[ Pobierz całość w formacie PDF ]
górę, kiedy Alex uchyliła drzwi kuchni.
- Przepraszam, że tak na ciebie napadłam. Wiem, że po
prostu próbowałeś pomóc. - Była wyraznie zakłopotana. -
To chyba przez to, że naprawdę najadłam się strachu.
- Ja też cię przepraszam, bo rzeczywiście mogłaś odnieść
wrażenie, że przemawia przeze mnie męski szowinizm.
- Owszem - zaśmiała się. - Chyba masz rację, że nale-
żałoby coś zrobić. Nigdy nie rozmawiałam z Grahamem na
ten temat, ale rzeczywiście czasem w nocy czułam się nie-
swojo, zwłaszcza kiedy w którymś z bloków wysiadły windy
i musiałam iść po schodach.
- Bezsensowne ryzyko. Przecież nigdy nie wiadomo, ko-
go tam siÄ™ spotka.
Alex zadrżała.
- Przestań mnie straszyć, tylko powiedz, co proponujesz.
Graham nigdy by się nie zgodził, żeby w nocy zastępowali
nas lekarze z pogotowia. Pozwolił mi wzywać ich jedynie
w naprawdę nagłych wypadkach, i to nie tylko z powodu
kosztów. Graham uważa, że każdy chory powinien móc
zwrócić się do własnego lekarza niezależnie od pory dnia czy
nocy.
- Wiem. To jego jedenaste przykazanie - zauważył Ste-
phen ze smutnym uśmiechem. - Tym niemniej oboje zgadza-
my się, że coś trzeba zmienić, choć sam jeszcze nie bardzo
wiem jak.
- Pewnie. Po co ktokolwiek z nas ma się narażać?
- W takim razie zostaw to mnie. Spróbuję coś wymyślić.
- Tylko pamiętaj, że nie mamy za dużo pieniędzy.
S
R
- Słowo harcerza! - Stephen nie posiadał się z radości,
że wreszcie udało im się osiągnąć kompromis.
- No to podaj mi rękę na zgodę.
Uścisnął jej dłoń, a potem, zanim zdążył się zastanowić,
przyciągnął ją do siebie i ucałował w policzek. Oboje zamar-
li na moment w bezruchu, a potem Stephen zakasłał, by
ukryć zmieszanie. Może nie zdążyła dostrzec jego oszoło-
mienia...
- No to zawarliśmy układ - wykrztusił w końcu.
- Chyba tak.
Odniósł wrażenie, że chciała coś jeszcze powiedzieć, ale
po krótkiej chwili wahania zmieniła zdanie i pobiegła na
górę.
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
O ósmej następnego ranka czuł się tak, jakby miał za sobą
cały dzień ciężkiej pracy. Wstał przed szóstą, odbył codzien-
ny bieg po parku, po czym zadzwonił na policję. Oficer
dyżurny obiecał przysłać podwładnego, by spisał zeznania
Alex, ale z tonu jego głosu Stephen wywnioskował, że nie
żywi wielkich nadziei na złapanie sprawców.
Przeglądał papiery na biurku, kiedy Dorothy weszła do
przychodni. Na widok Stephena uniosła brwi ze zdziwienia.
- Ale z ciebie dziś ranny ptaszek. Cóż to, masz kłopoty
ze spaniem? - Wyjęła mu z dłoni kartkę papieru i spojrzała
prosto w oczy. - Mam nadzieję, że to nie wyrzuty sumienia,
co?
Roześmiał się. Na szczęście Dorothy nie mogła wiedzieć,
że rzeczywiście ma powody do wstydu, bo przez kolejną już
noc prześladują go grzeszne myśli.
- Mów za siebie. Moje sumienie ma się całkiem niezle,
dziękuję - zripostował.
- W takim razie wytłumacz mi, skąd ci się dziś wzięły
sińce pod oczami. Tylko nie mów, że znowu spędziłeś noc
nad książkami. Pamiętam, jak doktor Barker narzekał, kiedy
tu jeszcze mieszkałeś, że wciąż przesiadujesz po nocach.
Najwyższy czas, żebyś znalazł sobie jakąś dobrą dziewczynę
i w końcu się ożenił. Przestałbyś tyle myśleć o pracy.
- Masz rację, Dorothy. Problem w tym, że nie spotkałem
S
R
dotąd kobiety, która mogłaby się równać z tobą. A ty mnie
nie chcesz.
- Idz do diabła, Stephen. Może jeszcze mi powiesz, że
nie ma takiej, która umiałaby zawrócić ci w głowie?
- Nawet jeśli jest, to jeszcze nie miałem okazji jej poznać
- zapewnił, starając się nie myśleć o pewnej dziewczynie
o kasztanowych włosach. %7łe też w ogóle przyszło mu do
głowy, że Alex mogłaby go poślubić! To prawda, że jest
piękną kobietą, ale ma jedną zasadniczą wadę: nie ukrywa,
że go nie cierpi.
- W każdym razie dobrze, że cię widzę, bo chciałem
zasięgnąć twojej rady. Mamy cholerny kłopot.
Pokrótce opowiedział rejestratorce o wydarzeniach ostat-
niej nocy.
- Uważam, że żadne z nas nie powinno się niepotrzebnie
narażać. Co prawda nosimy z sobą tylko podstawowe leki,
ale nie wszyscy o tym wiedzą. Ci, którzy zaatakowali Alex,
pewnie myśleli, że ma w walizce jakieś środki odurzające.
- Pewnie masz rację. - Dorothy ze smutkiem pokiwała
głową. - W tej okolicy włóczy się mnóstwo szczeniaków,
którzy coś biorą. Nie dalej jak wczoraj Rita mówiła, że wi-
działa Darrena Richardsona, jak kręcił się niedaleko naszego
mieszkania, i wcale nie patrzyło mu dobrze z oczu.
- Jesteś kolejną osobą, która wymienia to nazwisko. Deb-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]