[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podróżować.
Zamknął kalendarz z trzaskiem.
- Dobrze. Twoje pokoje są gotowe. Możesz zacząć przeprowadzkę dziś wie-
czorem.
Przełknęła ślinę, próbując opanować ogarniającą ją panikę.
- To wszystko jest takie nagłe...
- Po co czekać? - Sięgnął do kieszeni i podał jej klucz. - To jest klucz do mo-
jego domu.
Kiedy się zawahała, wziął jej rękę, położył klucz na dłoni i zamknął na nim
jej palce. Metal był rozgrzany ciepłem jego ciała, a ręka trzymająca jej dłoń była
tak gorąca, jak to zapamiętała. Zanim zdołała wymyślić jakiś rozsądny powód, żeby
nie przyjąć klucza, Opal zastukała do drzwi i wsunęła głowę do pokoju.
- Pani Riggan, dzwoni agent nieruchomości.
Sawyer puścił ją i wskazał jej swój fotel.
- Przełącz go tutaj, Opal.
Kolana Lynn drżały tak, że z trudnością wstała i okrążyła biurko. Usiadła w
jego skórzanym fotelu z wysokim oparciem. Otoczył ją jego zapach, przed oczami
S
R
pojawiły się obrazy tamtego wieczoru na schodach i wspomnienie tego, jak pach-
niał, kiedy wtuliła twarz w jego szyję.
Zwiatełko na telefonie zamrugało, odciągając ją od niechcianych myśli. Pod-
niosła słuchawkę i wysłuchała tego, co miał jej do powiedzenia agent. Dostała do-
skonałą ofertę sprzedaży domu za gotówkę i agent pytał, czy może się wyprowa-
dzić do końca miesiąca.
Lynn poczuła, jak ogarnia ją panika. Wszystko w niej krzyczało nie", ale
długi Bretta nie dawały jej wyboru i zgodziła się.
Odłożyła słuchawkę, oparła łokcie na biurku i schowała twarz w dłoniach.
Czy jej się to podobało czy nie, musiała wyjść za Sawyera i wprowadzić się do jego
domu.
S
R
ROZDZIAA PITY
Sawyer miał się pojawić lada chwila, a Lynn nie była gotowa - chociaż
prawdopodobnie nigdy nie będzie gotowa, żeby ponownie wyjść za mąż. Ta myśl
zasmuciła ją, ponieważ zawsze chciała mieć dużą rodzinę.
Zsunęła obrączkę, którą dał jej Brett, i przewlokła przez nią cienki złoty łań-
cuszek. Palce jej drżały do tego stopnia, że z ledwością udało jej się zapiąć go na
szyi. To będzie jej talizman, przypominający, że to tylko krótkie małżeństwo z roz-
sądku, które skończy się, jak tylko Sawyer będzie mógł odkupić od niej udziały.
Miłość nie miała z tym nic wspólnego.
Ostatniej nocy spędziła kilka godzin nad dziennikiem Bretta, czytając jego
zaszyfrowane notatki i próbując znalezć jakiś sposób na uniknięcie tego małżeń-
stwa. Brett wspominał o pieniądzach, jakie zarobił, ale nie było po nich śladu na ich
kontach. A potem jego dygresje na jej temat sprawiły, że zrobiło jej się niedobrze,
więc odłożyła dziennik.
Dlaczego nie domyśliła się, że nigdy jej nie kochał? Dlaczego w ogóle się z
nią ożenił? I co miało znaczyć zdanie: Dopóki mam to, co jest dla Sawyera naj-
cenniejsze, dopóty jestem górą"? Będzie musiała wrócić jeszcze do tego dziennika.
Nie była to emocjonująca perspektywa, ale była w nim tajemnica, którą chciała
rozwikłać. Niektóre uwagi były napisane jakimś kodem.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyła i zobaczyła Sawyera. Jej serce
przyspieszyło. Wyglądał bardzo dobrze w czarnym garniturze, białej koszuli i gra-
fitowo-szarym krawacie. W butonierkę wpiął kwiat róży w kolorze kości słoniowej.
Był świeżo ogolony i ostrzyżony. Wyglądał jak zakochany pan młody.
Pod jego wzrokiem jej skóra zaróżowiła się.
- Gdzie jest mercedes? Czyj samochód stoi w garażu?
Przełknęła ślinę.
- Zamieniłam wczoraj mercedesa na coś bardziej praktycznego.
S
R
Zmarszczył brwi.
- Brett dał ci ten samochód na dwudzieste pierwsze urodziny.
- Tak, ale wolę jezdzić czymś, za co nie muszę płacić rat. - Gdyby nie sprze-
dała mercedesa, bank zająłby go na poczet długów. Miała szczęście, że udało jej się
znalezć przyzwoity używany samochód za sumę, która pozostała jej po spłaceniu
kabrioleta.
Zacisnął usta.
- Kochałaś ten samochód.
Tak, to była prawda. Sportowe auta reprezentowały wszystko to, czego jej
brakowało - radość, zmysłowość, klasę. Ale nie chciała dyskutować o zadłużonym
samochodzie, skoro właśnie mieli wziąć ślub.
- Sawyer, to tylko samochód, a poza tym sedan jest lepszy do wożenia foteli-
ka dla dziecka.
Zgodził się z nią krótkim skinieniem głowy.
- Jesteś gotowa?
- Na tyle, na ile mogę.
Jego wyraz twarzy nagle złagodniał.
- Uda nam się, Lynn.
Chciałaby mu wierzyć.
Wzięła torebkę ze stolika w holu i wyszła za nim w upalne popołudnie. Dzie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]