[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Milden, mówimy przecież o otruciu człowieka i tak zwanym samobójstwie mego ojca. Cała ta
gadanina jest zupełnie bezpodstawna, zapewniam panią, niemniej jednak niełatwo zapomnieć,
jaki skandal wywołały tamte wydarzenia. Sama pani wie, jak to jest w towarzystwie.
- Wiem, jak to jest w naszym towarzystwie, pośród członków Towarzystwa Wiedzy
Tajemnej - powiedziała Victoria spokojnie. - Nie musi się pani niepokoić, w tym gronie
zaproszenie wystosowane przez kogoś z rodziny Jonesów nie może zostać zignorowane.
- Nie rozumiem - odrzekła Lucinda zupełnie zdezorientowana.
- Tak się składa, że pod koniec tygodnia będzie miało miejsce ważne wydarzenie dla
całego Towarzystwa - ciągnęła Victoria. - Mój syn i jego żona wydają duże przyjęcie z okazji
zaręczyn mego siostrzeńca Thaddeusa Ware'a i jego uroczej narzeczonej Leony Hewitt.
Obecnych będzie wielu wysoko postawionych członków Towarzystwa, włączając w to
nowego mistrza i jego żonę. Dopilnuję, by pani, panna Patrycja oraz wybrani przeze mnie
dżentelmeni znalezli się wśród gości.
- Wielkie nieba - wyszeptała Lucinda, przestraszona śmiałością Victorii.
Patrycja zaczęła się nagle wahać.
- Wykłady i zwiedzanie galerii to bardzo ciekawe propozycje, ale obawiam się, lady
Milden, że nie jestem zbyt obyta w towarzystwie.
- Nie masz się czego bać - zapewniła Victoria. - Będę przy tobie cały czas. I to w
ramach usług, jakie świadczę.
- Ale jeśli będzie mi pani wszędzie towarzyszyć, wszyscy szybko zrozumieją, że
szukam męża - zauważyła Patrycja. - Czy sytuacja nie stanie się nieco niezręczna?
- Ani trochę - odrzekła Victoria. - W ramach mych usług zapewniam również
dyskrecję. Wierz mi, jestem zapraszana na każdą ważniejszą imprezę organizowaną przez
Towarzystwo. - Puściła oczko. - I wcale nie będziesz moją jedyną klientką na tym balu.
- Chyba będzie lepiej, jeśli się na nim nie pojawię - odezwała się Lucinda
zdesperowanym głosem. - Moja obecność wywoła tylko plotki i spekulacje. Patrycja nosi
nazwisko McDaniel. Jeśli mnie nie będzie, całkiem możliwe, że nikt z gości nie domyśli się,
iż jest moją kuzynką.
- Nonsens, panno Bromley. - Victoria wsunęła na nos okulary do czytania i sięgnęła
po pióro. - Zapewniam panią, że pośród śmietanki towarzyskiej nieśmiałość nigdy nie
popłaca. Słabi zostają stłamszeni. Przetrwać udaje się tylko silnym, odważnym i bardzo
sprytnym.
Mimo zakłopotania Lucinda niemal się roześmiała.
- Mówi pani tak, jakby podpisywała się pod teoriami Darwina.
- Cóż, nie mogę wypowiadać się w kwestii wszystkich gatunków żyjących na ziemi -
zaczęła Victoria, maczając pióro w kałamarzu - ale nie ulega wątpliwości, że teorie pana
Darwina na pewno można zastosować do arystokracji.
Lucinda przyglądała jej się przez chwilę.
- Coś mi mówi, że prawdziwym powodem, dla którego uda nam się przeprowadzić ten
plan, jest fakt, że będziemy mieć poparcie rodziny Jonesów.
Victoria popatrzyła na nią znad oprawek okularów.
- W Towarzystwie Wiedzy Tajemnej, panno Bromley, to rodzina Jonesów dyktuje
zasady.
- A poza Towarzystwem? - kontynuowała Lucinda.
- Poza Towarzystwem Jonesowie przestrzegają swych własnych zasad.
14
Następnego ranka, dokładnie w chwili, gdy Lucinda i Patrycja siadały do stołu, by
zjeść śniadanie, rozległo się pukanie do drzwi. Pani Shute odstawiła dzbanek z kawą i rzuciła
niezadowolone spojrzenie w kierunku holu wejściowego.
- Nie mam pojęcia, któż to może być o tej godzinie - powiedziała, wycierając ręce w
fartuch.
