[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- %7łebyś wiedział, jak oni ze mną gadali, to byś też powiedział, że nie wiadomo, czy przyjdą, ale
powiedzieli, że przyjdą. O czwartej będą na Wolskiej, pod Pedeciakiem.
O trzeciej cała delegacja Syrenki : Mandżaro, Perełka i wielki znawca piłki nożnej Tadek
Puchalski, stała przed głównym wejściem wielkiego Domu Towarowego. W milczeniu czekali na
zjawienie się huraganowców . Po chwili na placu przed budynkiem ukazali się Skumbria i
Królewicz. Szli wolnym krokiem, zadzierając głowy do góry i rozglądając się wokoło. W ich
postaciach było wiele godności, tak jak przystało delegatom i kierownikom klubu.
Przywitali się chłodno i poważnie. Zaczął Królewicz swym znużonym głosem:
- Nie będziemy z wami gadać na ulicy. Chodzcie do Stokrotki . Takie sprawy warto załatwiać
elegancko, przy lodach.
Chłopcom z Gołębnika wydłużyły się twarze. Nikt z nich nie miał w kieszeni ani miedziaka. Na
spotkanie przyjechali na gapę, czepiając się po drodze tramwaju. Zaległa kłopotliwa cisza, którą
przerwał dyplomatycznie Perełka:
- Tu nie chodzi o lody, tu chodzi o ważną rzecz. Królewicz uśmiechnął się kpiąco.
- Ja dzisiaj funduję. Zarobiłem kilka papierków . Stać mnie na to.
Po krótkim wahaniu weszli do pobliskiej cukierni. Zajęli stolik w ciemnym kącie małej salki.
Królewicz zachowywał się jak stały bywalec. Rozsiadł się wygodnie, podciągnął nogawki nowych
farmerek i skinął na przechodzącą kelnerkę.
- Pięć dużych, czekoladowych.
Kelnerka jednym spojrzeniem otaksowała całe towarzystwo. Widocznie wygląd obdartych i
niezbyt czystych chłopców nie wzbudził w niej zbytniego zaufania, gdyż zawołała opryskliwie:
- Proszę płacić z góry!
- To ja płacę, pani szefowo - obruszył się Królewicz. Wyjął z kieszeni garść pięciozłotówek i
gestem milionera rzucił zapłatę na marmurowy blat stolika.
- Skąd on ma tyle forsy? - szepnął Perełka. Mandżaro wzruszył ramionami, na znak, że te sprawy
go nie obchodzą.
Skumbria chrząknął dwa razy.
- Zaczynamy - powiedział, siląc się na urzędowy ton.
Mandżaro wolnym ruchem wyciągnął z kieszeni notes, położył go na stole i spokojnie zaczął
tłumaczyć, w jaki sposób należy przystąpić do połączenia obu drużyn. Używał przy tym tych samych
argumentów, które rano wytoczył im pan Aopotek.
- Tu chodzi o wielką rzecz - zakończył. - Jeżeli chcemy dojść do finału, to musimy mieć silną
drużynę. Wola musi wyjść z tego turnieju z honorem.
- Dobrze - odezwał się Skumbria, który z uwagą wysłuchał całego przemówienia - ale jakie są
wasze warunki?
Mandżaro porozumiał się z kolegami krótkim spojrzeniem.
- Tu macie skład, jaki my proponujemy - podsunął Skumbrii swój notes, w którym obok kółeczek
oznaczających poszczególne pozycje widniały wytypowane nazwiska.
Kapitan Huraganu przez chwilę studiował proponowany skład drużyny, po czym z niechęcią
odsunął notes.
- Do kitu - orzekł krótko. - Wezmiemy od was Paragona, Perełkę i ciebie - pokazał na Mandżaro -
i może jeszcze Paradowskiego. Reszta wysiadka. - Królewicz spojrzał spod swych długich rzęs i
oblizując łyżeczkę z lodów, raczył przytaknąć głową.
- Szkoda gadać - wyrwał się Perełka. - A gdzie Krzyś, a gdzie Tadek?
- No właśnie - wtrącił Tadek Puchalski. - O mnie toście zapomnieli, co?
- Nasz Paweł jest lepszy - odezwał się Królewicz tonem nieznoszącym sprzeciwu i
wyciągnąwszy nogi spojrzał na swe zamszowe półbuty.
- Lepszy ode mnie? - zerwał się Puchalski.
- Yhm - mruknął Królewicz.
- Dajcie spokój - starał się uspokoić ich Mandżaro - to ważna sprawa, a wy już się szarpiecie. Ja
wam powiem tylko tyle, że na takie warunki nie możemy się zgodzić.
Skumbria zadzwonił łyżeczką w szklankę.
- - I my też nie. I jeszcze jedno, nowa drużyna musiałaby się nazywać Huragan Mowy nie ma.
Może Halny Wiatr ? - zakpił Perełka.
- Albo Trzęsienie Ziemi - dorzucił Tadek Puchalski. Gdy tylko przekonał się, że
huraganowcy nie chcą go wstawić do składu, stał się zajadłym wrogiem połączenia drużyn.
- Cicho, wiara! - syknął Królewicz. - Nie po to wam stawiałem lody, żebyście tutaj szurali. My
was o nic nie prosimy. Chcecie, to dobrze, nie - to nie. Ale nie strzępcie języków, bo inaczej
będziemy z wami gadać.
Zapalczywy Perełka poderwał się z krzesła. Uczynił to tak gwałtownie, że czarka na lody, która
przed nim stała, potoczyła się i rozprysła z hukiem na ziemi. Blada twarz bramkarza poczerwieniała,
duże piegi pociemniały na czole, oczka zwęziły się w szparki.
- My nie potrzebujemy łaski! - zawołał piskliwie. - Chodz, Feluś, nie będziemy gadać z tymi
oswojonymi Bażantami . Niech sami grają.
Mandżaro pragnął jeszcze ratować sytuację, w poczuciu odpowiedzialności za losy drużyny, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]