[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ny. Ale w życiu klubowego śpiewaka zawsze musiały być inne kobiety. Nastąpiła
separacja, rozwód, a potem pojawiły się przyjaciółki. Taki miał sposób, życia, mo-
że było to zresztą podświadome pragnienie bycia gwiazdą ze wszystkimi urokami
sławy. Zawsze był zakochany, albo leczył złamane serce.
31
Chris Latimer zauważył szelmowskie spojrzenie siedzącej obok niego dziew-
czyny. Drobna i ciemnowłosa, filigranowa. Nazywała się Pamela. Zabroniła mó-
wić do siebie Pam, o czym poinformował Chrisa Wickers, kiedy zapoznał ich ze
sobą w swym domu. Była koleżanką aktualnej przyjaciółki Carla Samanthy.
Chris zastanowił się w pierwszej chwili, czy obie dziewczyny nie są siostrami,
lub może kuzynkami, ponieważ łączyło je fizyczne podobieństwo.
Carl szepnął Chrisowi, że małżeństwo Pameli rozpadło się kilka miesięcy te-
mu, a ponieważ bardzo to przeżyła, Samantha zaprosiła ją na tydzień lub dwa.
Chris miał przez chwilę wrażenie, że Wickers bawi się w swata. Był nieufny, po
niefortunnym małżeństwie z Pat stał się bardzo ostrożny. Mimo wszystko, nie
mógł powstrzymać się od ukradkowych spojrzeń.
Publiczności było niewiele. W niedzielne wieczory klub nie cieszył się po-
pularnością. A może potwierdzało się przysłowie, że nikt nie jest prorokiem we
własnym kraju. Artysta musiał szukać popularności poza granicami swego miasta.
Latimera otaczały same nieznane twarze. Nie znał tu nikogo i, bez wątpienia,
nikt z nich go nie pamiętał. Całe szczęście. Człowiek, który sprzedał najpięk-
niejszy zakątek okolicy, zostałby okrzyknięty zdrajcą. A teraz Ssący Dół rozwarł
znowu swe głębie.
Muzyka ucichła, rozległy się skąpe oklaski.
Dziękuję, panie i panowie. Carl Wickers zdjął gitarę i położył ją ostroż-
nie na estradzie. Krótka przerwa. Jeśli ktoś ma jakieś specjalne życzenia,
z przyjemnością je spełnię. Napiszcie tytuł ulubionej piosenki na odwrocie pię-
ciofuntowego banknotu i przyślijcie go do mnie!
Spózniony śmiech nagrodził żart. W sobotnią noc wywołałby on żywiołowy
wybuch radości.
Mogę zaproponować pani drinka? Chris zwrócił się do Pam, czując
ukłucie zdenerwowania, jakby po raz pierwszy proponował dziewczynie randkę.
Dziękuję uśmiechnęła się, jej oczy napotkały jego wzrok, patrzyła na
niego przez chwilę, jakby oczekując czegoś więcej.
Proszę gin i lemoniadę. Dużo lemoniady.
Będę z powrotem za chwilę.
Wydawało się, że wszyscy zgromadzili się przy barze. Chris poczuł nagłe znie-
cierpliwienie. Do diabła z nimi, mógł teraz siedzieć i rozmawiać z Pamelą, zamiast
tu sterczeć.
Nowi ludzie przybywali do klubu. Chris odwrócił się i zobaczył pięciu mło-
dych ubranych w motocyklowe stroje, zastanowił się, dlaczego bramkarz ich prze-
puścił. Pewnie byli członkami klubu. To był znak czasów. Dzisiaj każdy klub był
zadowolony z posiadania młodych następców i możliwości sprzedania kilku do-
datkowych drinków. Granica między wypłacalnością, a bankructwem była płynna.
Pięciu młodych stało w bezruchu, obserwując pomieszczenie. Chris poruszył
się nerwowo, poczuł ciarki na skórze. Było coś złowrogiego i przerażającego
32
w tych motocyklistach. Szkliste oczy, usta zdrętwiałe i zaciśnięte, poruszali się
sztywno, niczym roboty. Prawdopodobnie narkomani, Chris próbował znalezć lo-
giczne wyjaśnienie. Może pijani, chociaż wydawało się, że dosyć pewnie trzymali
się na nogach, kiedy torowali sobie drogę ku barowi, idąc gęsiego za największym
z nich, który był pewnie ich przywódcą.
Nikt nie zdawał się zwracać na nich uwagi. Możliwe, że przychodzili tu re-
gularnie i ich wygląd nie rzucał się już w oczy. Wolnym krokiem zbliżali się do
baru.