- Może ktoś zachorował i potrzebuje pomocy Lucy - zasugerowała Patrycja, sięgając
po grzankę.
Pani Shute złowieszczo pokręciła głową.
- Ludzie z sąsiedztwa, którzy posyłają po pannę Bromley, pukają zawsze do drzwi
kuchennych. Pójdę zobaczyć, kto to.
Wyszła z pokoju śniadaniowego z ponurą twarzą. Patrycja się uśmiechnęła.
- Współczuję temu, kto ma nieszczęście stać teraz na frontowych schodach.
- Ja też, ale dobrze mu tak, skoro puka o ósmej trzydzieści rano powiedziała Lucinda.
Sięgnęła po gazetę. Duży tytuł na pierwszej stronie  Latającego Szpiega sprawił, że zaparło
jej dech. - Wielkie nieba, Patrycjo, posłuchaj...
Przerwała w pół zdania, słysząc przyciszony, lecz znajomy męski głos.
- To chyba pan Jones! - zauważyła Patrycja, tryskając entuzjazmem. - Pewnie ma
jakieś wieści. Może rozwiązał już zagadkę i odszukał, kto otruł lorda Fairburna?!
- Wątpię. - Lucinda odłożyła gazetę, starając się stłumić nagłą radość, jaka ją ogarnęła.
- Na pewno nie miał wystarczająco dużo czasu, żeby przesłuchać wszystkie osoby z listy, jaką
mu dałam.
Caleb pokazał się w drzwiach.
- Ma pani rację, panno Bromley. Zdążyłem odwiedzić zaledwie część z nich. Dzień
dobry paniom. Obie wyglądacie dziś wspaniale. - Z zainteresowaniem obrzucił wzrokiem
półmisek z jajecznicą oraz gotowaną rybą. - Czyżbym przerwał paniom śniadanie?
Przecież to oczywiste, pomyślała Lucinda. W końcu był detektywem i powinien
wiedzieć takie rzeczy. Przyjrzała mu się uważnie i z ulgą dostrzegła, że wyglądał lepiej niż
poprzedniego dnia. Siniaki na twarzy były odrobinę jaśniejsze. Z zadowoleniem zauważyła,
że napięcie w jego aurze osłabło. Lekarstwa najwyrazniej działały.
- Proszę się nie przejmować - powiedziała szybko. - Zakładam, że skoro pan
przyszedł, ma pan dla mnie jakieś wieści?
- Niestety, śledztwo toczy się bardzo wolno. - Caleb obdarzył błyszczący srebrny
dzbanek z kawą takim spojrzeniem, jakby było to rzadkie dzieło sztuki. - Pojawiło się jednak
kilka pytań. Miałem nadzieję, że będzie pani w stanie udzielić mi na nie odpowiedzi.
- Z pewnością - odparła Lucinda. Uświadomiła sobie nagle, że Caleb wygląda na
głodnego. Zmarszczyła czoło. - Jadł pan już śniadanie?
- Nie udało mi się - przyznał otwarcie. - Moja nowa gospodyni nie przyzwyczaiła się
jeszcze do tego, że wcześnie wstaję. Nigdy im się to nie udaje.
Patrycja najwyrazniej nie rozumiała.
- Komu nigdy się nie udaje i co?
- Gospodyniom - odrzekł, przesuwając się w kierunku półmisków z jedzeniem. Zrobił
to tak, jakby się skradał. - Pracuję o najdziwniejszych porach i śniadanie nigdy nie jest
gotowe, gdy chcę je zjeść. Spodziewam się, że pani Perkins wkrótce mi wymówi, tak jak
wszystkie poprzednie gospodynie. - Popatrzył na rybę w wyrazem czci na twarzy. - To
wygląda bardzo smakowicie.
Nie pozostaje nic innego, jak tylko zaprosić go do stołu, uznała Lucinda.
- Proszę się do nas przyłączyć - powiedziała szorstko.
Niespodziewanie Caleb uśmiechnął się do niej. Jego twarz zmieniła się przy tym nie
do poznania. Lucindzie zaparło dech. Ten mężczyzna od początku ją fascynował, lecz teraz
uświadomiła sobie, że potrafi ją oczarować. A to było niepokojące uczucie. Myślała, że odkąd
łan Glasson ją oszukał, stała się odporna na męskie sztuczki.
- Dziękuję, panno Bromley, chętnie skorzystam - odrzekł. Wziął talerz i zaczął sobie
ochoczo nakładać jedzenie. Wyglądało to dość podejrzanie. Wczoraj rano, wychodząc, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •