[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że potrzebujesz czasu, żeby zrozumieć, jak bardzo się kochamy. Mariso, ostatnie
tygodnie były dla mnie istnym piekłem. %7łycie bez ciebie nie miało w ogóle żadnego
sensu.
- Ja też się podle czułam, Ted...
- Ale, ale, nie odpowiedziałaś wcale na pytanie, czy za mnie wyjdziesz? -
przypomniał sobie Ted.
- Przecież mnie o to nie spytałeś. Oświadczyłeś tylko, że się ze mną chcesz
ożenić.
- Masz rację, przepraszam, już się poprawiam. Mariso - przybrał uroczysty ton
głosu klękając na jedno kolano przed matką swego dziecka. - Kocham cię i pragnę,
żebyśmy wspólnie szli przez życie. Czy chcesz zostać moją żoną?
- Chcę, chcę, bardzo chcę! - zawołała Marisa śmiejąc się i płacząc na przemian. -
O niczym innym nie marzę!
Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała w usta.
Ted poczuł, że natychmiast musi dać wyraz swej miłości do Marisy.
Odsunął ją delikatnie, położył na tapczanie i sam do niej dołączył.
- Tak za tobą tęskniłem, maleńka - szeptał pieszcząc jej smukłe ciało.
- Ted...
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy, ale muszę cię teraz kochać. Rozumiesz to?
- Tak i sama tego chcę.
Rozebrali się błyskawicznie i przywarli do siebie nagimi ciałami, całując się i
pieszcząc wzajemnie.
Byli zbyt podnieceni, żeby ciągnąć w nieskończoność grę wstępną. Wszedł w nią
z największą ostrożnością.
Marisa natychmiast dopasowała się do jego rytmu.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię... - powtarzał Ted gorąco.
Wspólnie osiągnęli szczyt rozkoszy i opadli zmęczeni na łóżko. Po chwili Ted
pochylił się nad Marisą, pogładził dłonią jej płaski jeszcze brzuch i pocałował ją w
pępek.
- Jak się czujesz, Mariso?
80
S
R
- Fantastycznie. Nie pamiętam, kiedy się tak czułam. I nie patrz na mnie takim
przestraszonym wzrokiem. Dziecku nic się nie mogło stać. Dopiero pod koniec ciąży
zaleca się przerwanie współżycia.
- Wiesz to z broszury O czym każda matka wiedzieć powinna"?
- Dokładnie tak.
- To świetnie się składa, bo znowu mam na ciebie ochotę.
- Poczekaj trochę, chcę ci coś powiedzieć. Przygotowałam dla ciebie prezent pod
choinkę. Jest w hotelu. Chciałabym ci go dać i obwieścić cioci radosną nowinę.
Wróćmy jutro do Three Feathers", dobrze?
- Zrobimy, jak zechcesz, Mariso. - Ted pocałował ją w czoło.
Wiedział, czym chce go obdarować, ale nie chciał jej psuć zabawy. Jutro odegra
zaskoczenie i wszystko będzie w porządku.
- Mariso?
- Tak?
- Czy powiedziałabyś mi, że zostanę ojcem, gdybym tu nie przyjechał?
- Nie wiem. Być może doszłabym kiedyś do wniosku, że masz prawo o tym
wiedzieć.
- Mówiliśmy zdaje się o prezentach gwiazdkowych...
- Tak - Marisa nadstawiła ucha. - Czy ja może też coś dostanę?
- Ach, te baby, zawsze łase na prezenty - roześmiał się Ted, wyjął z kieszeni
marynarki małe aksamitne pudełeczko i podał je Marisie.
- To dla ciebie, maleńka.
Marisa otworzyła wieczko i ujrzała cudowny pierścionek z jednym wielkim
brylantem.
- Ted! - krzyknęła radośnie zaskoczona. - To musiało być warte majątek!
- A czy ty nie jesteś warta majątku? - odparł Ted wkładając jej pierścionek na
palec.
81
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]