[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szklankę, cały czas patrząc na nią przenikliwie Swymi błękit
nymi oczyma.
Zdawało się jej, że widzi w jego spojrzeniu błękit i głębię
oceanu, i choć jeszcze przed chwilą wyznała, że nigdy nie pły
wała w oceanie, miała wrażenie, że w tym momencie tonie
R S
w bezkresnej morskiej głębinie. Czuła się tak bezsilna, jakby
jej płuca przepełniała woda. I tak jak nie potrafiłaby walczyć
z żywiołem, tak samo wiedziała, że nie może dłużej opierać
się uczuciom. Czyżby naprawdę zakochała się w tym mężczyz
nie? Czy pokochała Scotta Galbraitha, lekarza i właściciela
Summerhill? Kogoś z zupełnie innej sfery?
- Nie zadałaś mi trzeciego pytania - zauważył. Ale i tak
ci na nie odpowiem. Tak, wiem, jak to jest pokochać kogoś
całym serce. Genevieve była dla mnie wszystkim, ale nigdzie
nie jest napisane - ciągnął dalej - że mężczyzna może się za
kochać tylko raz w życiu. Ja na pewno zamierzam spróbować
po raz drugi! Szczerze mówiąc, panno Tyler, już jestem w po
Å‚owie drogi!
Szykując się do snu pół godziny pózniej, Scott przeklinał
pod nosem samego siebie. Nie powinien był dopuścić do tego,
by ich rozmowa zeszła na tak intymne tory! W jej obecności
tracił zdrowy rozsądek. Poszedł ją poinformować, że może
przestać nosić służbowy mundurek, ale wszystko potoczyło się
nie tak, jak zaplanował!
Napotkawszy wzrok Willow, zobaczył w jej oczach nie
winność, ale i strach. Zapragnął wziąć ją w ramiona i tulić,
zapewniając między pocałunkami, że nigdy nie pozwoli, by
ktoś ją skrzywdził.
Tego uczucia nie doznał nigdy ze swoją żoną. I na pewno
nie zazna go z Camryn, a to dlatego, że obydwie siostry Moffat
wspaniale się o siebie same troszczyły. Wychowano je w pięk
nym otoczeniu, uczęszczały do najlepszych szkół. Obydwie by
ły piękne, popularne, ich kariery zawodowe zwieńczone były
sukcesem, a one emanowały pewnością siebie.
R S
Choć panna Tyler z całą pewnością nie była pospolitą oso
bą, przeczuwał, że pod zadziorną powłoką kryje się nieśmiałe
serce kobiety, którą łatwo zranić. A on za nic w świecie nie
chciał tego uczynić.
Ale tej nocy zobaczył w jej szarozielonych oczach coś wię
cej niż tylko niewinność i strach. Dostrzegł w nich także nie
śmiałość kobiety, która wbrew samej sobie zakochuje się
w mężczyznie i zupełnie nie wie, co z tym zrobić.
Znów zaklął, a jego grozby i przekleństwa skierowane były
pod adresem Idy Trent. Chyba dostatecznie jasno się wyraził,
mówiąc, że nie życzy sobie kolejnej niani, które będzie w nim
widziała potencjalnego kandydata na męża!
Następnego dnia była niedziela i Willow miała dzień wolny.
Gdy wieczorem wróciła do Summerhill, wszyscy domownicy
już spali. Udała się prosto do swojej sypialni.
Nazajutrz rano wrzuciła niebieski mundurek do pralki, a po
południu, gdy dzieci korzystały z poobiedniej drzemki, wy
prasowała go i zapakowała w plastikową torbę.
Pani Caird weszła do pralni, kiedy Willow pakowała białe,
wiÄ…zane buciki.
- Co zamierzasz z tym zrobić, Willow?
- Zamierzałam przekazać je jakiejś organizacji charytatyw
nej - odpowiedziała. - Chyba że ma pani lepszy pomysł.
- Nie, to bardzo dobry pomysł. Na pewno się cieszysz, że
możesz na powrót chodzić we własnych ubraniach. Nie wiem,
o czym myślał doktor Galbraith, każąc ci nosić ten ohydny
mundurek. W końcu to nie pałac Buckingham, żebyśmy wszy
scy chodzili w liberii!
Willow uśmiechnęła się.
R S
- Jestem pewna, że miał ku temu swoje powody, ale muszę
przyznać, że dobrze jest móc z powrotem nosić krótkie spo
denki i koszulki na ramiączkach, szczególnie w tym upale!
Pani Caird nalała wody do wiadra, które przyniosła z góry.
- Jedyną dobrą stroną służbowego stroju jest to, że nie
trzeba się martwić, co włożyć na szczególne okazje. Na przy
kład w ten piątek. Czy wiesz, w co się ubierzesz?
- W piątek? A co będzie w piątek?
- Doktor nic ci nie powiedział?
- Czego nie powiedział?
- Jego szwagierka zadzwoniła z rana, nim wyszedł do
przychodni. W piątek wypada rocznica ślubu jej rodziców
i panna Moffat zamierza wydać na ich cześć uroczyste przy
jęcie. Doktor powiedział mi, że mam w piątek nie szykować
kolacji, ponieważ wszyscy wychodzą.
- Ależ to rodzinne przyjęcie. Moja obecność nie będzie
tam potrzebna.
- Z tego, co zrozumiałam, wręcz przeciwnie, ale oczywi
ście - dodała pani Caird, zdejmując z gwozdzia szczotkę do
mycia podłogi - mogę się mylić.
Choć Willow zamierzała położyć się tego wieczoru wcześ
nie spać, o północy wciąż ślęczała przy kuchennym stole, pró
bując odgadnąć ostatnie hasło krzyżówki. Nie zamierzała się
poddawać. Zazwyczaj nie zabierało jej to więcej czasu niż pięt
naście minut, ale dzisiaj natrafiła na barierę, której nie potrafiła
pokonać.
W pewnej chwili otworzyły się tylne drzwi i do pokoju
wkroczył Scott Galbraith. Wyglądał zniewalająco w ciemno
szarym garniturze. Gdyby stała, na pewno ugięłyby się pod
R S
nią nogi. Na szczęście siedziała, więc mogła mu się na spo-
kojnie przyjrzeć.
Jego zazwyczaj starannie ułożone czarne włosy sprawiały
wrażenie potarganych, a ciemniejsze niż noc za oknem oczy
pełne były niewypowiedzianych tajemnic, Ale jedno było pew
ne: spędził wieczór z Camryn. Jego policzek zdobiła smuga
krwistoczerwonej szminki. Willow poczuła się tak, jakby ktoś
wbił jej w serce zardzewiały gwózdz.
- Dobry wieczór - przywitała się, z trudem odrywając
wzrok od czerwonej smugi. - Ma pan ochotę napić się czegoś?
Może gorącej czekolady? Albo...
- Nie, dziękuję. - Uśmiechnął się przekornie. - A pani dla
czego jeszcze nie w łóżku? Pilnuje pani, o której wracam do
domu?
- Ależ skąd, nie jestem pana matką! - oburzyła się.
Zaśmiał się serdecznie,
- Nie, oczywiście, że nie, ale dlaczego jeszcze pani nie
śpi? Jest pózno.
- Przez tę straszną krzyżówkę. Prawie skończyłam, nie po
trafię odgadnąć tylko jednego hasła!
Scott podszedł do stołu i stanął za jej plecami.
- Może ja spojrzę... - Niedbale położył rękę na jej plecach.
Willow wstrzymała oddech. Czuła na skórze jego ciepły
i delikatny dotyk.
- Ach, wiem już, w czym tkwi problem! - zawołał po
chwili. - To krzyżówka z New York Timesa", więc obowią
zuje w niej ortografia języka amerykańskiego, a nie brytyjskie
go. Biorąc to pod uwagę, należy zmienić końcówkę, a tym
samym ostatnie hasło to...
- Pożądanie! - wykrzyknęła.
R S
- Dokładnie - przytaknął cicho. - To właśnie pożądanie.
Oddał jej ołówek. Willow spodziewała się, że teraz nie
zwłocznie uda się na górę, ale on nie ruszał się z miejsca.
W pełni świadoma, że jej się przygląda, wpisała w krzyżówkę
brakujące litery. Skończywszy, odsunęła od siebie gazetę
i wstała. Skoro on nie zamierzał wychodzić z kuchni, ona
będzie zmuszona to zrobić. Przebywanie z nim sam na sam
po zmroku było równie bezpieczne, jak dzień spędzony w fa
bryce czekoladek. W obu przypadkach ciężko byłoby się opa
nować.
- Dziękuję za pomoc. Dobranoc, doktorze Galbraith.
- Proszę chwilę poczekać.
Odwróciła się, choć stała już w drzwiach.
Podszedł do niej. Podszedł za blisko.
- Chciałem tylko spytać, czy pani Caird poinformowała
panią, że w piątek wybieramy się wszyscy do państwa Mof-
fatów?
- Powiedziała mi, że pan i dzieci idziecie w piątek na
przyjęcie z okazji rocznicy ślubu pana teściów.
- Zgadza się. Przyjęcie zaczyna się o siódmej, więc naj
pewniej wyjedziemy stąd o siedemnastej trzydzieści.
- To dla dzieci bardzo pózna pora. Dopilnuję, by wyspały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]