[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ha! Wiedziałem, że nie wytrzyma długo bez walki! - Kiedy uczeń otworzył wreszcie
zamek kajdanków, Organa odchylił się do tyłu i potarł nadgarstki. - Na pewno będzie na mnie
wściekły za to, że zignorowałem jego radę.
Uczeń nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Proszę się o to nie martwić - powiedział. - Kota jest zawsze wściekły. Przypuszczam
jednak, że będzie chciał to panu powiedzieć osobiście.
Sięgnął po komunikator, ale zamarł, bo usłyszał ryk rankora, w którym kryło się więcej
zwierzęcej wściekłości niż we wszystkich, jakie słyszał do tej pory. Dzwięk był tak głośny, że z
makabrycznego sklepienia nad ich głowami posypał się grad niewielkich ptasich kości.
Bail uniósł głowę i nerwowo przełknął ślinę.
- To jej ulubieniec - powiedział.
- Czyj ulubieniec? - zdziwił się Starkiller.
- Marisy Brood - wyjaśnił senator. - Padawanki Shaak Ti, a przynajmniej kobiety, która się
za nią podaje. To ona mnie tu trzyma, żeby dobić targu z Imperialcami i zasłużyć na łaskawość
Vadera. Chyba oszalała, jeżeli sądzi, że mu to sprawi jakąś różnicę.
Uczeń przewrócił oczami.
- Cała ta planeta oszalała - podsumował.
Rozległ się następny ryk, tym razem tak głośny, że aż zadrżał grunt. Nadchodziło coś
wielkiego i wygłodniałego.
- Wcale nie oszalałyśmy - odezwał się zza jego pleców kobiecy głos.
Uczeń odwrócił się i włączył klingę świetlnego miecza. Przez największy otwór kościanej
celi weszła wychudzona młoda Zabrakanka. Niosła coś w każdej dłoni. Wyglądało to
nieszkodliwie, dopóki nie pojawiły się dwie kolumny jaskrawoczerwonego światła. Uczeń
stwierdził, że Zabrakanka jest uzbrojona w dwa miniaturowe miecze świetlne. Wirujące klingi
rzucały dzikie błyski na tworzące klatkę kości. Marisa Brood obracała mieczykami beztrosko, jakby
to była para drewnianych pałeczek.
Kiedy się upewniła, że obaj mężczyzni na nią patrzą, dodała:
- Po prostu rzuciłyśmy się w objęcia Ciemnej Strony.
Uczeń gapił się na nią, wcale nie zdziwiony tymi słowami. Znał jej twarz równie dobrze jak
twarz Baila Organy. Pamiętał jej kształt, czarne wargi i kilka wystających z czoła rogów. Zauważył
ciemne warkocze wokół szyi. Zabrakanka miała na sobie bojowe buty, skórzane spodnie i obcisłą,
kusą kamizelkę. Od kobiety, którą kiedyś zobaczył w wizji, różniły ją tylko ciemnoczerwone oczy.
Kiedy Shaak Ti wysyłała swoją padawankę, żeby ukryła się w dżungli Felucji, Zabrakanka
służyła Jasnej Stronie Mocy. Obecnie jednak, kiedy równowaga uległa zakłóceniu, Marisa
przyłączyła się do Ciemnej Strony.
Bo Shaak Ti nie żyła. Bo to on ją zabił.
A teraz uczennica Shaak Ti przybyła, żeby zabić jego.
Czyżby wiedziała? - zastanowił się Starkiller.
- Mariso Brood... - zaczął, odsuwając się od Baila Organy.
Zabrakanka przekrzywiła głowę, jakby chciała potwierdzić jego domysły.
- A ty to kto? - zapytała.
- Nie twój interes. - Uczeń trzymał cały czas klingę świetlnego miecza między sobą a
hipnotyzującymi klingami w dłoniach Marisy. Wstrząsy gruntu stawały się coraz silniejsze. -
Przyleciałem tu po senatora.
- Nic z tego. Nie możesz go zabrać - oznajmiła Marisa.
- Nie istnieją dla mnie słowa nie możesz .
Marisa wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Chcesz się o tym przekonać? - zapytała.
- Odsuń się na bok, dziewczyno - rozkazał Starkiller. - Nie zmuszaj mnie, żebym wyrządził
ci krzywdę.
Marisa parsknęła śmiechem.
- Nie masz szans - powiedziała. - Nie pozwoli ci na to mój ulubieniec.
W tej samej chwili dobiegające z dżungli pomruki osiągnęły natężenie grzmotów. Brzmiały
jak odgłos zderzenia się dwóch planet. Przez kościane pręty klatki przedarł się największy rankor,
jakiego uczeń kiedykolwiek widział. Znieruchomiał nad nimi, a z jego groznych kłów ściekały
strużki śliny. Potwór miał cielsko o upiornej, nienaturalnie bladej skórze. Organa i uczeń odskoczyli
w przeciwne strony, a za nimi posypała się lawina klekoczących kości.
Oszołomiony uczeń wygrzebał się spod stosu kości w samą porę, żeby uniknąć zmiażdżenia
przez zakończoną gigantycznymi szponami stopę, która zamierzała go zgnieść na miazgę. Poderwał
się i przebiegł między ogromnymi łapami, umykając przed ciosem kołyszącego się z boku na bok
ogona. Kiedy trafił pod brzuch bestii, ciął klingą świetlnego miecza, ale zwierzę miało tak grubą
skórę, że nawet nie wypłynęła krew. Miało także kły i rogi o długości co najmniej dwóch metrów.
Potwór - niewątpliwie samiec - był o wiele większy niż jakiekolwiek żywe zwierzę, które uczeń w
życiu widział. Jego szyję i łeb chroniły płytki pancerza grubszego niż pancerz niektórych
gwiezdnych okrętów. Zwierzę poruszało się powoli, ale zdecydowanie. Cuchnęło brudnym
cielskiem i Ciemną Stroną Mocy. Wszystko wskazywało, że zakłócenie stanu równowagi, które
skłoniło Marisę do opowiedzenia się przeciwko Jedi, zmieniło spokojne niegdyś zwierzę w
krwiożerczego potwora.
Uczeń nie miał wyjścia. Musiał go zabić. Nie wątpił w to, tylko jeszcze nie wiedział, jak się
do tego zabrać. Zwierzę znało jego zapach i wykonywało rozkazy Marisy, która niewątpliwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]