[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dokoła Toni.
Na szczęście elfom odeszła już ochota mścić się na biednym dziecku za przerwaną zaba wę. W
pierwszej chwili chciały biec za nią i darły się na całe gardło: " Zmierć jej!Zmierć!" , ale zaledwie Tonia
znikła im z oczu, zaczęły się sprzeczać, kto ma maszerować na przedzie. W czasie ich kłótni
królewiczowa Czarnobrewka rzuciła się do nóg królowej, błagając o da rowanie życia Toni. Każda panna
młoda ma prawo do wypowiedzenia jednego życzenia, ale królowa odmówiła stanowczo prośbie
Czarnobrewki: " Wszystko spełnię, czego pragniesz, ale tego nie żądaj, bo to jest niemożliwe " , a
wszystkie elfy zawtórowały jednogłośnie: " To jest niemożliwe!" . Wtedy Czarnobrewka opowiedziała
im, jak dobra była dla niej Tonia. Gdyby nie jej po moc, nigdy Czarnobrewka nie zdążyłaby przybyć na
bal i nie uleczyłaby serca królewicza. Ledwie to elfy usłyszały, poczęły wznosić na cześć Toni radosne
wiwaty, po czym utworzyły pochód i poszły podziękować jej za radość, jaką im sprawiła. Paziowie z
pochodniami przy świecali orszakowi po obu stronach drogi. Aatwo było odszukać Tonię po głębokich
śladach, wyciśniętych na śniegu przez jej nóżki.
Kiedy przybyły pod figowe drzewo. Tonia spała tak mocno, że elf y w żaden sposób dobu dzić się jej nie
mogły. Elfy jednak nie dały za wygraną. Królewicz wdrapał się na Tonię i wy recytował bardzo długą,
dziękczynną przemowę, z której Tonia nie usłyszała naturalnie ani jednego słowa. Potem zaczęły
odgrzebywać śnieg, który okrywał ją grubą warstwą, ale w parę minut pózniej taka sama warstwa
przykryła ją znowu. Na to elfy zafrasowały się bardzo, bo przyszło im na myśl, że Tonia może
zamarznąć.
- Należałoby ją okryć czymś, co się nie boi zimna - orzekli lekarze.
Tym czymś miała być tafla z lodu. Ale myśl ta nie podobała się królowej, bo, jak mówiła, lód może się
stopić, więc pomysł uznano za niedorzeczny.
Poczciwe elfy wytężyły wszystkie siły, żeby przenieść Tonię na inne miejsce. Ale pomimo że było ich
takie mrowie, Tonia okazała się i tak za ciężka dla nich. Już elficzki poczęły po płakiwać i obcierać noski
maleńkimi chusteczkami, gdy nagle w główkach bożków miłości zaświtała bajeczna myśl.
- Wybudujmy nad nią domek!- wykrzyknęły i wszyscy natychmiast zabrali się do roboty. Najlepsi
budowniczowie biegali dokoła Toni, żeby wziąć dokładną miarę, po czym sie demdziesięciu pięciu
murarzy przywlokło kamień węgielny, który poświęciła królowa. Do koła placu ustawiono straże i
kazano im pilnować, by nikt nie śmiał przerwać zaczętej pracy. W mig wzniesiono rusztowanie i cały
plac rozbrzmiał łoskotem młotków i siekier. Nie minął kwadrans, a już jedni robotnicy kryli domek
czerwoną dachówką, inni wprawiali szyby w ramy okien.
Domek był prześliczny; w sam raz dość duży, by pomieścić uśpioną w nim Tonię. Trochę kłopotu
sprawiło elfom jedno ramię Toni, odrzucone na bok. Ale po namyśle wybudowano nad nim oszkloną
werandę i wszystko było w porządku. Okna domku były nie większe od obrazków w waszej książce, a
drzwi tak wąskie, że lalka zaledwie przejść by przez nie mogła. Ale Tonia mogła dach podnieść do góry,
a wtedy z wyjściem nie było już kłopotu. Elfy po dług zwyczaju tańczyły i klaskały w ręce z radości,
podziwiając swój własny dowcip i zręcz ność.
Po prostu szalały z uciechy na myśl, że własnymi rękami zbudowały taki prześliczny domek, który
wcale z miejsca ruszyć się nie dawał, i coraz to zdobiły go jakimś dodatkiem. I tak dwoje elfów
przyciągnęło drabinę i przyczepiło do dachu komin.
- Niestety, już skończony!- westchnął ktoś na dole.
Ale gdzie tam!Znów ktoś poskoczył po drabinie w górę i ponad kominem umocował kłąb dymu.
- Teraz już nic dodać się nie da!- zawołał dumnie z góry.
- Poczekaj!Poczekaj!- krzyknął na to robaczek świętojański. - W domku nie ma światła i gdy dzieciątko
ludzkie się zbudzi, może się zlęknąć ciemności. Wlecę do domku i zrobię się jej lampką nocną.
Myślicie, że teraz domek był naprawdę skończony?
Otóż nie.
- Gwałtu!Tociem zapomniał o klamkach!- zawołał ślusarz i czym prędzej opatrzył wszystkie drzwi
mosiężnymi gałkami.
Potem handlarz żelaza przybił koło progu żelazną wycieraczkę do bucików, a pewna star sza dama
przywlekła porządną rogóżkę. Dwóch stolarzy przytoczyło beczkę i umieściło ją pod rynną, a malarze
pomalowali ją na zielono.
Wszystko gotowe!... Ale jeszcze nadbiega ogrodnik z całym tłumem ogrodniczków, uzbrojonych w
rydelki i kopaczki, i raz - dwa od prawej strony werandy zakładają śliczny ogród kwiatowy, a od lewej
ogród warzywny. Tuż pod ścianą posadzili kilka krzewów róż wysokopiennych i klematisu i w mniej niż
pięć minut cudne, pachnące gałęzie, całe pokryte kwiatami, poczęły piąć się po ścianach małego
domku.
Cudnie bo cudnie wyglądało teraz mieszkanko Toni. Ale nawet elf y nic już więcej wymy ślić nie mogły i
poczęły się rozchodzić, spiesząc na przerwany bal. Raz po raz oglądały się poza siebie i z wielkiego
zachwytu nad domkiem całowały się wzajemnie po rękach. Czarno brewka odeszła ostatnia, bo dłuższą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]