[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wymyśliła usprawiedliwienie.
 Był grzeczny?  zapytała, trącając synka lekko w nosek.
 Kto? Zwracasz się do Simona czy do mnie?  spytał rozbawiony Daniel.
Olivia obdarzyła go uśmiechem.
 Odpowiedz pierwszy  poprosiła.  Simon zrobi to potem.
 Był bardzo grzeczny  zapewnił Daniel.
 To świetnie.
 Popatrz, co już potrafi  dodał z dumą. Przyciągnął gałąz klonu tak blisko, że jeden liść
znalazł się w zasięgu rączki Simona. Podobnie jak przedtem wzrok dziecka podążał za
ruchem liścia, a potem powoli Simon wyciągnął łapkę, chwycił zdobycz i usiłował
przyciągnąć ją do siebie.
 Złapał! Złapał!  wykrzykiwała zachwycona Olivia.  Już potrafi chwytać.
 Tak  potwierdził Daniel.  Pierwszy raz zrobił to parę minut temu.
Na twarzy Olivii odmalowało się rozczarowanie.
 Jaka szkoda, że mnie przy tym nie było  powiedziała rozżalonym głosem.
 Przepraszam, chyba nie należało ci tego mówić. Zrobiłem głupio  tłumaczył się
Daniel.  Powinienem pozwolić ci samej odkryć, jaki jest już z niego mądrala.
 Nie przejmuj się, wszystko jest w porządku  uspokoiła go Olivia:  Mnie przy dziecku
wtedy nie było, ale byłeś ty.  Dotknęła ręki Daniela i uśmiechnęła się ciepło.
Odetchnął z ulgą.
 Dzięki, Livy.
 To ja ci dziękuję.
 Za co?
 Za to, że jesteś z Simonem. I będziesz w przyszłości. Naprawdę bardzo to sobie cenię.
Daniel popatrzył na Olivię.
 Jestem tu także ze względu na ciebie. W razie gdybym był potrzebny.
Spojrzała w bok. Zatrzymała wzrok na liściach, lekko szeleszczących na wietrze.
 Wiem o tym  powiedziała cicho.  I to też doceniam.
 Chciałem się tylko upewnić, czy wszystko jest jasne. Skinęła głową, lecz nadal patrzyła
na drzewo.
 Jakie masz plany na dzisiejszy wieczór? Zjesz z nami kolację?  zapytała po chwili.
 A co przygotujesz?
 Początkowo zamierzałam zrobić łazanki z żółtym serem i majonezową sałatką, a na
deser podać śmietankowe lody...
 Livy...  zaczął ostrzegawczo Daniel.
 Ale zamiast tego  ciągnęła z ponurą miną  opiekę na grillu piersi kurczęcia, ugotuję
trochę ciemnego ryżu, a na parze parę marchewek, trochę brokułów i kalafiora. Podam je z
koperkiem i sokiem cytrynowym.
 Dobra dziewczynka  Daniel z uśmiechem pochwalił Olivię.  Zobaczysz, jeszcze będą
z ciebie ludzie.
 Już są  sprostowała.  Ale nie znoszę tego wszystkiego, co każesz mi jeść.
 To tylko kwestia przyzwyczajenia. Polubisz.
 Nie licz na to. A więc zjesz ze mną kolację czy nie?
 Jasne, że zjem. Z największą przyjemnością.
 To dobrze.
Simon okropnie się rozziewał. Było oczywiste, że na dziś ma dość lekcji botaniki. Olivia
wzięła go z rąk Daniela. Postanowiła od razu nakarmić dziecko, zanim zacznie
przygotowywać kolację dla siebie i sąsiada.
Była zadowolona. W dziecinnym pokoju na górze ułoży do snu Simona, a sama z
Danielem spokojnie zasiądzie do wieczornego posiłku. Byłaby to niemal rodzinna scena, tyle
że Daniel nadawał się dla Simona, lecz nie dla niej.
Będzie kiedyś wspaniałym mężem i ojcem, pomyślała. I natychmiast westchnęła głęboko.
Zrobiło się jej ciężko na duszy. Bo kiedy nadejdzie ten dzień, Daniel McGuane przestanie
dzielić życie z nią i Simonem. A może nawet zniknie na zawsze.
A to, uznała Olivia, byłoby okropne.
Może to wcale nie był taki dobry pomysł, uznała w duchu Olivia, licząc równocześnie
kolejne podniesienie sztangi nad głowę.
Opuściła ciężar i rozluzniła ramiona. Odetchnęła głęboko i po raz osiemnasty wykonała
ćwiczenie. Było męczące. Pot ciekł jej z czoła i karku.
Znów wzięła głęboki oddech.
Może to wcale nie był taki dobry pomysł, powtórzyła w myśli. Ciężko dysząc, odwróciła
głowę w bok. W przeciwległym kącie piwnicy, w której była urządzona siłownia, znajdował
się sprawca obecnych nieszczęść Olivii. Mężczyzna, którego nieopatrznie poprosiła o pomoc
w pozbyciu się nadwagi.
W ciągu miesiąca intensywnych ćwiczeń i diety pod okiem Daniela udało się jej pozbyć
zaledwie dwu i pół kilogramów. Była rozczarowana. Wprawdzie osobisty instruktor
wytłumaczył jej, że tłuszczyk, którego tak nie znosiła, zastąpiły mięśnie, nie poprawiło to
jednak jej samopoczucia. Tak więc na razie Olivia mogła włożyć na siebie rzeczy tylko o
jeden rozmiar mniejsze. Z pomocą przyszła Sylvie, która pożyczyła siostrze parę
przyzwoitych sukienek, tak że Olivia nie musiała już nosić znienawidzonych ciążowych
ciuchów, rozciągniętych spodni od dresów i nieforemnych bawełnianych koszulek.
Nadal jednak, mimo najlepszych chęci, nie mogła dopiąć guzików swego
pielęgniarskiego stroju. Było to deprymujące, gdyż chwila powrotu do pracy w szpitalu
stawała się coraz bliższa.
 Jak idzie?  zawołał Daniel. Trenował zawzięcie w przeciwległym kącie piwnicy. 
Zdążyłaś już podnieść sztangę dwadzieścia pięć razy?
 Tak  skłamała gładko. A potem szeptem dodała:  Bez siedmiu.
 Mówiłaś coś?
 Nie.
 To dziwne. Byłbym gotów przysiąc, że powtórzyłaś ćwiczenie tylko osiemnaście razy 
oznajmił Daniel.
 Naprawdę?  zdziwiła się Olivia.  Tylko osiemnaście?
 Aha.
Olivia starła kropelki potu, które zebrały się nad górną wargą.
 To dziwne  powtórzyła.  Widocznie z tego miejsca, w którym teraz ćwiczysz,
wszystko, co dzieje się w innej części tego pomieszczenia, wydaje się spowolnione. Mamy
więc do czynienia z tajemniczą piwnicą i jej wielką  nie rozwiązaną zagadką .
Daniel uśmiechnął się lekko.
 Może tylko pomyliłaś się w liczeniu.
Och, taki właśnie jest ten człowiek! pomyślała Olivia. Zbyt grzeczny, żeby zarzucić jej
oczywiste kłamstwo. Dżentelmen w każdym calu.
 A więc podniosłam sztangę tylko osiemnaście razy?  spytała zaczepnym tonem.
Westchnęła głęboko, zacisnęła dłonie na drążku sztangi, zawieszonej nad głową. Miała
ochotę pokazać język Danielowi, lecz w porę się powstrzymała.
Daniel milczał znacząco. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •