[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobrze - powiedziała szorstko. - W takim razie będę się na ciebie
wściekać.
129
RS
- Tego też nie chcę - powiedział, dotykając palcami jej ust.
- A czego chcesz, Mark?
- Teraz chcę tylko ciebie.
Spojrzała mu prosto w oczy, oddając mu całą siebie. Jednak
podświadomie, gdzieś w głębi duszy, zastanawiała się, czy Mark gotów
jest ofiarować jej tyle, ile sam pragnie wziąć.
130
RS
Rozdział 12
W to czwartkowe popołudnie Ethan stał na środku salonu w
rodzinnym domu. Elaine i Lou zasiedli w ulubionych fotelach i
wyczekująco spoglądali na syna. Joel i jego żona trzymali się za ręce i
oboje niecierpliwie czekali na wyjaśnienie, dlaczego zostali poproszeni o
wzięcie krótkiego urlopu i przyjazd do Alabamy. Jak na razie Aislinn była
jedyną osobą w tym towarzystwie, która znała powód rodzinnego
spotkania. Uśmiechem starała się dodać Ethanowi otuchy. Zdawała sobie
sprawę z tego, że ma on przed sobą niezwykle trudne zadanie.
Mimo że Ethan kilka razy zapewnił zebranych, że chce im przekazać
dobre wiadomości, w oczach matki dostrzegł niepokój.
- Zgromadziliśmy się tu wszyscy, tak jak prosiłeś - powiedziała
Elaine, nerwowo przebierając palcami. - Proszę, wyjaw nam, co się dzieje.
- To nic złego, mamo - zapewnił. - Chciałem wam przekazać
wiadomości, które dotyczą całej rodziny.
- Co to za wieści? - zapytała wyraznie zaintrygowana Elaine.
Dyskretnie zerknęła na Aislinn. - Czy spodziewacie się dziecka?
- Nie, mamo - szybko zaprzeczył Ethan, natomiast Aislinn zaśmiała
się, nieco zakłopotana. - Dopiero po ślubie o tym pomyślimy.
- W takim razie o co chodzi?
Ethan włożył ręce do kieszeni i wskazał głową stojącą na stole
fotografię.
- Chodzi o naszą rodzinę - powtórzył i poczekał, aż zebrani skierują
wzrok w stronę zdjęcia, na którym widniał cały klan Brannonów. Lou i
Elaine, młodzi i dumni, Ethan, podobnie jak Joel, nienaturalnie
131
RS
wyprostowany, jakby połknął kij, a na kolanach Elaine uśmiechnięty mały
Kyle.
- Ostatnio dotarłem do informacji... - Zdecydował, że o szczegółach
opowie pózniej. - Chodzi o to popołudnie, kiedy zniknął Kyle.
Elaine zakryła dłonią usta, ale okrzyk uwiązł jej w gardle.
- Jakie informacje?! - wykrzyknął Lou, marszcząc brwi. -
Dowiedziałeś się, dokąd pojechała Carmen tego dnia, kiedy opuściła nasz
dom?
Ethan starał jak najdelikatniej przekazać tę szokującą dla rodziny
wiadomość, jednak z natury nie był zbyt cierpliwy i taktowny. Uważał, że
jeżeli trzeba coś komuś powiedzieć,należy to zrobić, nie owijając w
bawełnę. W związku z tym oznajmił:
- Carmen i Kyle nie utonęli. Carmen wepchnęła samochód do rzeki,
żeby upozorować wypadek. Potem wyjechała, zabierając Kyle'a, żeby
wychować go jak własnego syna.
W salonie zapadła martwa cisza. Aislinn skrzywiła się lekko. Uznała,
że Ethan przekazał niezwykłą wiadomość w sposób zbyt obcesowy i
bezpośredni, ale pokiwała głową na znak, że go wspiera.
- Ethan - wyszeptała pobladła Elaine - to nie jest temat do żartów.
- To prawda, mamo, w pełni zdaję sobie z tego sprawę. Nie
ośmieliłbym się żartować. Kyle żyje i mieszka w Georgii. Spotkaliśmy się
i przeprowadziliśmy testy DNA, które potwierdziły, że jesteśmy braćmi.
- O mój Boże! To nieprawdopodobne! - zawołała Elaine. Joel wstał
ze swego miejsca, ukląkł przy matce i chwycił ją za rękę.
- Jesteś pewien? - zapytał.
- Absolutnie - odparł Ethan bez wahania, patrząc bratu w oczy.
132
RS
- O mój Boże! - powtórzyła ze łzami w oczach Elaine. -Kyle...
- Teraz nazywa się Mark Thomas - wyjaśnił Ethan. Podszedł do ojca
i położył dłoń na jego ramieniu. - Oczywiście nie pamięta prawdziwego
imienia. Podobieństwo fizyczne do rodziny jest uderzające. Aislinn uważa,
że wystarczy jedno spojrzenie, by stwierdzić, że jesteśmy braćmi.
- Dlaczego? - zawołał Lou. - Dlaczego Carmen miałaby nam to
zrobić? Co nią kierowało? Z jakiego powodu porwała naszego syna?
- Myślę, że tego się nie dowiemy, tato - odparł Ethan. -Ona nie żyje.
-I dobrze - syknęła Nicole, żona Joela, policjantka z zawodu. -
Najchętniej zakułabym ją w kajdanki.
- Ty też go widziałaś, Aislinn? - zapytał Joel.
- Tak. - Aislinn skinęła głową. - Bardzo go polubiłam. Sprawia
wrażenie dobrego człowieka.
Nagle Joel poderwał się z klęczek.
- Kiedy byłeś w Georgii - powiedział, posyłając bratu srogie
spojrzenie - kilka tygodni temu, rzekomo w celach służbowych, pojechałeś
się zobaczyć z Kyle'em.
- Nie zapominaj, że ma na imię Mark - przypomniał mu Ethan. -
Spędziliśmy tam z Aislinn kilka dni, chociaż z Markiem widzieliśmy się
zaledwie przez parę godzin.
-I nic nam nie powiedziałeś! - wykrzyknął oskarżycielskim tonem
Joel. Był wściekły. - Nie przyszło ci do głowy, że z wielką radością
usłyszelibyśmy taką wspaniałą nowinę?
- Mark poprosił Ethana, żeby nic wam nie mówił, dopóki nie
otrzyma wyników badań. - Aislinn stanęła w obronie narzeczonego. -
Stwierdził, że w tej sprawie chce zyskać pewność. A ja myślę, że
133
RS
potrzebował czasu, aby wszystko sobie przemyśleć. Przecież dowiedział
się, że to, co do tej pory brał za prawdę, okazało się kłamstwem. Możecie
sobie wyobrazić, jaki to był dla niego cios. Nagle świat mu się zawalił.
Elaine cicho płakała. Lou wstał i podszedł do stolika, na którym stała
fotografia rodzinna.
- Jak go odnalezliście? - zapytał, nie odrywając wzroku od zdjęcia. -
Skąd wiedzieliście, że mimo wszystko jeszcze warto szukać?
- Chyba powinieneś usiąść, tato. Jest jeszcze kilka spraw, które
musimy z wami omówić - odparł Ethan i wymienił z Aislinn znaczące
spojrzenie.
- Nie ruszaj się!
- Nie ruszam!
- Połóż lewą rękę tutaj, a prawą tutaj. A teraz się nie ruszaj.
- Nie ruszam się - powtórzył cierpliwie Mark.
- Tak, idealnie. - Rachel cofnęła się odrobinę. - Teraz poczekaj
sekundę, wezmę ołówek.
- Pośpiesz się, to jest ciężkie.
- Trzymaj.
Rachel wspięła się na palce, opierając się łokciem o ramię Marka.
Ołówkiem usiłowała zaznaczyć miejsce na ścianie, gdzie miała wisieć
martwa natura w drewnianej ramie.
- Już. Teraz możesz odłożyć i wbijemy gwozdzie.
- Dzięki. - Mark z widoczną ulgą ostrożnie położył obraz na
podłodze.
- Taki chłop na schwał powinien bez wysiłku podnieść większe
ciężary niż zwykły obraz.
134
RS
Mark złapał Rachel wpół i podniósł wysoko jak małe dziecko.
Wymachując nogami, piszczała i śmiała się na całe gardło.
- Wnieść cię na górę?
O tak! - cisnęło jej się na usta, ale zamiast tego zawołała:
- Teraz pracujemy!
- W takim razie bierzemy się do roboty.
Zanim Mark postawił Rachel na podłodze, zdążył pocałować ją w
usta.
Byli sami w domu. Ekipa wyszła wcześniej, a Rachel została, żeby
pobyć trochę sam na sam z Markiem. Dom był już prawie całkowicie
urządzony. Stało się to dużo szybciej, niż przewidywała.
Mark skończył wbijać gwozdzie, powiesił obraz i z dumą
prezentował swoje dzieło. W tym momencie zadzwonił telefon Rachel.
Stłumiła westchnienie i pomyślała, że tym razem nie odbierze. Po chwili
jednak przyłożyła aparat do ucha. Nie potrafiła spojrzeć Markowi w oczy.
- Rachel, możesz przyjechać? Ja... krew.
- Dani! Co się dzieje? Gdzie jest krew?
- Przyjedz, proszę cię. Połączenie zostało przerwane.
- O Boże!
- Co się stało? - Mark chował narzędzia do skrzynki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]