[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Brazil posiada wystarczającą wiedzę i pewność. Będzie to robił po raz pierwszy i
53
nie wie dokładnie, co się stanie. Jest z pewnością Markowianinem. Widziałem go
w jego prawdziwej postaci. Lecz jeżeli przyjmiemy jego twierdzenie a mimo że
gotów jestem wierzyć mu w wielu przypadkach, jednak chciałbym zobaczyć ja-
kieś dowody to według jego własnych słów był technikiem w sześciokącie 41.
Technikiem, a nie twórcą. Ponadto to, że obwołał się bogiem, istotą, która nadała
pierwszy impuls Najwyższemu Stwórcy Wszechświata, powinno pozwolić nam
zrozumieć, co należy o nim myśleć.
Jestem skłonny mu wierzyć zabrzmiał inny obcy głos.
Obwody były skonstruowane tak, że pierwszy, który nacisnął przycisk Mo-
wa , blokował pozostałe aparaty, wobec czego mówić mogła tylko jedna osoba.
Inaczej powstałaby nowa Wieża Babel.
%7łe jest bogiem? Ortega był zaszokowany.
Nie, oczywiście, nie odparł ambasador. Na tym właściwie cała spra-
wa polega. Jego twierdzenia są niesamowite. Utrzymuje, że jest bogiem lub myśli,
że nim jest. Ktoś, kto tak twierdzi, gdyby zechciał zmyślać, prawie automatycznie
twierdziłby również, że był twórcą sześciokąta, a nie pracującym tam technikiem.
Brazil tak nie zrobił. Mogę więc zgodzić się z opinią, że był kimś znacznie niż-
szym w hierarchii. To mnie, oczywiście, niepokoi jeszcze bardziej. Tu, w Rama-
gin, mamy komputery, które są dość skomplikowane. Gdyby niewielka naprawa
była konieczna, zaufałbym technikowi. Gdyby jednak konieczne było zaprogra-
mowanie od początku, a nie dysponowałbym kopią oryginalnego programu, we-
zwałbym eksperta. Brazil nic nie programował, nawet sześciokąta 41. Jak można
zatem ufać, że wie, co robi ze Studnią, która jest tak skomplikowana, iż żaden
umysł nie zdoła tego pojąć?
Słusznie przerwał mu Ortega. Wiem, że jeszcze wielu z was chcia-
łoby coś powiedzieć, ale pozwólcie mi kontynuować, bo inaczej nasze spotkanie
potrwa ze trzy tygodnie, a czas nagli.
Umilkł, czekając, aż wygasną małe lampki na znak, że uczestnicy narady zga-
dzają się z nim. Po w chwili kontynuował:
Drugą możliwością, jaką mamy, jest skontaktować się z Brazilem i spró-
bować się z nim porozumieć. Jeżeli dotrze do Studni, a będzie z nami skłócony,
możemy przyczynić się do spełnienia się przepowiedni. Jeżeli będzie musiał wal-
czyć, żeby dotrzeć do Studni, z wściekłości będzie gotów się na nas odegrać. Nie
wolno nam o tym zapominać. Jeżeli zdoła wykonać tę pracę, to może wykorzystać
tylko nowo przybyłych, pod warunkiem że łatwo dotrze do Studni. Może wyko-
rzystać też nas, gdy będziemy z nim walczyli, gdy wyrządzimy krzywdę jego
ludziom.
Czy potrafimy jednak z nim się porozumieć? zapytał ktoś.
To jest prawdopodobne odparł Ortega. Możemy uzyskać jego zapew-
nienie, co w przeszłości było wystarczające. Lecz nie wymusimy porozumienia.
Kiedy był tu ostatni raz, próbowano to zrobić. Dotarliśmy do Studni, ale wtedy,
54
podobnie jak i teraz, nic z tego nie mogliśmy pojąć. Co gorsza, przybrawszy po-
stać markowiańską, był w stanie zrobić praktycznie wszystko, nawiązując swego
rodzaju kontakt psychiczny z komputerem.
Czy zaufałbyś mu? ktoś znów zapytał.
Zaufałbym odparł Ortega po chwili zastanowienia. Chociaż nie do-
wierzałbym, czy będzie w stanie dotrzymać obietnicy z powodów, o których mó-
wiliśmy przed chwilą. Uruchomienie Studni dla kilku pojedynczych osób to jed-
no, a naprawa i uruchomienie komputera dla całego wszechświata to co innego.
Jest zbyt pewien siebie. Podejrzewam, iż on uważa, że potrafi to zrobić. Ja mam
wątpliwości.
Przez moment na tablicy kontrolnej nie zapłonęło oni jedno światełko. Zasta-
nawiali się nad tym, co powiedział Ortega. Potem wszyscy naraz chcieli zabrać
głos. Znowu musiał im przerwać.
Trzecie rozwiązanie i tego Brazil się spodziewa będzie takie, że mu
się przeciwstawimy, że za wszelką cenę postaramy się uniemożliwić mu dotarcie
do Studni. Jego agenci już tu są. Organizują nowo przybyłych i rozgrywają intere-
sy narodowe kilku sześciokątów, które mogą się za nimi opowiedzieć. Jego armia
już tu przybywa, gotowa do grupowania się wokół organizatorów. Jeżeli będzie-
my próbowali go powstrzymać, staniemy wobec kilku nieprzyjemnych spraw. Po
pierwsze, możemy go schwytać, uwięzić, znęcać się nad nim, ale nie możemy go
zabić. Studnia na to nie pozwoli, niezależnie od tego, czego byśmy nie zrobili.
Zawsze zdarzy się coś, co pozwoli mu znalezć wyjście. Możemy zatem mówić
tylko o dożywotnim uwięzieniu go. Po drugie, stajemy wobec naprawdę zaciętej
walki. Nie wiemy, gdzie Brazil jest. Jeszcze się nie ujawnił. To może dobry znak,
ponieważ wiemy, że jest typem 41, znamy jego wygląd. Wcześniej czy pózniej
wypłynie. Wykrylibyśmy go, gdyby nie był w bezpiecznym miejscu, powiedzmy
na oceanie; schwytalibyśmy go bardzo prędko. Musimy zakładać, że jest gdzieś
w okolicach Glathrielu albo Ambrezy, mimo że już tam szukaliśmy na próżno.
Nie jest tak głupi, żeby nie przygotować sobie kryjówki. Musimy zatem czekać
na jego pierwszy ruch. Nie wychyli się z ukrycia, dopóki jego armia czy armie nie
dotrą do niego i nie stworzą warunków do marszu na północ. Oznacza to, że nasze
armie muszą być wielonarodowe, wielorasowe i rozmieszczone w szeregu miejsc
strategicznych, gotowe do stawienia oporu. Ponieważ to on będzie wybierał dro-
gę, w porównaniu z nim znajdziemy się w niekorzystnej sytuacji logistycznej.
Będziemy jednak dysponować przewagą liczebną i możliwością wyboru terenu.
I po trzecie, oczywiście dodał po chwili milczenia postępując tak, skazu-
jemy się na to, że możemy pozostać jedynymi ocalałymi formami życia spośród
wszystkich stworzeń.
Tablica kontrolna pozostała ciemna. Głośnik również milczał przez długą
chwilę, a potem znowu wszyscy chcieli mówić równocześnie. Dyskutowali godzi-
nami, kłócili się, spierali, starali się znalezć inne rozwiązania. Ortega pozwalał im
55
na to, nagrywając wszystkie wypowiedzi i robiąc notatki na mapie Zwiata Studni,
jeżeli można było rozeznać sympatie przemawiających. Wyniki były interesują-
ce. Z około siedmiuset reprezentowanych sześciokątów jedna trzecia nie mogła
odegrać większej roli, ponieważ ich mieszkańcom nie wolno było opuszczać ro-
dzinnych miejsc, jak istotom roślinnym nie posiadającym zdolności ruchu. Część
sześciokątów była niezdecydowana. Kilkakrotnie zauważył, że niektóre z sześcio-
kątów byłyby zdolne przyłączyć się do sił Brazila, gdyby miały taką okazję. Było
też jasne, w których sześciokątach zaczęli już działać agenci Brazila. Stało się
oczywiste, że Marquoz przekabacił cały Hakazit. Dillianie, niezbyt wojowniczy
lud, nie zajmowali oficjalnego stanowiska. Właściwie przecież pozbawieni byli
rządu centralnego. Obywatele podejmowali decyzje indywidualnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]