I nagle, Chris Latimer poczuł, że ogarnia go fala przerażenia i mdłości, w gło-
wie mu zawirowało, żołądek podszedł do gardła. Rysy twarzy tego wielkiego
chłopaka zdawały się być wiernym odbiciem twarzy, którą bez trudu by rozpo-
znał, twarzy której wspomnienie ciągle prześladowało go w nocnych koszmarach.
Twarz Corneliusa, złowrogiego wodza Cyganów!
Latimer uchwycił się krawędzi baru, obawiając się, że zemdleje. To absurd
stare wspomnienia dosięgły go nawet w tym podmiejskim klubie. Nie trzeba było
tu przyjeżdżać, powinien trzymać się z dala, przecież i tak nie mógł nic zrobić.
Jeśli zło zostało uwolnione, nie mógł go powstrzymać.
Młodzieńcy przepychali się przez tłumek, ludzie rozstępowali się na boki, ko-
muś wylało się na podłogę trochę piwa. Zapadła nagła cisza, wszyscy patrzyli na
nich, cofając się powoli. Barman podniósł wzrok, powiedział coś, co zabrzmiało
jak: i tak? , ale słowa uwięzły mu w gardle, nerwowo miął w rękach ścierkę
do naczyń.
Mule Skinner odwrócił się, skierował ku wiszącej na ścianie tarczy do gry
w strzałki. Nagłym ruchem wyrwał strzałki tkwiące w korku. Pozostali czterej
zabawiali się oblewaniem mahoniowych powierzchni kwartami gorzkiego piwa.
Nikt nie próbował nawet ich powstrzymać.
Chris Latimer wycofał się, myśląc tylko o Pameli, która nie powinna być teraz
sama.
Ktoś krzyknął z bólu i przerażenia. Siwowłosy mężczyzna opadł na stołek,
pociągając za sobą tacę z drinkami. Szklanki uderzyły o podłogę, rozprysły się na
drobne kawałki, cynowa taca potoczyła się z brzękiem.
Mężczyzna ciągle wrzeszczał, trzymał się za oko, próbując coś z niego wy-
rwać. Latimer wytężył wzrok, poczuł falę mdłości. Ogarnęło go przerażenie.
Strzałka trafiła w cel jej ostry jak igła koniec wbił się głęboko w zrenicę. Try-
snęła krew.
Grad strzałek posypał się teraz przez pokój.
Zdawało się, że krzyczą już wszyscy, nie potrafiąc i obronić się przed niespo-
dziewanym atakiem. Jakaś dziewczyna upadła twarzą naprzód, na skorupy pobi-
tych kufli. Kobiety próbowały wyszarpywać strzałki ze swych sukienek, na któ-
rych wykwitały purpurowe plamy, kiedy stalowe ostrza grzęzły w ciele.
33
Latimer uciekł, schyliwszy głowę, czuł, jak coś otarło się o jego ramię, usły-
szał jak strzałka wbija się w boazerię. Pamela ukryła się na podłodze, między
dwoma fotelami. Rzucił się ku niej, chcąc zasłonić ją własnym ciałem.
Wszyscy szukali schronienia, rannych pozostawiono samym sobie. Zapas
strzałek wyczerpał się. Teraz poszły w ruch szklanki, uderzające w barykadę krze-
seł, eksplodujące tysiącem odłamków.
Latimer wyglądał spoza krzesła, trzęsąc się ze strachu, na widok tego, co się
działo. To nie była napaść pijanych szaleńców, ale na zimno wykalkulowane dzia-
łanie, jakby motocykliści opracowali sobie dokładny plan. Te twarze, jakby. . . ja-
kieś złe moce wskrzesiły ich z martwych, by spełnili swe zadanie. I twarz Corne-
liusa!
Kawałek szklanki zranił Latimera w rękę, poczuł ostry ból w nadgarstku, po-
ciekła krew. Zignorował to, trzymał Pamelę tuż przy sobie. Szlochała, drżąc gwał-
townie.
Młodzi rozdzielili się trzech stało na przedzie, dwaj weszli za bar. Miotali
pociski z wielką siłą.
Ruszyli ku drzwiom. Nie była to ucieczka, raczej zaplanowany odwrót.
Mule Skinner zapalił silnik swego motoru, słyszał, że inni idą za jego przykła-
dem. Puścił sprzęgło, ruszył naprzód zwiększając szybkość. Nie oglądał się, jego
kompani już go nie obchodzili. Spełnili swą misję, nic więcej się nie liczyło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]