[ Pobierz całość w formacie PDF ]
często mają do siebie \al w takich sytuacjach, choć najczęściej po prostu rodzice nie potrafią dłu\ej
być z sobą. Chyba \e któreś z nich zmieni się diametralnie, by dostosować się do oczekiwań
współmał\onka ...
- Przecie\ wiele par tak właśnie robi.
- Raczej robiło. T o kobiety się zmieniały, bo tego od nich oczekiwano. Bo nie miały innego wyjścia,
nie dałyby sobie same rady. Niektóre dalej tak postępują, bo kochają tych swoich mę\czyzn ponad
wszystko. Ale są te\ i takie, które nie potrafią się poświęcić, więc odchodzą, by ocalić siebie.
Adam w zadumie owijał zabójczą masę w kawałek worka na śmieci.
- Moja matka była artystką. Często przy sztaludze zapominała o bo\ym świecie, a stojący na kuchence
obiad przemieniał się w zwęglone resztki. Ojciec uwa\ał, \e marnuje czas, zamiast zająć się na
przykład sprzątaniem. Zarzucał jej te\, \e pobła\a nam nie z jakichś tam wy\szych pobudek, ale dla
świętego spokoju. Miał te\ do niej pretensje za jej kulinarne wyczyny. Był to typowy konflikt między
pragmatykiem a artystycznÄ… duszÄ…·
- A ty trzymałeś stronę ojca. Podniósł na nią zdziwione spojrzenie. - Skąd ci to przyszło do
głowy?
- Bo jesteÅ› taki jak ojciec.
- Skoro tak mówisz, zupełnie mnie nie znasz.
Zaskoczona, stała chwilę w bezruchu. Była tak przyzwyczajona do tego, \e instynkt nie zawodził jej w
kwestii temperamentów czy osobowości, dlatego na ogół nie weryfikowała pierwszego wra\enia.
Zdawała sobie sprawę, \e jest to dość arogancka postawa, ale uzasadniały ją nieodmiennie trafne
diagnozy.
- Czy\byś uwa\ał, \e twoja matka miała prawo odejść? - Zmarszczyła brwi.
- Wtedy oczywiście nie. Jak ka\de dziecko w takiej sytuacji, byłem wściekły zarówno na ojca, \e jej
nie zatrzymał, jak i na nią, \e nas zostawiła. Ale kiedy wyprowadziłem się do Nowego Orleanu,
poznałem ją lepiej i zrozumiałem jej motywy.
- Więc teraz jesteście sobie bliscy?
- W miarę tak, choć najlepiej nam się układa, gdy nie wchodzimy sobie za bardzo w drogę. Co
ciekawe, jak na kogoś, kto twierdzi, \e nigdy nie nadawał się na matkę, niezwykle mocno entuz-
jazmuje siÄ™ wnukami.
- A ciebie dzieci nie interesujÄ…?
Podała mu lejek, by wlał do butelek naftę.
- Interesują, ale najpierw trzeba znalezć dobrą \onę, z którą chciałoby się mieć te dzieci. - Zamilkła na
chwilÄ™. - A ty? - zapytaÅ‚, nie patrzÄ…c w jej stronÄ™·
- Co ja?
- Wiesz doskonale, o co pytam. Czemu nie masz jeszcze mÄ™\a i gromadki dzieci?
- Mę\czyzni czują się przy mnie nieswojo. - Uśmiechnęła się kpiąco. - Nie przepadają, gdy
czytam im w myślach.
- NaprawdÄ™? Moim zdaniem taka sytuacja ma kilka oczywistych zalet.
- Wierz mi, \e jednak więcej wad. Wyobraz sobie \onę, która zawsze wie, \e wpadłeś w debet, a
nawet umie podać jego wysokość. Albo kiedy myślisz o panienkach w bikini.
- Wyobraz sobie \onę, która doskonale wie, czego mi w danej chwili trzeba.
- Albo taką, która wie, kiedy pomyślisz o niej per wiedzma.
- Albo taką, która wie, kiedy fantazjuję sobie, co wieczorem zrobimy w łó\ku.
- Ech, sam nie wiesz, co mówisz - \achnęła się.
- Naprawdę? Uwa\asz się za inną, tajemniczą, ale zmartwię cię. Dla większości mę\czyzn kobiecy
umysł jest zagadką, tak więc twój jest po prostu nieco większą zagadką, i tyle.
Była zaskoczona jego słowami. Nigdy jeszcze nie spotkała mę\czyzny, który z takim spokojem
przyjmował jej specyficzne uzdolnienia. Kusiło ją, by odrzucić wszelkie opory i zbli\yć się do niego,
przyjąć tę akceptację, którą widziała w jego oczach. Przera\ona własnymi myślami, cofnęła się
gwałtownie, szukając dystansu, oddalenia.
- Co się stało? - zdziwił się.
- Nic. - Zwil\yła usta. - Na zewnątrz jest tak cicho, zastanawiam się, co porabiają nasi goście.
Przez chwilę milczał, nasłuchując uwa\nie.
- W domu te\ jest dziwnie cicho. Zwłaszcza na górze.
Skinęła głową, zadowolona ze zmiany tematu.
- Pójdę zobaczyć, czy u ciotki wszystko w porządku.
Na palcach przeszła przez salon, a stamtąd na schody. Zapukała do drzwi gościnnej sypialni.
Odpowiedziała jej cisza. Zapukała więc jeszcze raz, po czym zaniepokojona weszła do pokoju. Nie
było w nim \ywej duszy. Szlafrok le\ał pośrodku niezasłanego łó\ka, a ze staroświeckiej toaletki
zniknęła torebka. Buty na obcasie, jeszcze niedawno le\ące niedbale pod łó\kiem, tak\e wyparowały.
Tknięta przeczuciem, odwróciła się na pięcie i pospieszyła do swojej garderoby, gdzie zastała
powysuwane szuflady i zwisające z nich niechlujnie ubrania. Szybko zauwa\yła brak czarnych
d\insów i takiej\e koszulki. Wniosek nasuwał się sam. Ciotka Kim zniknęła.
Lara wyrzucała sobie, \e powinna była pamiętać, i\ ciotka, wychowana w tym samym domu, równie
dobrze jak ona znała wszystkie sekretne wyjścia. Nagle przyszło jej coś do głowy. Niestety, szybkie
zerknięcie pod poduszkę potwierdziło jej obawy.
Pistolet, którym Kim zabiła swego mę\a, tak\e ulotnił się jak kamfora. Jedyna w całym domu broń z
prawdziwego zdarzenia ...
ROZDZIAA ÓSMY
- Co te\ jej, do licha, strzeliło do głowy? - zdenerwował się Adam. - Gdzie ją poniosło?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]