[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wielką, ciężką dłonią. Nie dotykaj mnie! - pomyślała i nagle
ogarnął ją gniew, jasny i wyraźny po mętnych rozważaniach, które
zajmowały do tej pory jej myśli. Przystanęła i odczekała, aż Em odejdzie
trochę dalej, wejdzie na ganek.
- Chodź, Maddie. - Położył jej dłoń na ramieniu, chciał odprowadzić ją do
domu. Otrząsnęła się tak gwałtownie, że aż cofnął się o krok.
Spojrzała mu w oczy.
- Co się dzieje, Brent? - szepnęła. Musiała zaciskać zęby, żeby nie krzyczeć.
Przycisnęła do piersi zwinięte w pięści dłonie. - Co ty wyprawiasz? Co ty, do
cholery, wyprawiasz!
- O co ci chodzi? - spojrzał na nią, zdumiony.
Maddie przysunęła się do niego tak blisko, że ich stopy niemal się stykały.
- Do jasnej cholery! - syknęła. - Pod siedzeniem cadillaca znalazłam damskie
majtki! Z kim mnie zdradzasz? Z Beth? -Potrząsnęła głową, nie zwracając
uwagi na nieznośny, ostry ból. Ręce trzymała przyciśnięte do ciała, nie może
przecież uderzyć go, ale musi jakoś uświadomić i jemu, i sobie, co właściwie
się zdarzyło. - Tym razem nie ujdzie ci to na sucho. Tym razem nie mam
zamiaru przebaczać. Nic z tego. Jeśli mnie zdradzasz, odejdę od ciebie,
przysięgam, że odejdę!
Brent zerknął na Em, która przystanęła na ganku i przyglądała się im
uważnie.
- Nic się nie stało - powiedział zbyt głośno. - Po prostu boli cię głowa. Miałaś
wypadek. - Ściszył głos do szeptu. -Denerwujesz Emily. Przestań.
- Znalazłam majtki. Czarne fikuśne majteczki z koronki. Masz mi to wyjaśnić.
W tej chwili.
- Mamo...?
- Chwileczkę, kochanie - odkrzyknął Brent. - Przecież wiesz, że nigdy bym cię
nie zdradził - cicho zwrócił się do żony. - Obiecałem. Jak długo jeszcze każesz
mi płacić za Beth?
Maddie cofnęła się o krok. Straciła nieco pewności siebie.
- Skąd w takim razie te majtki w samochodzie?
- Nie wiem. - W zdenerwowaniu nieostrożnie podniósł głos. - Może to jakiś
dowcip?
- Mało zabawny.
- Z całą pewnością. - Odszedł od niej, wskoczył na ganek, stanął przy Em. -
Mama źle się czuje - powiedział, a kiedy zobaczył, że Maddie idzie za nim,
zwrócił się do niej: - Zaczekaj, nie teraz. - Wziął córkę za rękę. - Mama musi
się zdrzemnąć. Chodź, odwiozę cię do cioci Trevy, to mamusia trochę sobie
odpocznie.
- Mamo...? - Emily wyglądała tak, jakby miała się zaraz rozpłakać.
Maddie wzięła głęboki oddech. Nigdy w życiu nie chciała tak na kogoś
wrzeszczeć jak teraz na Brenta, ale musiała się przecież powstrzymać ze
względu na córkę. Nie, przy niej nie podniesie głosu.
- Tata ma rację. Zostań u Mel. Na całą noc. Mnie nic nie będzie.
Em przełknęła łzy.
- Jesteś pewna? Przecież mogłabym się tobą zaopiekować: Maddie również
miała ochotę się rozpłakać.
- Dziękuję ci, skarbie, ale po prostu wezmę lekarstwa i położę się spać. Daję
słowo. Jedź z tatą.
Dziewczynka skinęła główką.
- Dobrze, ale nie zostanę na noc. Wrócę do domu, żeby ci pomóc, kiedy się
obudzisz.
Maddie przytuliła ją mocno, doskonale czując, jak sztywne jest ciało jej córki.
- Przecież nic mi nie jest. Możesz spokojnie zostać u Mel.
- Nie! - Głos małej załamał się. Matka przytuliła ją mocniej.
- Dobrze już, dobrze. - Kołysała nią jak wówczas, gdy Em była malutka. -
Dobrze, kochanie. Tata przywiezie cię do domu, kiedy będzie wracał z kręgli.
Wszystko w porządku.
Patrzyła, jak mała idzie do samochodu. Trzymała ojca za rękę, ale co chwila
odwracała się, żeby popatrzeć na matkę. Brent, prawdziwy sukinsyn, nie
wahał się użyć córki do osło-
nięcia swej ucieczki. Bardzo chciała krzyknąć: „Wracaj i wytłumacz się!", ale
tylko pomachała im dłonią. Gdy samochód wyjechał na ulicę, wróciła do
domu.
Przede wszystkim łyknęła środek przeciwbólowy. Buteleczkę ustawiła na
parapecie okna. Słońce nadało jej świetlisty bursztynowy kolor. Śliczny
widok! Usiadła, czekając, aż rozjaśni się jej w głowie. Póbowała nie myśleć o
Em, o czarnych koronkach, rozwodzie, rozbitym samochodzie, i w ogóle o ni-
czym trudnym i przykrym.
Dobrze, że nie doznała wstrząśnienia mózgu, lecz czego w takim razie
doznała? Rozejrzała się dookoła. No cóż, kuchnię w każdym razie miała
obrzydliwą. Wyłożyli ją szarym linoleum, bo Brent dostał je ze zniżką, ale to
ona pomalowała ściany na żółto. Tak, panie i panowie, to był jej wybór.
Ściany były tak żółte, że czuła się jak zamknięta wewnątrz kostki masła.
Czarna koronka ożywiała przynajmniej ten mdławy kolorek. Wstała ostrożnie
i powoli przeszła do holu. Był biały, nudny, ale przynajmniej nie gryzący w
oczy, trochę jak Brent. Do dzisiaj. Dzisiaj pchał się wprost w oczy i stał się nie
do zniesienia. Weszła po schodach, kurczowo przytrzymując się poręczy, a
wysiłek sprawił, że zakręciło się jej w głowie. Oparła cię ciężko o ścianę,
odpoczęła i jakoś udało się jej dotrzeć do sypialni. Brzoskwiniowej. Dlaczego
kiedyś wydawało się jej, że brzoskwiniowa sypialnia będzie śliczna i przy-
tulna? Szczególnie obrzydliwe były miękkie poduszki na łóżku, ale jak się tak
bliżej przyjrzeć, cały ten pokój był obrzydliwy. Nienawidziła sypialni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]