[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kamiennej niszy. Za nimi znajdowała się przepiękna mała
sypialnia, cała w jedwabiach i meblach z drzewa tekowego.
S
R
Pod wysokim oknem stało wspaniałe łóżko, nakryte jasną
pościelą i błyszczącymi poduszkami. Wiotkie gałęzie drzew
na zewnątrz dotykały kamiennego parapetu. Przywiezione
z hotelu rzeczy Rebeki leżały na stole, porządnie ułożone
w stos. Przez uchylone drzwi w rogu pokoju widoczna była
nowocześnie urządzona łazienka z luksusowym wyposaże-
niem i złotymi kinkietami.
Kash stał za Rebeką w milczeniu. Czuła na sobie jego
wzrok, gdy zaczęła przechadzać się po sypialni, dotykając
ciemnych lśniących mebli i kosztownych tkanin. Kiedy zaś
odwróciła się ku niemu, z niewiadomego powodu nagle za-
rumieniona i podniecona, rzekł miękko:
- Ten pokój może cię zepsuć, zanim ja zdążę to zrobić.
- Dopóki nie zjawisz się tu, żeby mnie pouczać", jestem
pewna, że jakoś dam sobie radę.
Ta uwaga nie zabrzmiała jednak dokładnie tak, jak Rebe-
ka sobie tego życzyła. Widząc jej zmieszanie, Santelli
uśmiechnął się złośliwie.
- Dobranoc. Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem w po-
koju za rogiem.
- Dziękuję, może cię wyślę po pizzę.
- Tutaj jest mnóstwo służących, których większość mó-
wi po angielsku. Przyniosą ci wszystko, czego tylko zapra-
gniesz. Zamrugał skromnie. - Chyba że będzie to coś, do
czego wolałabyś się nie przyznawać.
- Hmmm. Przypomniałam sobie, że mam dla ciebie pre-
zent.
Przez chwilę grzebała w swoich rzeczach, wreszcie zna-
lazła blok rysunkowy i wyjęła z niego starannie złożoną kar-
tkę. Spojrzał na nią posępnie i rozłożywszy rysunek, zaczął
przyglądać się smokowi, którego uśmiech tym razem był
okrutny. Szeroki zad smoka owinięty był udrapowanym ka-
wałkiem materiału, takiego samego jak ten, który Kash miał
przedtem na sobie.
- Jedna rzecz się nie zgadza - zażartował. - Mam trochę
ostrzejsze zęby.
- Kiedyś w końcu uchwycę twoje prawdziwe ja.
- Moje prawdziwe ja" jest poza zasięgiem twojej ręki.
S
R
- Mam długie ręce.
- I bujną wyobraznię.
- Która pracuje po godzinach, próbując cię rozszyfro-
wać.
Podszedł do drzwi z wyrazem zaniepokojenia na twarzy
i z brodą podniesioną w geście buntu, który był jej skądś
znajomy. Ich oczy spotkały się w niemym wyzwaniu, które
przyprawiło Rebekę o drżenie. Na odchodne ostrzegł ją:
- Na Wschodzie lepiej zostawiać tajemnice w spokoju.
Po śniadaniu, na które podano ryż i owoce, wybrali się we
dwoje na spacer w bladym porannym słońcu.
Szli obok siebie kamienistymi ścieżkami poprzez kraj-
obraz przypominający kompozycje bonsai, wśród starannie
rozplanowanych wspaniałych drzew i kwiatów. Rebeka
splotła ręce na plecach, poddając nagie ramiona pieszczocie
migotliwych promieni. Miała na sobie skromną, lecz podkre-
ślającą kształty, białą letnią sukienkę.
Gdy rano wyszła z pokoju i Kash spojrzał na nią z uzna-
niem, nagle poczuła się bardzo kobieco. Aagodny powiew
słodko pachnącego wiatru przyprawiał ją teraz o mrowienie
skóry.
Rzucała co chwila krótkie spojrzenia na Kasha, którego
ramię czasem muskało od niechcenia jej rękę. Biała bluza
i szerokie białe spodnie nadawały mężczyznie świeży egzo-
tyczny wygląd, szczególnie w połączeniu z czernią włosów
i złotym odcieniem skóry. Na ten widok Rebeka czuła ogar-
niające ją przyjemne ciepło.
- Powiedziałeś, że wyjeżdżając z Wietnamu do Ameryki
miałeś zaledwie osiem lat - odezwała się, chcąc przerwać
milczenie - i że często wracasz do tej części świata.
- Tak.
- Na pewno masz jakieś wspomnienia ze spędzonego tu
dzieciństwa.
- Nasiąknąłem tutejszą atmosferą.
Rebeka westchnęła. Spodziewała się wymijającej odpo-
wiedzi.
- Ile znasz języków?
S
R
-Mówię płynnie po wietnamsku i po tajsku, i całkiem
niezle daję sobie radę z chińskim.
- Strasznie podoba mi się chińskie pismo. Umiesz pisać
po chińsku?
- Trochę.
Kiedy wyszli na polankę z małym strumykiem, Rebeka
wstrzymała oddech na widok kamiennego mostku oraz do-
skonale utrzymanego trawnika, na który opadały gałęzie
wierzby płaczącej. Wydawało się, że nawet okrągłe kamie-
nie w strumieniu ułożono według jakiegoś planu.
- Wszystko ma tu swoje miejsce i jest w tym taka har-
monia - powiedziała. - Czy nie to stanowi istotę filozofii
Wschodu?
- Tak. Poznanie swojego miejsca na Ziemi daje spokój.
- Czy w tobie jest już ów spokój?
- Pragnę go i rozumiem, na czym polega. To dopiero po-
czątek drogi.
Usiadła na miękkiej poduszce z trawy i podciągnęła nogi.
Kash opadł obok niej i kiedy na niego zerknęła, stwierdziła,
że na nią patrzy.
- Ty masz w sobie spokój - powiedział, zaglądając jej
w oczy, jakby chciał odgadnąć jego przyczynę.
- Nie sądzę. Tak wiele jeszcze chciałabym przeżyć.
- Co na przykład?
- Chcę szalonych przygód, a zarazem ciepła i poczucia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]