[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wet powodzeniem. Potem zasadziła go wraz z małymi dziewczynkami do obierania zimo-
wych jabłek, lecz król był bardzo niezręczny i wdowa odwołała go z tej funkcji, dając mu w
zamian nóż rzeznicki do naostrzenia. Potem zatrudniła chłopca przy gręplowaniu wełny na
czas tak długi, że biedak pomyślał, iż dobrego króla Alfreda zaćmił i daleko pozostawił w
tyle. O heroicznych pracach małego króla przy gospodarstwie domowym miło będzie kiedyś
czytać w dziełach i opowiadaniach historycznych. Doszedłszy do tego wniosku Edward za-
mierzał zrzec się dalszych czynności, gdy wnet po wczesnym obiedzie gospodyni wręczyła
mu koszyczek kociąt do utopienia. W każdym razie miał właśnie zgłosić dymisję, gdyż
mniemał, że w jakimś miejscu trzeba przeprowadzić linię graniczną, a topienie kociąt uważał
za powód bardzo po temu właściwy. W tej chwili jednak wynikła przeszkoda w postaci Johna
Canty, z kramarskimi jukami na plecach, i Hugona.
75
Dwaj hultaje zbliżali się właśnie do furty od strony drogi, gdy król dostrzegł ich, zanim oni
go zdążyli zauważyć. Nie rzekł więc nic o przeprowadzeniu linii granicznej, lecz chwycił
koszyk z kociętami i bez słowa wyszedł cichaczem na podwórze gospodarskie. Tam zostawił
kocięta w szopie i szparko umknął ścieżką, którą odkrył na tyłach zagrody.
76
ROZDZIAA XX
KRÓLEWICZ I PUSTELNIK
Król skrył się teraz za osłaniającym go od domu żywopłotem i gnany śmiertelnym stra-
chem umykał co sił w stronę odległego lasu. Ani razu nie spojrzał za siebie, dopokąd nie
znalazł się na skraju zbawczego boru, gdzie odwrócił się śmiało i dostrzegł majaczące w dali
dwie postacie. To mu wystarczyło. Powstrzymał się od badania tych postaci krytycznym
okiem i zwolnił kroku dopiero w głębokim cieniu gęstwiny. Wówczas przystanął, gdyż po-
czuł się stosunkowo bezpieczny. Nasłuchiwał bacznie; wokół panowała cisza głęboka i do-
stojna  ba! nawet grozna i przytłaczająca. Natężony słuch chwytał z rzadka jakieś dzwięki;
tak jednak odległe, stłumione i tajemnicze, że wydawać się mogły nie dzwiękami prawdzi-
wymi, lecz jęczącymi i zawodzącymi echami dzwięków dawno zmarłych. A więc odgłosy te
były jeszcze bardziej przerażające niż cisza, którą od czasu do czasu zakłócały.
Edward zamierzał zrazu pozostać do końca dnia tam, gdzie się zatrzymał, lecz chłód owio-
nął wkrótce jego spotniałe ciało i wędrowiec musiał podjąć marsz, aby się nieco rozgrzać.
Ruszył na przełaj lasem sądząc, iż niebawem przedrze się do jakiejś drogi. Rozczarował się
wszakże, bo szedł i szedł przed siebie, a im głębiej się zapuszczał, tym gąszcz stawał się
większy. Po niejakim czasie półmrok zaczął ciemnieć i król uprzytomnił sobie, że noc zapada.
Zadrżał na myśl o przepędzeniu jej w tak upiornym miejscu, próbował więc przyśpieszyć
kroku, lecz posuwał się coraz wolniej, bo nie widział już dobrze i nie mógł wyszukiwać do-
godniejszej drogi, wobec czego potykał się wciąż o korzenie albo wikłał w pnączach i kolcza-
stych krzewach.
Ach, jakiż był szczęśliwy, gdy zauważył nareszcie odblask światła! Zbliżał się ostrożnie,
przystając często, aby rozejrzeć się i posłuchać. Zwiatło płynęło z nie oszklonego otworu
okiennego w małej chatynce. Król posłyszał głos i zrazu poczuł ochotę, aby uciec i skryć się
bezpiecznie, rychło jednak zmienił zamiar, gdyż głos ów niewątpliwie odprawiał modły.
Chłopiec zakradł się pod jedyne okienko chatki, wspiął się na palce i sięgnął wzrokiem do
wnętrza. Izba była ciasna, podłogę stanowiła naturalna powierzchnia ziemi mocno ubita od
długiego użytkowania. W kącie znajdowało się posłanie z sitowia nakryte jedną lub dwiema
starymi derkami. Opodal widać było wiadro, dzban, misę oraz parę garnków i patelni, dalej
zaś stała krótka ława i zydel na trzech nogach. Na palenisku tliły się zwęglone polana. Przed
ołtarzykiem, który oświetlała jedyna świeczka, klęczał wiekowy mężczyzna, a obok niego, na
starej drewnianej skrzynce, leżała czaszka ludzka i otwarta księga. Mężczyzna był rosły i ko-
ścistej budowy, włosy i brodę miał śnieżnobiałe, a okrywała go sięgająca od ramion do pięt
opończa z owczych skór.
 Zwięty pustelnik!  szepnął król do siebie.  Zaiste, tym razem dopisało mi szczęście.
Pustelnik powstał z klęczek. Edward zastukał. Odpowiedział mu basowy głos:
 Wyjdz, atoli grzechy zostaw za sobą, gdyż miejsce, w które wkraczasz, jest święte!
Król wszedł i przystanął. Pustelnik zwrócił w jego stronę błyszczące, niespokojne oczy i
zapytał:
 KtoÅ› zacz?
 Król  padła prosta odpowiedz.
 Pozdrowienie ci, królu!  krzyknął starzec radośnie, potem zaś począł krzątać się, go- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •