[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ponad elekcję .
- Chcę być królem za zgodą moich poddanych - oświadczył Filip Długi - tylko za tę cenę będę się
czuł godny nimi rządzić. Ponieważ zaś część wielkich mnie zawodzi, oddam głos maluczkim.
Ojciec wskazał mu drogę, w trudnych chwilach swego panowania zwołując zgromadzenia, na których
były reprezentowane wszystkie warstwy, wszystkie stany królestwa. Filip postanowił, że w
pierwszych tygodniach po koronacji będą obradować dwa takie zgromadzenia, lecz jeszcze szersze
niż poprzednie, jedno w Paryżu dla ludności mówiącej narzeczem północnym, drugie w Bourges -
narzeczem południowym. I wypowiedział słowa: Stany Generalne .
Nakazano legistom przygotować teksty, które miały być przedstawione do aprobaty Stanów - i to w
taki sposób, aby Filip pojawił się jako wybraniec wyznaczony przez lud. Oczywiście powrócili do
argumentów konetabla, a mianowicie, że lilie nie mogą prząść, Francja zaś jest zbyt szlachetnym
krajem, aby popaść w niewieście ręce. Co dziwniejsze oparli się na fakcie, że między czcigodnym
Ludwikiem Zwiętym a Panią Joanną Nawarry było trzech kolejnych królów, zaś między Ludwikiem
Zwiętym a Filipem tylko dwóch. Co spowodowało, że hrabia de Valois z pełną racją wykrzyknął:
- Dlaczego w takim razie nie ja, przecież od Ludwika Zwiętego dzieli mnie tylko mój ojciec!
Następnie rajcy z Parlamentu zachęcani do gorliwości przez Milesa de Noyers, wydobyli z prochów,
bez zbytniego zresztą przekonania, stary kodeks prawa zwyczajowego Franków Salickichjeszcze
sprzed nawrócenia Klodwiga na chrześcijaństwo. Kodeks ten nic nie mówił o przekazywaniu władzy
królewskiej. Był to zbiór rozporządzeń z zakresu prawa cywilnego i karnego dość prymitywny, a
ponadto niezbyt zrozumiały, liczył bowiem przeszło osiem wieków. Krótka wzmianka zastrzegała, że
spadek w dobrach ziemskich winien przypaść w równym udziale synom zmarłego właściciela. To
wszystko.
Wzmianka ta wystarczyła kilku doktorom prawa świeckiego do przeprowadzenia przekonywającego
wywodu. Korona Francji może przejść tylko na męskich potomków, gdyż korona wiąże się z
władaniem ziemią. Czyż najlepszego dowodu, że kodeks salicki był stosowany od zamierzchłych
dziejów, nie stanowi fakt, że wyłącznie mężczyzni dziedziczyli? Przeto Joannę Nawarry można było
wyłączyć nie wysuwając oskarżenia o nieprawe pochodzenie, którego zresztą nie można było
udowodnić.
Doktorzy byli mistrzami od gryzmołów. Nikt nie ośmielił się im zarzucić, że dynastia Merowingów
wywodzi się nie od Franków Salickich, lecz od Sykambrów i Brukterów; nikt na razie nie spojrzał na
kartę owego słynnego prawa salickiego, które wymyślono, rzekomo na nie powołując się, a które
zrobiło karierę w historii po zrujnowaniu królestwa przez spowodowanie wojny stuletniej.
Zaprawdę drogo kosztowało Francję wiarołomstwo Małgorzaty Burgundzkiej!
Na razie jednak władza centralna miała pełne ręce roboty. Filip już reorganizował administrację,
powoływał do swej Rady możnych mieszczan i stworzył drużynę rycerzy przybocznych , aby w ten
sposób wyrazić wdzięczność tym co wiernie służyli mu od Lyonu.
Odkupił od Karola de Valois mennicę w Mans, nim odebrał dziesięć innych, rozsianych w całej
Francji. Odtąd wyłącznie król miał prawo bić monetę, która krążyła w królestwie.
Wspomniawszy rady Jana XXII, gdy ów był jeszcze kardynałem Dueze, Filip szykował zmianę
systemu przepisów kancelaryjnych i pobierania grzywien. Co sobota notariusze winni byli wpłacać
do Skarbu zainkasowane kwoty, a wpis do akt miał podlegać opłatom ustanowionym przez Izbę
Rozrachunkową.
Podobnie jak w kancelariach działo się w komorach celnych, okręgach administracyjnych,
kapitanatach miejskich i urzędach podatkowych. Surowo zostały ukrócone nadużycia i oszustwa,
które miały wolne pole od śmierci Króla z %7łelaza. Na wszystkich szczeblach społeczeństwa, w całej
gospodarce narodowej, w sądach, portach, na targach i jarmarkach ludzie odczuli i zrozumieli, że
Francją rządzi twarda ręka... ręka dwudziestopięciolatka!
Wierności nie pozyskuje się bez dobrodziejstw. Za wstąpienie na tron Filip hojnie płacił.
Sędziwy seneszal de Joinville kazał się odwiezć do swego zamku Wassy i oświadczył, że tam chce
umrzeć. Czuł się bliski końca. Syn jego Anzelm, który od Lyonu nie opuszczał Filipa, pewnego dnia
rzekł do króla:
- Ojciec mój zapewniał, że dziwne rzeczy działy się w Vincennes podczas śmierci małego króla i
doszły do jego uszu niepokojące pogłoski.
- Wiem, wiem - odpowiedział Filip. - Mnie również w owym czasie pewne fakty wydały się
zaskakujące. Czy chcecie znać moje zdanie, Anzelmie? Nie chcę oczerniać Bouville'a, bo nie mam
żadnego dowodu. Ale sam się pytam, czy może nie dorósł on do powierzonego mu zadania. Tak był
wzburzony, słuchał tylu plotek! Jego bezładna przezorność podsycała wyobraznię ludzką... W każdym
razie teraz już jest za pózno.
Zaczekał chwilę i dorzucił:
- Anzelmie, kazałem zapisać na was w Skarbie cztery tysiące liwrów, donacja ta wyraznie mówi o
mej wdzięczności za pomoc, jaką mi zawsze okazywaliście. Jeśli zaś w dniu koronacji kuzyn mój,
diuk Burgundii, nie przybędzie tam - jak myślę - aby mi przypiąć ostrogi, wam przypadnie ten
zaszczyt. Jesteście na to rycerzem wystarczająco wysokiego rodu.
Złoto było zawsze najlepszym metalem, by zalutować usta, lecz Filip wiedział, że niektórym ludziom
należy ponadto inkrustować nity.
Pozostała do załatwienia sprawa Roberta d'Artois. Filip gratulował sobie, że podczas ostatnich
wydarzeń więził niebezpiecznego kuzyna. Ale nie mógł bez końca trzymać go w Chatelet. Zazwyczaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]