[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bowiem, ażeby bawiąc się z dziećmi, nie zadrasnął ich ostremi pazurami, albo nawet co
gorszego nie przyszło mu na myśl. Mimo to chodził on i potem jeszcze często ze mną na
przechadzkę. Budkę miał przy składzie żelaza. Gdy w zimie przyjeżdżali węglarze, właził na
mur, mardał ogonem i wył głośno, aż przyszli i pogłaskali go. Przy- czem im pilnie przetrząsał
kieszenie, czyby tam nie było czego do jedzenia. Chłopi tak do tego nawykli, że umyślnie brali
kawałki chleba do kieszeni, aby ich tam wilk szukał. Umiał on'to wybornie i zjadał wszystko,
co mu jeno dano. Dostawał dziennie trzy wiaderka jadła. I psy nasze zaczęły z nim jadać z tego
samego wiaderka; gdy jednak nadeszło jakie obce zwierzę, wówczas wpadał w największy
gniew. Ile razy mnie zobaczył na dziedzińcu, dokazywał nie wiedzieć co; gdym się zbliżyła do
budki jego, stawał na tylnych nogach, przednie kładł na moich barkach i chciał mnie lizać z
radości. Gdym odchodziła, wył z żalu. Mieliśmy go rok, ale że po nocach bardzo wył, kazał go
mąż mój zastrzelić. Drugi
z tych trzech wilków mieszkał z psem gończym razem w jednej budce. Pies leżał co noc przy
nim, a ile razy dostał kawałek mięsa, nie zjadał go nigdy sam, lecz zanosił wilkowi do budki.
Zdarzało się też nieraz, że i wilk tym samym sposobem odwdzięczał się przyjacielowi swemu.
Czcigodny przyrodnik nasz K. PIETRUSKI potwierdza to samo, iż wilk za młodu wzięty daje
się łatwo ułaskawić, i byleby tylko był syty, więcej dowierzać mu można, aniżeli
niedzwiedziowi, utrzymuje wszakże, iż od chęci mordowania nie odwyka. Z tej też przyczyny,
dla smrodu, który wilki sprawiały, i przerazliwego wycia w czasie rui musiał się ich PIETRUSKI
pozbywać, mając kilka razy chowane wilki. Miał także wilczycę, która z brytanami wolno
biegała, z niemi razem cudze psy z dziedzińca wyganiała, a z kucharzem, którego bardzo
lubiła, chodziła do rzeki kąpać się. Raz miał ogromnego wilka bardzo oswojonego, z którym
można było bawić się jak z psem, przyczem życzliwość swoję okazywał, mardając ogonem.
Proboszcz ewanjelicki Mauksch1 opowiada, iż pewien mieszczanin kieżmarski posiadał
oswojonego wilka, który mu przez trzy lata towarzyszył na przechadzkach i mniejszych
podróżach pieszych, i dopiero po upływie tego czasu okazywał się znowu nieco dzikszym.
Wówczas
') Był proboszczem w Sławkowie (Schlagendorf na Spiżu), potem żył w Kieżmarku (1813).
szedł raz z panem swoim przez Liptów. Zobaczywszy tak blisko Tatry, stanął i z zajęciem
przypatrywał się górom, przyszedł jednak na zawołanie pana. Po nieja kim czasie znowu
stanął, zwrócił się ku górom, począł wyć, na wołanie pana już nie słuchał i wreszcie puścił się
w góry. Oczywiście stoczył wilk walkę sam z sobą, a popęd do życia swobodnego
przezwyciężył przywiązanie do pana jego.
1
W. POL , bawiąc raz w okolicach Kłajpady u hr. DONY, widział u niego młodego łosia
chowanego, który za przybyciem pana pędem wybiegał ze stajni przed ganek i odchodził
znowu, otrzymawszy na poczesne jabłko, pogłaskany, poklepany od pana. Była tam także
wilczyca oswojona. Chodziła po pokojach, witając się z panem rzucała się mu na piersi,
skomliła i lizała ręce i znowu warowała u nóg, a gdy ją pogłaskał i popieścil, obleciała salę po
dwa razy dokoła, szalejąc z radości, i wracała znowu pokornie do nóg jego. Była to pieszczona
wilczyca, od szczenięcia wychowana przy łóżku DONY, gdzie na niedzwiedziu sypiała.
Szczenięciem przywiózł ją z Skandynawii i wychował z ręki. W czasie odwiedzin autora
Obrazów sześć lat była w tym domu; sierść na niej połyskiwała się lśniącym, miękkiem wło-
sem, i nietylko że wilczyca nie miała twardego wyrazu i'dzikości w oczach, ale owszem bardzo
miły i łagodny, i była tak obleśną 2, jak tylko pies legawy bywa.
) Obrazy z życia i natury. Kraków, 1869. 2) Wyraz dziś mało używany, znaczy tyle, co
schlebiający.
Obr. z życia zwierząt II. 5
Bez najmniejszej obawy hrabia kładł rękę w jej paszczę i bawił się jej zębami jak kość
słoniowa białemi. Ale co najciekawsze, zimą brał ją z sobą na lody na polowanie na wilki
ciągnące z Szwecyi do żmujdzkich i kurlandzkich brzegów. Poczuwszy wilków, wychodziła
przeciw nim i zwabiała ku stanowisku strzelców i na strzał. Goniła też razem z psami wilki.
Taka sama wilczyca znajduje się u p. JULU PIWKOWEJ W Słobódce leśnej w Kołomyjskiem.
Już wspominany przyrodnik BREHM, przytoczywszy w swojem illustrowanem życiu
zwierząt opowieści CUVIEBA i pani BEDOIBE o wilkach oswojonych, kończy je temi słowy:
Przytoczyłem te wypadki szczegółowo, gdyż wilki zwierzyńca liamburskiego dosyć dały mi i
dawają dowodów prawdziwości owych opowieści. To jest rzeczą pewną, że wilk da się
wychować i oswoić, tj. godzien jest, aby z nim obcowali ludzie bez przesądu. Kto umie ob-
chodzić się z nim, może z niego zrobić zwierzę, zbliżone w głównych przymiotach do psa
wilczego. Rozumie się wszakże samo przez się, że z zwierzęciem wolnem inaczej trzeba się
obchodzić, aniżeli z niewolnikiem zostającym od niepamiętnych czasów, pod
zwierzchnictwem człowieka. To są słowa BEEHMA.
Złe i dobre przymioty wilka mogły być przyczyną, że i ludziom od niego dawano
nazwisko. Znajdujemy to jak u Słowian, tak u Niemców. Dosyć u nas Wilków i Wilczków, a
Wolfów u Niemców. Toż i wilków w baranich skórach nigdzie nie brak. A ileż to wsi wzięło
u nas nazwę od wilka, ileż to Wilkowic i Wilczkowie i Wilczyc! Trzeci z kolei biskup gocki też
Wilczkiem. (Vulfila) się zwałJedno z najbitniejszych pokoleń Słowian, które w dziewiątym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]