[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Za recytację zebrałem wiele pochwał! - Alvar ucieszył się, \e ma szansę zrehabilitować się
trochę w oczach swego rozmówcy.
- Proszę, niech pan wsiądzie - zaprosił go mę\czyzna. - Zdaje się, \e prze\ył pan
cię\ki czas. Był pan ranny na wojnie?
- Zgadza się. Dzięki za zrozumienie dla \ołnierza - rzekł Alvar i wdrapał się na wóz. -
Przyda się trochę wytchnienia obolałym stopom. Przeszedłem dziś szmat drogi. Prawda, co z
tymi Inglingami, niech no ich wymienię. - Zaczął wyliczać na palcach: - Agne, Alrek, Erik,
Ingjald, Alf, Jorund, Ane Stary, Egil Tunnadolg, Ottar Vendelkraka, Adils...
- Chwileczkę... - Przygodny znajomy powstrzymał go ruchem ręki. - Zaimponował mi
pan, kapitanie, ale ci królowie wywodzą się z czasów niezbyt odległych. Tutaj chodzi o
najstarszą gałąz rodu!
- Ale\ w takim razie musimy się cofnąć w czasie o setki lat!
- Prawdopodobnie protoplastą rodu był Yngvi-Freyr, inaczej bóg Frey. Miał syna
Fjolnera, ten zaś Sveigdera, potem następował Vanlande, Visbur, Domalde, Domar, Dyggve i
Dag....
Alvar oniemiał. Pamiętał, co Bror szeptał w gorączce. Wprawdzie wówczas wydawało
mu się, \e słyszał  Vanland, Donald... Dlaczego od razu nie skojarzył sobie tego z  Sagą o
Inglingach ? Przecie\ znał ją prawie całą na pamięć!
- Chyba zaczynam rozumieć - wyszeptał. - Hulda... - zaczął, ale zreflektował się, \e
powinien pozwolić nieznajomemu trochę pobrylować. - Jak to było z Huldą?
Mę\czyzna przyjął ten gest z wyrazną wdzięcznością.
- A więc Hulda była czarownicą, w jej \yłach płynęła fińska krew. Posłała po nią \ona
króla Vanlanda, która tak\e pochodziła z kraju Finów, kiedy jej mał\onek udał się do Uppsali,
siedziby królów, i nie wracał stamtąd przez dwie zimy. Pragnęła się na nim zemścić.
Wiedzma nasłana przez Huldę opętała Vanlanda, prawie doprowadzając go do obłędu.
Towarzysze usłyszeli jego przerazliwy krzyk i pospieszyli mu na pomoc. Omal jednak nie
połamali nóg, gdy\ wiedzma i na nich zesłała czary. Zawrócili więc, a wtedy ona udusiła
Vanlanda.
- Uff - jęknął Alvar. Powoli zaczynały mu się wyłaniać kontury całej historii,
jakkolwiek brzmiało to wszystko wielce nieprawdopodobnie.
Droga, którą jechali, prowadziła a\ do pięknego wybrze\a. Alvar obserwował ptaki,
które urządziły tu sobie postój w długiej wędrówce do ciepłych krajów. Nadeszła ju\ jesień.
Lasy przyoblekły się gdzieniegdzie w złotą szatę, choć nadal zieleń stanowiła dominującą
barwę.
Bogaty gospodarz z wyrazną lubością ciągnął swą niesamowitą opowieść sprzed
wieków:
- A potem wynikła sprawa z Visburem, synem Vanlanda. Prowadził on hulaszcze
\ycie i uwodził cudze \ony, skłócając ze sobą kobiety i ich synów. Jedną z kochanek
obdarował cennym naszyjnikiem, który niegdyś dał w prezencie ślubnym swojej \onie.
Synowie upomnieli się o własność matki, gdy Visbur ją porzucił. On jednak zwlekał ze
zwrotem klejnotu. Wówczas synowie zdecydowali się szukać pomocy u Huldy. Ta rzuciła
klątwę na cały ród. Złoty naszyjnik miał odtąd przynosić nieszczęście. Synowie zmówili się,
\e zabiją ojca. Huldę mieli po swej stronie. Przepowiedziała ona, \e tak ju\ pozostanie na
zawsze w rodzie Inglingów: krewni wzajemnie odbierać będą sobie \ycie.
- No, a co się stało z Visburem? - ciekaw był Alvar.
- Synowie podburzyli jego towarzyszy, otoczyli chatę, w której spał, i podło\yli ogień.
- Tylko tego brakowało - mruknął Alvar pod nosem.
- Po nim władzę przejął syn Visbura, Domalde. On nie brał udziału w spisku dwóch
braci, ale to w niego uderzyła klątwa Huldy.
- Zapewne i jego losy nie potoczyły się najlepiej?
- Oczywiście. W czasie jego panowania w Uppsali nadeszły lata nieurodzaju i w
końcu jego własny lud zło\ył go w ofierze na ołtarzu.
Alvar miał ju\ dosyć krwawej historii Inglingów. Zapytał więc:
- A co to wszystko ma wspólnego z tutejszym dworem?
- No więc według sag Hulda, która przybyła do Uppsali z dalekiej Finlandii, została za
swe usługi hojnie obdarowana. Ale potem tamtejszy lud skazał ją na wygnanie za uprawianie
czarów. Uciekła do kraju Sweanów, gdzie zabito ją i pogrzebano. Ludzie na dworze jednak
udawali, \e o niczym nie wiedzą.
Alvar, zwróciwszy oczy ku niewielkiemu pagórkowi, mówił jak w transie:
- Została pochowana w tym dziwnym kopcu na tyłach zabudowań, prawda?
- Eee, mo\liwe - trochę niepewnie odpowiedział mę\czyzna.
Ale Alvar nie miał co do tego cienia wątpliwości. W tym kopcu ktoś grzebał - i to nie
był ani borsuk, ani lis, lecz młodzi ludzie, poszukiwacze skarbów. Odnalezli naszyjnik Huldy,
który wiedzma wzięła jako zapłatę za czary. Schowali go w skórzanej torebce.
Alvar przypomniał sobie, \e kiedy przechodził tamtędy, czuł wyraznie czyjąś
obecność.
Czy to była sama Hulda?
Zmarszczył czoło. Wydawało mu się, \e zrozumiał wszystko, choć nadal niektóre
szczegóły były dla niego niejasne. Jak to się stało, \e ci, którzy pochowali tu Huldę, nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •