[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W szpitalu pielęgniarka skierowała ich prosto na intensywną terapię.
Grant wszedł pierwszy. Wrócił po kilku minutach, przygaszony.
- Wciąż jest nieprzytomny.
- Chcę go zobaczyć.
- Jego lekarz się zgadza. Zaprowadzę cię.
Nate leżał na łóżku, z nosa i ramienia wystawały mu rurki. Nie ruszał się,
tylko jeden palec drżał mu lekko.
- Stracił dużo krwi - poinformowała ją szeptem pielęgniarka, zmieniając
S
R
mu kroplówkę. - To dobrze, że jest nieprzytomny.
- Dziękuję. Czy mogę tu zaczekać?
- Zazwyczaj wpuszczamy gości na kilka minut.
- Będę tylko przy nim siedzieć. Nie chcę, aby obudził się sam.
Siostra popatrzyła na Maggie, potem na Granta, który wciąż miał na
sobie zakrwawioną koszulę.
- Ale proszę nie przeszkadzać. Maggie pokiwała głową.
- Przyniosę nam kawy - powiedział Grant.
Gdy została sama, spojrzała na nieruchomego Nate'a. Postrzelili go w
nogę. Do jej głowy napłynęło tysiąc pytań. Jak ciężko jest ranny, czy zdoła w
pełni odzyskać siły, czy udało się usunąć kulę, czy pocisk nie uszkodził
tętnicy? Wszystkie zagłuszyła pojedyncza myśl: nie opuszczaj mnie, proszę.
Pogłaskała delikatnie jego rękę.
- Trzymaj się, Nate. Proszę, zrób to dla mnie.
Biała z początku mgła zaczęła szarzeć, a potem się rozpłynęła. Nate z
trudem przełknął ślinę - gardło miał wysuszone na wiór. Po chwili zrozumiał,
że jednostajne buczenie, które słyszy, to nie budzik, lecz monitor podłączony
do jego ciała.
Jest w szpitalu. W tej samej chwili przypomniał sobie, co się wydarzyło.
Usłyszał huk wystrzału, poczuł eksplozję bólu w nodze i instynktownie
zesztywniał. Poruszył ręką i poczuł pod palcami miękkie włosy.
Maggie.
Odwrócił głowę i spróbował wymówić szeptem jej imię. Westchnął
ciężko, gdy mu się nie udało, położył głowę z powrotem na poduszce i
zamknął oczy, zdumiony, że ona jest przy nim i śpi na jego łóżku. Nigdy nie
kochał nikogo tak jak Maggie. Tylko dlaczego ona tego nie widzi?
Westchnął, uświadamiając sobie, że po dzisiejszym wypadku nie może
S
R
jej za to winić. Jego praca niesie ze sobą ryzyko. Wiedział, jak zginął jej mąż, i
rozumiał, że nie chciałaby przechodzić przez to po raz kolejny.
Z trudem podniósł rękę i dotknął jej jedwabistych włosów. Rano
powiedziała, że nie zdoła nikogo pokochać tak jak kochała męża. Ale nie
dlatego odszedł.
Wyczuł jej desperację i strach i zrozumiał, że nie może zmusić jej, aby
zaryzykowała. To byłoby nieuczciwe. Raz już zaryzykowała i straciła
wszystko.
A jednak jest tutaj. Czuwa u jego boku w szpitalnej sali. To musi być dla
niej szalenie trudne. Zwilżył wargi.
- Maggie - wykrztusił.
Powoli podniosła głowę. Policzek miała zaczerwieniony, włosy
potargane. Nerwowym ruchem zaczęła je zakładać za uszy.
- Nate...
Gdy tylko wymówiła jego imię, po jej twarzy zaczęły płynąć łzy. Dla
Nate'a nigdy nie wyglądała piękniej niż w tej chwili. Jej głos był miękki i
melodyjny. Słyszał go w myślach tyle razy. Odtwarzał go sobie raz po raz jak
ulubioną piosenkę, którą nie można się nasycić.
Podniósł rękę, dotknął jej policzka i zamknął oczy.
Poczuł, że jest w domu. Maggie jest domem, którego całe życie szukał.
Spojrzał na jej zapłakaną, ściągniętą strachem twarz i zrozumiał, że zle
zrobił, oświadczając się. Każdy argument, który wysunęła, był
usprawiedliwiony, ale dyskusyjny. Nigdy nie skrzywdziłaby nikogo celowo -
fakt, że mu odmówiła, dowodził, jak bardzo była przerażona. Kochał ją, ale
wiedział, że uczucie do niego tylko przysparza jej bólu. Powinien więc
zaakceptować odmowę Maggie i pozwolić jej odejść.
- Co ty tu robisz?
S
R
- Grant mnie przywiózł. Jesteś w Edmonton. Zostałeś postrzelony - rzekła
spokojnym głosem.
- Pamiętam. Pete?
- W areszcie. Grant był tutaj, ale wyszedł kilka godzin temu. Wróci rano.
Nate pokiwał głową.
- Przykro mi, że się przeze mnie martwiłaś, ale nic mi nie będzie. Nie
musisz zostawać.
- Aatwo się mnie nie pozbędziesz. - Uśmiechnęła się do niego.
Poczuł nadzieję w sercu.
- Możesz zostać tak długo, jak chcesz.
- A na zawsze?
Roześmiała się, widząc wyraz jego twarzy Tego się nie spodziewał. Ale
ona miała dużo czasu na myślenie, płacz, obawy i modlitwę. I za każdym
razem dochodziła do tego samego wniosku: jej życie bez Nate'a nie będzie
wiele warte.
Jęknął. Wstała i popatrzyła na kroplówkę.
- Wezwę pielęgniarkę. Chyba skończyły ci się leki przeciwbólowe.
Zatrzymał ją.
- Nie, poczekaj chwilę. Te leki mnie otumanią, a chcę cię widzieć.
- Pozwól mi przynajmniej przynieść ci trochę wody. Musisz dużo pić. To
zalecenie lekarza.
Zapragnęła go pocałować, ale nie była pewna, czy wolno jej to zrobić. W
końcu uśmiechnęła się tylko i wybiegła z pokoju.
- Chodz tutaj. - Wskazał ręką na łóżko, gdy wróciła.
Odstawiła kubek z lodem na stolik i usiadła na materacu, próbując go nie
ruszać.
- Może mi wytłumaczysz, co miałaś na myśli, mówiąc: na zawsze? Bo
S
R
rano byłaś gotowa nigdy więcej się ze mną nie spotkać.
Skrzywdziła go. A potem przez cały dzień zastanawiała się, co trzyma ją
w Mountain Haven. Firma, dom. Wymówki. Ogród i dach, który potrzebuje
naprawy. Myślała, że to jej azyl, ale przecież tylko się tam ukrywała.
Ma córkę, która się wyprowadziła i rozpoczęła dorosłe życie. A co robi
ona sama? Pozwala, by strach dyktował jej warunki, by żałoba kierowała jej
losem. Tak bardzo się boi tego, co może się wydarzyć, że odpycha od siebie
coś jedynie prawdziwego.
Grant podjechał pod jej dom, powiedział, że Nate jest ranny, i nagle
wszystko inne przestało się liczyć. To, że go pożegnała, nie zmieniło jej uczuć
do niego. Zrozumiała, że musi przy nim być, niezależnie od wszystkiego.
- Wyszedłeś, a ja czekałam. Niepewność była straszna, ale nie tak
straszna jak twoja krew na mundurze Granta. I wiadomość o tym, że zostałeś
ranny.
- Przykro mi, że musiałaś przez to przechodzić. Zrozumiałem, że dziś
rano prosiłem o zbyt wiele. Nie jest łatwo być żoną gliniarza, a po tym, co już
przeszłaś... Powinienem był o tym pomyśleć. Poderwała głowę.
- Już nie chcesz się ze mną ożenić?
- Nie o to chodzi. Po prostu mogłem wykazać się większą wrażliwością.
Wiedziałem, co cię spotkało, a mimo to naciskałem.
- Może tego właśnie było mi trzeba. - Wyprostowała się. - Kocham cię,
Nate.
Wypowiedzenie na głos tych słów napełniło ją uczuciem tak
zaskakującym, że nie wiedziała nawet, jak je nazwać. Wszystko w niej
rozkwitło, obudziło się do życia. Te słowa miały w sobie siłę, której się nie
spodziewała.
Zignorowała drżenie dłoni i uścisnęła jego palce. Pragnęła go dotykać,
S
R
marzyła o tym, aby uwolnić go od monitorów i kroplówek.
- Naprawdę cię kocham. Przepraszam, że pozwoliłam, aby strach
dyktował mi, co mam robić. Muszę ci to wyjaśnić. - On dziś rano otworzył
przed nią serce, więc powinna mu się zrewanżować. I chciała to zrobić, mimo
iż nie było to łatwe. - Utrata Toma była straszna. Zginął, ale też pozbawił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]