[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Były to piękne trumny. Na niektórych umieszczono chińskie
napisy wykonane z mosiądzu. JeŜeli te trumny zobaczy sprytny
importer, pomyślał Katenkamp, trafią niebawem jako skrzynie
do niemieckich przedpokojów. Mają szansę stać się najnow-
szym krzykiem mody z Dalekiego Wschodu.
Nie dotarł do niego Ŝaden dźwięk, ale jeden z czterech
męŜczyzn dał mu skinieniem znak, by wszedł do pokoju na
tyłach.
Na wypchanym worku siedział stary Chińczyk. Obok niego,
w postawie pełnej respektu, stał Charly, dla którego cała sytu-
acja nie była, jak się zdaje, specjalnie przyjemna. Głowę miał
opuszczoną, a oddech szybki i płytki.
Chińczyk nie zwracał uwagi na Katenkampa. Zachowywał
się, jakby był ślepy. Jego oczy za okrągłymi jak koła okularami
nieruchomo patrzyły w pustkę. Mimo to trzymał w ręku fotogra-
fię. W końcu wypowiedział kilka słów.
— Pan mówi, kto pan jest — przetłumaczył Charly.
— Komisarz policji kryminalnej z Hamburga — powiedział
Katenkamp. — Po angielsku mniej więcej Chief Inspector. Z
Wydziału Zabójstw. Przebywam tu jako turysta — dodał.
Stary słuchał bez ruchu. Po przerwie kazał zadać kolejne
pytanie:
49
— Dlaczego szukać chłopaka?
Katenkamp nie widział powodu, by mówić nieprawdę. Miał
tylko nadzieję, Ŝe Charly dobrze przetłumaczy jego wyjaśnie-
nia. Raz chyba zdarzył mu się błąd, bo kiedy z warsztatu do-
biegł dźwięk szybko wypowiadanych słów, drgnął i najwyraź-
niej poprawił się.
Katenkamp rozejrzał się dyskretnie. Pomieszczenie leŜało
poprzecznie w stosunku do warsztatu. Drugie drzwi prowadzi-
ły do korytarza, na końcu którego znajdowało się boczne wej-
ście do budynku. Jedne i drugie drzwi były otwarte. A na ze-
wnątrz, w jasnym słońcu południa... Katenkamp uśmiechnął
się. Tego, kto stał na ulicy w oznakowanym miejscu, moŜna
było stąd dokładnie obserwować.
— Niedobrze szukać chłopca — przetłumaczył Charly. —
Jest chory. Jest w niebezpieczeństwie.
— W jakim niebezpieczeństwie? — zapytał Katenkamp.
— Nie zadawać pytań — przetłumaczył Charly. — Są przy-
jaciele, którzy dbają o chłopca.
Informacja była zaskakująca, a zarazem tak jasna, jak
przepowiednia wyroczni delfickiej. Katenkamp powiedział na
chybił trafił.
— JeŜeli jest chory, to trzeba mu pomóc.
— Pomaga mu się — kazał odpowiedzieć stary. — Niedo-
brze troszczyć się o niego. Paszport niewaŜny. Jak policja
zwróci na niego uwagę, pójdzie do Bang Kwang. Tam trudno
dla niego coś zrobić.
Brzmiało to przekonująco. Gdyby Jurgen Überlender prze-
padł za murami więzienia, stałby się prawie nieosiągalny. JeŜeli
Chińczyk i jego ludzie istotnie mieli na niego oko, był bardziej
bezpieczny, niŜ kiedy komisarz policji kryminalnej z Hamburga
płoszył całe środowisko narkomanów. Środowisko, w którym
juŜ tylko z powodu koloru skóry nie mógł poruszać się niezau-
waŜony... Pozostawało pytanie, po co mieliby interesować się
50
tu małym niemieckim ćpunem.
— Jego ojciec zlecił mi odnalezienie go — powiedział Ka-
tenkamp. — Co mam mu mówić?
— Całkiem nic — oznajmił stary. — Ojcowie i synowie by-
wają czasem wrogami.
W tym jest coś więcej niŜ zwykła chińska mądrość, pomy-
ślał Katenkamp.
— A więc jak mam się teraz zachowywać? — spytał.
— Nie zawiązujemy panu oczu — przetłumaczył Charly. —
Ale jak pan mądry, u pana język z ołowiu. Ojciec kupił hero-
inę.
Potem nastąpiła długa pauza.
Katenkamp próbował uporządkować myśli. Ojciec zlecił
mu... A jednocześnie... Niemiecki sędzia w tajlandzkim bizne-
sie z heroiną? I wiadomość o tym dotarła aŜ do zakładu trum-
niarskiego w dzielnicy chińskiej? Ale rynek miał pewnie jasną i
spręŜystą organizację, a moŜliwe teŜ, Ŝe wszystkie interesy z
heroiną załatwiano w tym właśnie pomieszczeniu.
MoŜe Überlender udawał zainteresowanie kupnem narkoty-
ków tylko po to, by ich tropem dotrzeć do syna? Od kiedy w ogó-
le przebywa w Bangkoku? Ile razy próbował szukać syna?
Dlaczego nic o tym nie mówił? I czy ludzie starego rezydowali
w kaŜdym hotelu dla turystów, informując go, kiedy tylko ktoś
zainteresował się herą? Wcale nie byłoby to takie dziwne. Ale
skąd wiedział, Ŝe chłopak ma niewaŜny paszport? Współ-
pracuje z policją? Pewnie tak. Policja lubi, gdy się ją posmaru-
je — w końcu tu i ówdzie zdarza się to takŜe i u nas i pewnie
wszędzie na świecie bywa podobnie. A czasem warto po-
święcić małą rybkę, aby policji dać poczucie sukcesu, a sa-
memu sobie zapewnić spokój... I co, jeŜeli tym razem posta-
nowiono poświęcić sędziego z Niemiec? Nie, to niemoŜliwe.
Nie informowano by o takim interesie niemieckiego policjanta.
51
Albo teŜ wymyślili to wszystko, Ŝeby sprawdzić, czy będzie
milczał. Dobrze, ale jak ma zachować się w Niemczech? Po-
informować Wydział do Walki z Narkotykami, Ŝe sędzia Hanns
Überlender kupił w Bangkoku heroinę? Bzdura. Karalny jest
tylko przywóz do kraju. A jeŜeli Überlender...
— Idziemy — powiedział Charly. Skłonił się przed starym.
Katenkamp ograniczył się do zamarkowania ukłonu i koryta-
rzem wyszedł za Charlym na ulicę.
W warsztacie znowu pracowali. Katenkamp nie potrafiłby
powiedzieć, czy byli to ci sami męŜczyźni, którzy wcześniej
pilnowali go i rewidowali. Koszula lepiła mu się do ciała, a słoń-
ce świeciło z nagle bolesną jasnością.
— Teraz na masaŜ? — spytał Charly.
Propozycja była rozsądna. Kąpiel, potem porządne wygnia-
tanie mięśni i chwila zastanowienia nad tym wszystkim — cał- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •