[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy ju\ le\ysz?
Tak. Wejdz.
Lampa na nocnym stoliku rzucała słabe światło. Dev przysunął się do ściany. Eden
zgasiła lampę i po ciemku ruszyła w kierunku łó\ka. Podłoga była lodowato zimna. Wsunęła
się pod koce, uwa\ając, by nie dotknąć Strykera. Dotykanie było zabronione. Mogli dzielić
łó\ko, ale fizyczny kontakt byłby tylko niepotrzebnym wyzywaniem losu. Za ka\dym razem
gdy robiła coś dla niego, stawali się sobie bli\si. Troszcząc się o Deva, ju\ dawno
przekroczyła granicę obojętności i rezerwy, którą normalnie czuła w stosunku do ludzi
poznanyh dwa dni wcześniej.
Odezwał się zduszonym głosem:
Ułó\ się wygodnie, proszę.
Dobrze. Cię\ko westchnęła. To wszystko wydaje mi się nierealne. Czuję się,
jakbym straciła kontakt z rzeczywistością.
Nie przejmuj się. Wszystko jest w porządku. Masz du\o odwagi.
Eden uśmiechnęła się.
Dzięki. Ty te\ jesteś odwa\ny. Po chwili zapytała: Czy bardzo cię boli?
Mo\na wytrzymać. Brandy i aspiryna pomagają. Wiatr ciskał płatkami śniegu o szyby.
Eden wsunęła się głębiej pod koce. Długo wpatrywała się w ciemność. Wiedziała, \e szybko
nie zaśnie. Zarówno z powodu popołudniowej drzemki, jak i samego Strykera. Czuła bijące
od niego ciepło.
Powiedziała mu, \e straciła kontakt z rzeczywistością. To prawda. Wszystko wydawało
się takie dziwne. Robiła tyle nowych rzeczy. Noszenie wody czy odśnie\anie nie stanowiły
problemu. Była zdrową, silną dziewczyną. Nowością była opieka nad drugą osobą,
odpowiedzialność za jej zdrowie i poczucie winy.
Poniewa\ ustało krwawienie, rana przestała zagra\ać \yciu Deva. Gdyby kula utknęła w
kości lub naruszyła jakiś wewnętrzny organ, mogłoby być zle. Zwiadomość tego, \e Dev
wracał do zdrowia, sprawiała Eden ulgę. Udzieleniem pierwszej pomocy zaskoczyła samą
siebie.
Jej przyjaciele te\ byliby zaskoczeni. Cała historia pewnie by ich ubawiła. Poczuła ostre
ukłucie w sercu. Ju\ niemal słyszała komentarze: Chcesz powiedzieć, \e spaliście razem w
łó\ku tylko po to, by nie zamarznąć w nocy? Naprawdę było tak zimno?
Próbowałaby go opisać. Wysoki, szerokie bary, wąskie biodra, gęste czarne włosy, szare
oczy, piękne usta.
Nie opowie swoim waszyngtońskim przyjaciołom tej historii i nie opisze Strykera. To jest
jej tajemnica, którą nie chciała się z nikim dzielić. Takie wspomnienia chowa się wyłącznie
dla siebie.
Dev, wyczerpany wielogodzinnym siedzeniem na krześle, usnął natychmiast. Le\ała i
słuchała jego oddechu i wyjącego wiatru. W końcu zasnęła.
Stryker obudził się podniecony do granic mo\liwości. Eden spała przytulona do niego.
Nogę przerzuciła przez jego biodra, a włosy dziewczyny okrywały jego ranne ramię.
Przyglądał się Eden i dostawał gęsiej skórki.
Musiał jej dotknąć. Jeśli podda się po\ądaniu, mógłby się z nią jakoś kochać, pomimo
rany. Przypominał sobie rozmaite pozycje. Jednak wykorzystywanie faktu, \e Eden spała,
byłoby chwytem poni\ej pasa. Zpiący człowiek jest całkowicie bezbronny. Wystarczy dotyk,
trochę pieszczot i posiadłby ją, zanim zdą\yłaby się zorientować.
Wymamrotał pod nosem kilka soczystych przekleństw. Próbował się od niej odsunąć.
Eden tylko westchnęła i przez sen poło\yła rękę tam, gdzie naprawdę nie było to wskazane.
Zamknął oczy, zacisnął zęby, chwycił jej dłoń i odsunął na bok. Przytuliła się jeszcze
mocniej, jakby szukała pomocy.
Do diabła wykrztusił. Nie rób tego.
Usłyszał zduszone: Co? i poczuł, jak jej ciało sztywnieje. Obudziła się.
Otworzyła oczy i zobaczyła wpatrzonego w nią Strykera. Stwierdziła, \e oboje le\ą
spleceni ze sobą na środku łó\ka. W jego oczach wyczytała zachętę, która wstrząsnęła nią do
głębi.
Dzień dobry powiedział miękko i dotknął jej biodra.
Wiedziała, \e powinna się odsunąć. Poczuła narastającą falę podniecenia. Dev lekko
przyciągnął ją jeszcze bli\ej.
Nie... mo\emy tego zrobić wyszeptała.
Ja mogę. I zrobię, chyba \e mi zabronisz.
Chcesz powiedzieć, \e to dla ciebie takie proste?
To jest proste.
Chciał się z nią kochać! Nerwowo kaszlnęła, odepchnęła jego dłoń i odsunęła się. Zaraz
potem wstała. Gdy dotknęła podłogi bosymi stopami, zadr\ała.
Eden...
Proszę, nie mówmy o tym. W pokoju było przerazliwie zimno. Wło\yła sweter.
Muszę rozpalić ogień wymamrotała.
Co ma zrobić wieczorem? Znów spać z razem z nim? Stryker jej po\ąda. Teraz trzeba
rozpocząć nowy dzień. Pomyśli o tym pózniej. Miała wiele rzeczy do zrobienia. Rozpalić
ogień, przygotować posiłek, zagrzać wodę. Spoczywał na niej obowiązek zapewnienia im
wszystkiego, by mogli przetrwać w tej głuszy. Dev wodził za nią wzrokiem.
Sprawdz, jaka jest pogoda.
Dobrze. Podeszła do okna i odsunęła zasłony. Z ulgą powiedziała: Przestało padać.
Zerknęła na niebo i jej radość zniknęła. Ale wygląda na to, \e znowu zacznie.
Zostawiła go. Dr\ąc z zimna, rozpalała ogień i nasłuchiwała odgłosów z sypialni.
Najwyrazniej wstał i ubierał się.
Kiedy ogień ju\ się palił, weszła do sypialni, by pomóc Devovi wło\yć buty. Ze
zdumieniem odkryła, \e jeden ju\ wło\ył.
Twoje ramię musi być w lepszym stanie stwierdziła.
W du\o lepszym. Sprowokował ją, by na niego spojrzała. Proszę, nie udawajmy, \e
nic się nie stało powiedział cicho.
Ale\ ten facet jest przystojny! Jeśli nie będzie uwa\ała, zabierze ze sobą do Waszyngtonu
znacznie więcej wspomnień, ni\ chce, i nie będą się one ograniczały tylko do noszenia
drzewa. Odsunęła się od Strykera.
Nie udaję, ale nie widzę potrzeby mówienia o tym. Wychodzę na zewnątrz.
Pokiwał głową. Przytulili się do siebie we śnie, to prawda, ale przynajmniej było im
ciepło i wygodnie. I spali dobre dziewięć godzin. Eden powinna zrozumieć, \e nie ma innego
wyjścia.
Po południu Dev poszedł na spacer. Znieg sięgał do kolan, więc z trudem utrzymywał
równowagę. Martwił się o konia, Jednoro\kę i cielątko. Obszedł polankę tylko raz, ale to
wystarczyło, by upewnić się, \e zwierząt nie było w pobli\u domku. Przechadzka dobrze mu
zrobiła. Cieszył się, \e mo\e rozprostować nogi.
Otrzepał śnieg z butów i wrócił do domu. Eden stała przy piecu. W czasie jego
nieobecności umyła się i ubrała.
Znowu będzie padało powiedział i opadł na krzesło. Spojrzała na niego, zatrwo\ona,
ale szybko się odwróciła. Od rana starała się nie patrzeć mu w oczy. Miała wra\enie, \e te
przydymione, szare tęczówki wszystko widzą. Poza tym kryło się w nich oczekiwanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]