[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przy tym nie zbliżać się do nich zanadto. Czaję się więc za nimi z
nadzieją, że to właściwy dystans. Nie wiem, czy wtapiam się w
otoczenie, czy raczej jestem widoczna jak słup na pustyni. Oby
tylko nagle się nie odwrócili...
Tymczasem idą, wysokie obcasy kobiety stukają donośnie na
chodniku. Przyjaciółka Pana R dzisiaj ma na sobie ciemną
suknię, a na niej świetnie skrojony żakiet, podczas gdy on pozostał
w biznesowym garniturze, w ten ciepły wieczór nie potrzebując
płaszcza ani marynarki. Prawdę mówiąc, to ja wyglądam dziwnie
w długim okryciu, zważywszy, że większość ludzi dokoła jest
ubrana w T-shirty lub inne lekkie bluzki.
Nieważne. Jakby się kto pytał, wystarczy, że będę udawać
typową brytyjską ekscentryczkę .
Nikt jednak nie pyta, zatem pozostaję sobą. Ludzie nie zwracają
na mnie uwagi. Na tym polega uwodzicielski urok tego miasta.
Mogę być kimkolwiek lub czymkolwiek zechcę. Jakaż róż-
nica w porównaniu z moim miasteczkiem, gdzie zmiana koloru
włosów może wzbudzić ożywioną debatę, w której wezmie udział
ogół mieszkańców.
Przemierzamy ciemne ulice, a potem wychodzimy na ruchli-
wą arterię pełną śmigających samochodów osobowych, auto-
busów i taksówek. Idziemy na drugą stronę i wkraczamy w ele-
gancki, przeznaczony tylko dla pieszych zaułek z niezwykłymi
butikami, barami i pubami, wokół których młodzi ludzie stoją na
chodniku, pijąc i paląc. Denerwuję się, że zgubię Pana R i jego
towarzyszkę, gdy się będą przeciskali przez tłum, ale poruszają się
równym krokiem, najwyrazniej nieświadomi, że ktoś podąża ich
śladem. Zmierzamy w kierunku innej części miasta i wkrótce
widzę bary o odmiennym charakterze. Przed niektórymi widnieją
emblematy z tęczą rozpoznaję ten znak, to lokale dla gejów.
Inne mają w wejściach dyskretnie powieszone zasłony. Zauwa-
żam, że przed migotliwymi neonowymi bramami stoją kobiety w
minispódniczkach.
Dzielnica czerwonych latarni? - nie dowierzam. To do
niej się kierują? .
Mijamy kilka obskurnie wyglądających sklepików i kiedy już
zachodzę w głowę, co się, u licha, dzieje, wynurzamy się z tego
zakątka wprost na ruchliwą ulicę. Dokoła roztacza się dziwna
mieszanina biznesu i zabawy - widać wysokie budynki związane
z mass mediami: filmem, telewizją, reklamą i marketingiem, i
wokół nich niezliczone bary i restauracje. Wszędzie jest pełno
ludzi - jedni są ubrani w niedbałe codzienne stroje, inni w drogie
kreacje jak spod igły. Bywalcy posilają się najróżniejszego
rodzaju jadłem w rozmaitych restauracjach albo piją wino, piwo
czy koktajle przy stolikach wystawionych na chodniki. W
powietrzu unosisię osobliwy aromat letniego wieczoru zmieszany
z wonią spalin i papierosowym dymem, a także z zapachami
potraw dolatującymi z setek restauracji. To miejsce tętni życiem,
które nie straci impetu aż do wczesnych godzin porannych, gdy
teatry dawno już wypuszczą ostatnich widzów i nawet puby będą
zamknięte6.
Widzę jednak, że dzieje się tu coś więcej. Pierwszą wskazów-
kę dostrzegam, mijając sex shop - jeden z tych ugrzecznionych, w
których na pozór sprzedaje się głównie pierzaste boa, czekoladki
w kształcie kuszących części ciała i pikantną bieliznę na wieczory
panieńskie. Mimo że mają na składzie spory wybór jaskrawo
kolorowych wibratorów, zdają się traktować seks jedynie jako
powiązany z pożądaniem żart. Wkrótce jednak zauważam drugi
sklep, proponujący całkiem inny asortyment. Na podświetlonej
wystawie manekiny mają na nogach lśniące plastikowe buty na
niebotycznie wysokich obcasach, zapinane na zamek albo ozdo-
bione koronkami. Wyżej widać siatkowe pończochy, koronkowe
majtki bez kroku, pasy do pończoch i skórzane staniki, niektóre
nabijane ćwiekami lub kolcami, a wszystkie z otworami na sutki.
Manekiny mają na głowach skórzane czapki lub maski na twarzy,
a w dłonie wepchnięto im pejcze. Zerkając do wnętrza, widzę na
wieszakach kompletne stroje i bieliznę. Przez chwilę kusi mnie,
by tam wejść.
6
[ Pobierz całość w formacie PDF ]