[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łączyło się w szczególną, bogatą i barwną całość. Emily była
uszczęśliwiona i radosna. Dawno już tak dobrze się nie bawiła.
Straciła poczucie czasu. Zatrzymała się w momencie, gdy odkry
ła, że kolejna torba z zakupami już po prostu nie mieści się
w ramionach Garretta. Dopiero wtedy zauważyła, że jej towa
rzysz wcale nie wygląda na uszczęśliwionego. Natychmiast zro
biło się jej wstyd.
- Może wrócirhy? - zaproponowała.
- Już? - Garrett ułożył stertę toreb na ławce. - Chodzimy
dopiero trzy godziny. Miałem nadzieję, że pobiję rekord świata
w noszeniu toreb z zakupami.
- Mogliśmy skończyć wcześniej. Trzeba było powiedzieć, że
masz już dosyć.
- I stracić całą zabawę? Nigdy w życiu nie widziałem nikogo
równie zwariowanego na punkcie świeżych warzyw. Poza tym
bałem się, że jeśli zacznę marudzić, to mogę oberwać którąś
z tych złowrogo wyglądających oberżyn.
- Mówisz to tak, jakbym była wariatką.
- Ty to powiedziałaś, nie ja.
- Zwieże warzywa są bardzo istotnym składnikiem diety. Im
świeższe, tym lepsze. Dlatego ważne jest, co się wybiera.
- Aha. To tak wyglÄ…dajÄ… najnowsze wytyczne dietetyki? Ja
tam wolÄ™ pizzÄ™.
Emily oparła ręce na biodrach.
- Czemu się złościsz? Sam powiedziałeś, że mogę chodzić
wszędzie, gdzie zechcę.
- Nie miałem pojęcia, że będziesz chciała zajrzeć do tysiąca
i jednego straganu. Sądziłem, że spędzimy miłe popołudnie, spa
cerując, gawędząc i jedząc. Skąd mogłem wiedzieć, że puszcza
my się w pogoń za najświeższym pomidorem świata? To byłby
temat na felieton: Mój dzień na Targu Farmerów".
- Powinnam się była spodziewać, że nic nie zrozumiesz -
mruknęła i wziąwszy po torbie w każdą rękę, ruszyła do samo
chodu.
Co chcesz przez to powiedzieć? -. zapytał, zbierając pozo
stałe wypchane po brzegi torby.
Emily odwróciła się do niego.
- Chcę powiedzieć, że okazałam się naiwna, sądząc, iż bę
dziesz w stanie pojąć, o co mi chodzi i co mnie interesuje. I uwa-
żaj z łaski swojej, w tej żółtej torbie są brzoskwinie!
- Bardzo dobrze wszystko rozumiem. Ale to nie znaczy, że
muszę od razu podzielać twoje zainteresowania i robić to samo
co ty.
- I dlatego się złościsz?
- Złoszczę się, bo nie przepadam za robieniem zakupów.
Minął ją i bez słowa pomaszerował dalej. Emily przyśpieszyła
kroku. Szła obok nięjo, przypatrując się jego zaciętej minie.
- Co jest takiego strasznego w robieniu zakupów?
- Nigdy nie widziałaś tych biedaków ze zbolałą miną wloką
cych się za swoimi opętanymi żądzą zakupów żonami? Przejdz
się do pierwszego lepszego pasażu handlowego, to zobaczysz, co
jest takiego strasznego w robieniu zakupów. To po pierwsze.
Dotarli do samochodu. Garrett urwał, otworzył drzwiczki
i zaczął układać torby na tylnym siedzeniu. Kiedy skończył,
usiadł za kierownicą i opuścił dach.
- Po drugie, zmarnowaliśmy całe popołudnie na zrobienie
czegoś, co można było załatwić w kwadrans w pierwszym le
pszym supermarkecie.
Emily patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami. Nagle
zrozumiała, że Garrettowi chodziło o coś zupełnie innego niż to,
o czym cały czas mówił.
- JesteÅ› zazdrosny, prawda?
- Co za pomysł!
- Ależ tak! Jesteś zazdrosny o głupie warzywa. Jesteś wście
kły, bo poświęcam ci za mało uwagi.
- Co takiego? Przywiozłem cię tu, bo Richard Parker kazał
mi się tobą opiekować. To wszystko.
- Wydawało mi się, że przed chwilą mówiłeś, iż przywiozłeś
mnie tu, żeby spędzić miłe popołudnie.
- Jeżeli nawet tak myślałem, to srogo się zawiodłem. A teraz
zapraszam do wozu.
Emily posłusznie wsiadła, ale natychmiast odwróciła się do
tyłu i zaczęła poprawiać torby.
- Nie można tak ciskać warzywami, bo zrobi się z nich miazga.
- Zapamiętam sobie tę radę i skorzystam z niej, kupując na
stępny raz warzywa. Co, jak sądzę, nastąpi nie prędzej niż
w XXIII wieku.
Emily usadowiła się i zapięła pas. Domyślała się już, że czeka
ją długa jazda do domu z milczącym, zaciętym w złości mężczy
zną. Tak miło zaczęte popołudnie kończyło się kompletną kata
strofą. Nie wiedziała tylko, kogo należy za to obarczać winą.
Garrett sam chciał jej pokazać Targ Farmerów. Nie prosiła go
o to. A tymczasem zdenerwował się, i to tylko dlatego, że się
nadspodziewanie dobrze bawiła.
Chyba że naprawdę chodziło mu o to, aby spędzić z nią miłe
popołudnie. I faktycznie zirytował go brak uwagi z jej strony.
Nie chciała uwierzyć, że był w stanie wpaść w złość z tak głupie
go powodu. Choć z drugiej strony mogła się czegoś podobnego
spodziewać. Męska psychika jest taka zaskakująca!
Najbardziej jednak zabolała ją łatwość, z jaką obarczał ją
winą za wszystkie swoje kłopoty. Najpierw miał pretensje z po
wodu kabały, w jaką wpędził się, pisząc felieton. Potem równie
łatwo zrzucił na nią odpowiedzialność za to, że bawiła się dobrze
w miejscu, w które sam ją zawiózł. Dość tego. Nie miała zamiaru
przepraszać go kolejny raz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]