[ Pobierz całość w formacie PDF ]
posądzałam cię o to, Naldo. Wysłałeś kobietę, żeby za ciebie walczyła. Chyba
bardzo się zmieniliśmy.
Między brwiami Nalda pojawiła się głęboka zmarszczka.
- O czym ty, u diabła, mówisz?
- O Izabeli. Odwiedziła mnie. Najbardziej się ubawiłam, kiedy
wspomniała o naszych siostrzanych uczuciach.
- 73 -
S
R
- Siostrzanych uczuciach? - Naldo wyglądał, jakby zobaczył szaleńca.
- Ostrzegła mnie przed tobą. Powiedziała, że nie zawahasz się przed
niczym, byle tylko zdobyć tę ziemię. Kazała mi się mieć na baczności.
Naldo wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Oj, zna mnie dobrze. Przestraszyła cię? - Znowu pojawiły się dołeczki
na jego policzkach.
- Nie boję się nikogo i niczego.
- Wierzę ci. To jedna z tych cech, które bardzo w tobie lubię.
Anna zaczęła kipieć ze złości.
- Izabela poinformowała mnie także, że twój ojciec podarował mojej
mamie klejnoty legalnie.
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Tak. Zapłacił podatek od darowizny. Należały do niej, a teraz są twoje.
Przepraszam, że sam ci tego nie powiedziałem, ale dowiedziałem się o tym dziś
rano, a od tamtej pory cały czas byłem w sadzie.
- W takim razie - odchrząknęła - mam propozycję. Sprzedam ci klejnoty,
a zatrzymam dom i ziemię.
Przecież to wcale nie oznaczało, że będzie musiała mieszkać w tym domu.
Ale zawsze będzie miała dokąd przyjechać i będzie miała pieniądze na
utrzymanie nieruchomości.
Wstrzymała oddech.
- Nie.
- Dlaczego?
- Wszystko albo nic. Muszę odzyskać tę ziemię.
- To było zgrabne posunięcie: przysłać do mnie Izabelę, żeby udawała, że
sama chce kupić mój dom.
Naldo nachmurzył się.
- Nie mam z tym nic wspólnego. Jeśli się starała kupić ten dom, robiła to
na własną rękę.
- 74 -
S
R
- Powiedziała, że chciałaby tu zamieszkać.
- To ci nowina. - Skrzywił się w kwaśnym uśmiechu. - A mnie się wydaje,
że ona ma zupełnie inne plany. Sama słyszałaś, że najchętniej spieniężyłaby całą
posiadłość. Na pewno sprzedałaby ten kawałek ziemi jakiemuś deweloperowi.
- To niemożliwe. Nie ma tam drogi dojazdowej.
- Wiem. - Mrugnął porozumiewawczo. - Ale jestem zdruzgotany, że to
sprawdziłaś. Wygląda na to, że wszystkie kobiety dokoła mnie próbują sprzedać
jakiś kawałek mojego raju. Nikomu nie można zaufać.
- Ja wiem, że nie mogę zaufać tobie. Nie cofniesz się przed niczym, by
zdobyć to, czego chcesz.
- Mówisz, jakbyś mnie dobrze znała. - Jego oczy świeciły z rozbawienia. -
A skoro już o tym mowa, co powiesz na trzy i pół miliona dolarów za ziemię,
dom, biżuterię i książkę kucharską?
Anna aż otworzyła usta ze zdumienia.
- Możesz dostać te pieniądze jutro. W gotówce albo przelewem na
wskazane konto - oświadczył bardzo poważnie. - Jestem pewien, że oboje
chcielibyśmy zakończyć sprawę.
- Tak - szepnęła słabo. Trzy i pół miliona dolarów.
Szli powoli wśród szpaleru drzew. Na samą myśl o takiej kwocie na
koncie traciła oddech. W nozdrza uderzył ją zapach kwiatów.
- Będzie dobry urodzaj w tym roku - mruknęła.
- To prawda. - Zerknął na nią, zdziwiony.
Trzy i pół miliona dolarów.
Mogłaby być zupełnie niezależna. Mogłaby robić, na co tylko miałaby
ochotę. Bierz pieniądze i nigdy tu nie wracaj. Wahała się.
- Dasz mi pieniądze i będę mogła... odjechać? - Niespodziewanie poczuła
ucisk w sercu.
- Tak.
- 75 -
S
R
Naldo naprawdę chciał ją oderwać od korzeni. Wyrzucić jak zepsuty
owoc.
Oddychała z trudem. Może to z powodu ciężkiego zapachu pomarańczy? -
Naldo stał bez ruchu. Jak posąg. Przełknął ślinę.
- Cztery miliony - rzucił.
Było coś dziwnego w jego głosie. W jego spojrzeniu. Podszedł bliżej i
wziął ją za rękę. Ciepło jego dłoni odebrało jej zdolność oddychania.
Pomieszało myśli. Stał tak blisko...
Próbowała znalezć jakieś słowa. Ale jej serce łomotało tak gwałtownie...
Naldo wziął ją pod brodę. W skupieniu patrzył jej prosto w twarz.
Poruszyła wargami, ale nie wydobył się z nich żaden dzwięk.
Wzrok Nalda zatrzymał się na jej ustach. Opuścił powieki, wziął głęboki
oddech i... pocałował ją.
Wplotła mu palce we włosy. Ochoczo odwzajemniła pocałunek.
Wciągnęła głęboko w nozdrza odurzającą mieszaninę zapachów: Nalda i drzew
pomarańczowych.
Całował ją do upojenia. A ona głaskała go po plecach. Po muskularnych
ramionach. Potem wyciągnęła mu koszulę ze spodni. Sięgnęła do paska.
Natychmiast odczuła reakcję jego organizmu. Jęknął głucho. Zamknął w
dłoniach jej piersi. Przywarła do niego całym ciałem. Był taki potężny, taki
twardy. A przy tym taki delikatny.
Gwałtownymi ruchami rozpięła mu koszulę. Naldo rozsunął zamek jej
sukienki. Jednym płynnym ruchem zsunął ją wraz z majteczkami, aż do ziemi.
Ona tymczasem szarpała się z guzikiem u jego spodni. W końcu sam je
rozpiął. Zciągnął je z siebie i chwycił ją w ramiona.
Powoli położył ją na ziemi, wśród płatków kwiatów pomarańczowych.
Sam położył się obok niej. Jego ciemne oczy płonęły pożądaniem. Wodził
palcami po krągłościach jej ciała. Wsunął dłoń między jej uda. Kiedy jej
- 76 -
S
R
dotknął, jej biodra same uniosły się ku pieszczocie, a sutki naprężyły z
pożądania. Skóra ją paliła. Była z nim. Z Naldem De Leonem.
Co ja robię?
Zamiast wziąć pieniądze i czmychnąć jak najprędzej, rzuciła się na niego i
zdarła z niego ubranie.
Naprawdę nie powinna...
Kolejne dotknięcie było jak uderzenie pioruna. Rzuciła się gwałtownie.
Wydała dziwny, zwierzęcy okrzyk. Naldo uciszył ją namiętnym pocałunkiem.
Kiedy wszedł w nią, przyjęła go zachłannie. Drżała. Wierciła się. Naldo
chwycił ją za głowę i całował jak szalony. Z każdą chwilą, z każdym ruchem
zbliżała się do raju. Szeptała jego imię. I nagle usłyszała w głowie jedną myśl.
Kocham tego człowieka.
Potężny, namiętny, niesamowicie lojalny wobec swojej dumnej rodziny i
ukochanej posiadłości, Naldo był człowiekiem wyjątkowym.
To była ostatnia myśl.
Porwała ją ekstaza.
Jak na szalonej kolejce górskiej dotarła do szczytu, krzycząc przerazliwie.
Naldo trzymał ją w potężnym uścisku, dopóki nie opadła z sił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]