[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdrowych zmysłach. Według mnie to idiota. Skończony głupiec.
 Aż taki głupi nie jest  zauważyłam.  No bo jak chciałby się z tego wymigać?
 Nie ma dowodu, by maczał w czymkolwiek palce. Nie było świadków pierwszego
wypadku i Jim Fraker sądzi, że ten drugi zdarzył się na skutek ataku. Jak to powiążą z
Derekiem?
 Ale to i tak dziwne? Ma przecież pieniądze.
 Glen ma pieniądze. Derek nie ma złamanego szeląga. Zrobiłby wszystko, żeby się od
niej uwolnić. Nie wiedziałaś tego?
Gapiłam się na nią, przetwarzając informacje w moim mentalnym komputerze. Znów
napiła się wina, uśmiechając się do mnie i napawając efektem, jaki wywołała.
Ostatecznie powiedziałam:
 Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
 Możesz wierzyć, w co tylko zechcesz. Radzę ci: najpierw sprawdz to, a pózniej zabierz
się do czegoś innego.
 Nie lubisz Dereka, no nie?
 Oczywiście, że nie. Dla mnie to największa świnia, jaka kiedykolwiek żyła. W ogóle
nie wiem, co Glen w nim widziała. Jest biedny, głupi, napuszony. Ale to i tak są te jego dobre
strony  stwierdziła dobitnie.  A poza tym jest bezlitosny.
 Nie wygląda mi na kogoś bezlitosnego  powiedziałam.
 Ja go znam dłużej. To człowiek, który dla pieniędzy zrobiłby wszystko i podejrzewam,
że uskładał sporą sumę, o której woli nie rozmawiać. Czy nie wydaje ci się, że jest
człowiekiem z przeszłością?
 Jaką na przykład?
 Nie jestem pewna. Ale chętnie bym się z tobą założyła, że jego bufonada jest tylko
przykrywką.
 Chcesz przez to powiedzieć, że Glen zamydlono oczy? Ona wydaje się na to za sprytna.
 Jest sprytna we wszystkim, oprócz mężczyzn. To już jej trzeci wypad, no wiesz, a
ojciec Bobby ego był niezłym łotrzykiem. O mężu numer dwa nie wiem za wiele. Mieszkała
w Europie, kiedy się pobrali, ale to nie trwało długo.
 Może wróćmy na chwilę do ciebie. W dzień pogrzebu Bobby ego odniosłam wrażenie,
że pragniesz zniechęcić mnie do dalszego śledztwa. A teraz podrzucasz mi trop. Skąd ta
zmiana frontu?
Zamilkła, skupiając uwagę na węzle przy szlafroku, choć dotąd jej usta nie zamknęły się
ani na moment.
 Sądziłam, że przedłużysz tym tylko ból i rozpacz Glen  powiedziała po chwili,
spoglądając na mnie.  To jasne, że nic, co powiem, nie zniechęci cię, więc równie dobrze
mogę ci wszystko wyjawić.
 Dlaczego spotykałaś się z Bobbym na plaży? Co się wtedy działo?
 Och, nic  odparła.  Wpadliśmy na siebie kilka razy, kiedy chciał wyżalić się komuś
na Dereka. Bobby też nie mógł go znieść i wiedział, że jeśli o to chodzi, ja będę wyborną
słuchaczką. Na tym się skończyło.
 Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu?
 Nie muszę się przed tobą spowiadać. Nieproszona pojawiasz się pod moimi drzwiami i
wypytujesz o całe to gówno. To nie twój interes, dlaczego więc miałam ci odpowiadać?
Chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak cię czasem swędzi tyłek.
Poczułam, że pokrywam się rumieńcem po dobrze wymierzonej zniewadze. Dopiłam
wino. Nie bardzo wierzyłam w tę historyjkę o spotkaniach z Bobbym, ale nie mogłam liczyć,
by coś jeszcze udało mi się z niej wyciągnąć. Postanowiłam dać na razie za wygraną, choć
czułam się z tym jakoś dziwnie. Jeśli wysłuchiwała tylko jego żalów, czemu nie powiedziała
tego na wstępie?
Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że minęła już jedenasta. Pomyślałam, że złapię
jeszcze Glen w domu. Pożegnałam się zdawkowo i wyszłam. Jestem pewna, że moje
pośpieszne odejście nie uszło jej uwagi.
Są chwile, gdy sprawy nabierają rozpędu dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności.
Nawet nie zamierzam przypisywać sobie zasługi za to, co wydarzyło się potem. Wsiadając do
swego małego volkswagena, zauważyłam, że zrobiło się chłodno. Wskoczyłam, zatrzasnęłam
drzwi, zabezpieczając je z przyzwyczajenia, a potem wykręciłam się i zaczęłam przekopywać
zagracone tylne siedzenie w poszukiwaniu swetra, który tam rzuciłam. Właśnie go znalazłam
i zaczęłam wyciągać spod stosu książek, gdy usłyszałam odgłos zapalanego silnika. Z
podjazdu wyjeżdżał mercedes Sufi. Schyliłam się natychmiast, by nie rzucać się w oczy. Nie
wiedziałam, czy zna mój samochód, czy też nie, ale musiała założyć, że mnie już nie ma, bo
ruszyła ostro z kopyta. Gdy tylko to zrobiła, wsunęłam się na fotel kierowcy, szukając
kluczyków. Zapaliłam silnik i szybko zawróciłam, podążając za łuną, która biła od jej tylnych
świateł, kiedy wjeżdżała na prawy pas, zmierzając w stronę drogi stanowej.
Na pewno nie zdążyła nawet zmienić ubrania. Co najwyżej narzuciła płaszcz na swój
atłasowy kostium. Kogo znała aż tak dobrze, że odwiedzała go bez zapowiedzi o tej godzinie,
ubrana jak Jean Harlow? Płonęłam z ciekawości.
ROZDZIAA 20
W Santa Teresa bogaci dzielą się na dwie podgrupy: połowa mieszka w Montebello,
połowa w Horton Ravine. Montebello to stare pieniądze, Horton Ravine  nowe. Obie
społeczności posiadają akry porośnięte starymi drzewami, ścieżki do konnych przejażdżek i
kluby wymagające odpowiedniego sponsorowania i wejściówek w cenie dwudziestu pięciu
tysięcy dolarów. Obie społeczności wykazują niechęć do fundamentalistycznych kościołów,
wulgarnych ozdób na podwórkach i domowych wyprzedaży. Sufi zmierzała w stronę Horton
Ravine.
Wjeżdżając na Las Piratas, zwolniła do trzydziestu mil na godzinę, nie chcąc chyba, by
policja zatrzymała ją za przekroczenie prędkości, ubraną niczym call girl w drodze do klienta.
Zwolniłam, żeby utrzymać jednakowy, bezpieczny dystans. Bałam się, że będę musiała
podążać za nią milami krętych dróżek, ale zaskoczyła mnie, zjeżdżając w prawo na jeden z
pierwszych podjazdów. Budynek stał w głębi, jakieś sto jardów dalej, jednopoziomowy
kalifornijski bungalow: najwyżej pięć pokoi, cztery tysiące stóp kwadratowych, nie wart, by
na niego spojrzeć, choć na pewno kosztował wiele. Posiadłość miała nie więcej niż pięć
akrów, całość obwiedzione ozdobnym ogrodzeniem, którego poręcze wykonano z
rozłupanych bali. Wzdłuż ogrodzenia posadzono pnące się róże. Gdy mercedes Sufi zajechał
pod budynek, zapaliły się zewnętrzne latarnie. Zobaczyłam, jak rozmyta sylwetka w
brzoskwiniowym atłasie i norkach podchodzi do drzwi frontowych, które otwierają się i
połykają swą zdobycz.
Minęłam dom. Dojechałam do pierwszego skrętu w prawo, gdzie zawróciłam i zgasiłam
światła. Zaparkowałam samochód na poboczu po lewej stronie, wciskając się w jakieś zarośla.
Cały teren pogrążył się w ciemności, w pobliżu nie stały żadne latarnie. Po drugiej stronie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •