chyba prawo wyglądać na tak zaniedbaną, jak tylko jej się podobało. I nie
było sensu się tym przejmować tylko dlatego, że na jej drodze stanął jakiś typ z pięknymi
oczami. Drugi raz na piękne oczy Salianka nie miała zamiaru dać się nabrać, co to, to nie!
- Ja bym ich i tak zabił - zauważył Terk, spoglądając na nieznajomych z niechęcią. - Na
wszelki wypadek.
Salianka już miała mu entuzjastycznie przytaknąć, ale ugryzła się w język. Z tą dwójką
coś było nie tak, mówiły jej to demonie zmysły. Głupio byłoby wpakować się niechcący w
jeszcze większe kłopoty, jeśli można było na przykład połączyć swoje siły, wydostać się z
tego lochu, a potem ich zabić. Tak, wykorzystanie ludzi i pozbycie się ich, kiedy już nie będą
potrzebni, to był zdecydowanie dobry plan. Godny Pani Twierdzy.
- Zabić zawsze zdążymy - stwierdziła ugodowo. - To więzniowie szaleńca, tak jak i my.
Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, czy jakoś tak.
- Zaiste - zgodził się nieznajomy, mierząc ją wzrokiem. - Pan tego zamku nie jest zbyt
życzliwy dla swoich gości. Przyjdzie mu za to kiedyś zapłacić. - W jego oczach błysnęło coś
złowrogo.
- Już zapłacił - mruknął Terk.
Instynkty Salianki zakrzyknęły dwugłosem. Ludzka część jej ja nie życzyła sobie
informować właściciela tego powalającego uśmiechu o tym, że Salianka łamie ludziom karki
lub wyrywa serca, nawet jeśli zrobiła to właściwie niechcący. Demonia część ja
wrzaskliwie protestowała przeciwko ujawnianiu potencjalnych atutów. Nieco cichszym
głosem informowała też, że z tą ludzką połówką coś jest mocno nie w porządku, ale na to
królewna nie zwróciła już uwagi, posłusznie stosując się do najgłośniejszych postulatów.
- Mój rycerz go pokonał - oznajmiła z dumą w głosie, zanim najemnik zdążył coś palnąć.
Ale Terk nie próbował nawet sprostować tego, co powiedziała, bo dłoń, którą Salianka
mimochodem położyła mu na ramieniu, zaciskała się o wiele mocniej, niż można się było
spodziewać po smukłych palcach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]