[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie powiedziałaś mu! - zawołała przerażona Sarah. - Przecież
wiesz, że Julian pracuje w wydziale podatkowym!
Angela zmarszczyła czoło.
104
RS
- W tym, że ma się żonę i w związku z tym płaci mniejszy podatek
nie ma nic nielegalnego.
- Och, Boże! - jęknęła Sarah. - Jeśli nie zgodzę się wrócić do Juliana,
on na pewno przyczepi się do Bena. Nieraz słyszałam, jak się przechwalał,
że jego pracownicy potrafią prawnymi kruczkami zamrozić ludziom ich
własne pieniądze na całe lata. Jeśli zrobi to Benowi przeze mnie...
Rozpacz wypełniła jej serce. Ben wyraznie jej powiedział, jak bardzo
nie cierpi nacisków i zmuszania go do czegoś, czego sam nie chce. Już i
tak go przycisnęła w kwestii dzieci, a teraz grożą mu naciski ze strony
poborców podatkowych...
- Nie mogę tego zrobić - jęczała.
- Czego nie możesz zrobić? - spytała Angela, wyraznie
zdenerwowana tym, że za dużo wygadała Julianowi.
- Nie mogę wyjść za Bena. Zciągnęłabym na niego same kłopoty.
Angela jeszcze bardziej się zdenerwowała.
- Wygląda na to, że to ja narobiłam kłopotów - mruknęła.
Sarah ciężko westchnęła.
- Nie martw się, Angela. Przypuszczalnie miałaś rację, mówiąc, że to
małżeństwo i tak się rozpadnie. Ben prawdopodobnie działa impulsywnie,
bo mu na mnie zależy, a ja... - Ja dałam się po prostu omamić.
Angela zmarszczyła brwi.
- Sama nie wiem, Sarah. Może ty właśnie jesteś takim typem
kobiety, z jakim Ben będzie szczęśliwy. Wczoraj wieczorem na pewno był
szczęśliwy. Myślałam, że ma to związek z faktem, iż przekonał cię do
małżeństwa, ale to mogło być coś więcej. - Wzruszyła ramionami. -
Ustawiłam się w roli sędziego, tymczasem...
105
RS
Przenikliwy dzwonek telefonu, stojącego na szafce przy łóżku,
oderwał obie kobiety od żałosnych rozważań. Serce Sarah zabiło z
nadzieją, kiedy podnosiła słuchawkę. To musiał być Ben, ale dlaczego
dzwoni? Obiecał, że do niej przyjedzie!
- Sarah?
W głosie Bena słychać było nutę zdenerwowania.
- To ja, Ben - odparła szybko Sarah.
- Czy Angela przyniosła ci ubrania, o które prosiłaś?
- Tak. Jest tu teraz.
- Aha. Bardzo dobrze. Nie ma nic bardziej przykrego niż jak cię nikt
nie odwiedza w szpitalu. Dziś wieczorem już nie przyjadę, Sarah, ale będę
jutro i wszystko ci opowiem.
- W porządku - powiedziała, choć wcale nie uważała, że to jest w
porządku. Ogarnęła ją fala rozczarowania. - Dziękuję za kwiaty - dodała
bezdzwięcznym głosem.
- Zasięgnąłem fachowej porady w ich doborze. Czy czujesz się
lepiej, Sarah?
- Tak. - Spróbowała ożywić trochę swój ton. - Właściwie czuję się
jak oszustka, zajmując szpitalne łóżko.
- Rób to, co ci każą lekarze. Oni wiedzą najlepiej. Na pewno
zobaczymy się jutro rano. Dobrze?
- Tak, oczywiście. Dobranoc, Ben.
Z drugiej strony zapadła chwila ciszy, potem Sarah usłyszała
westchnienie.
- Dobranoc, Sarah - powiedział w końcu Ben. Sarah odłożyła
słuchawkę, zastanawiając się, czy Ben pamięta, jak gwałtownie całowali
106
RS
się poprzedniego wieczoru. Czy czuje to samo pożądanie?... Tak jak ona je
czuje. Jednakże nie przyjechał, pomyślała z żalem, a jeśli nie będą razem...
- Nie przyjedzie, co? - stwierdziła raczej niż spytała, Angela.
- Powiedział, że jutro przyjedzie - odparła Sarah, nie umiejąc
powstrzymać się od rozczarowanego tonu.
- Mówię ci, Sarah, na Bena nie można liczyć. Jest
nieodpowiedzialny. Myśli tylko o tym, co sam chce robić. Lepiej na tym
wyjdziesz, jak się nie dasz namówić na to małżeństwo.
Sarah dosłyszała w głosie Angeli cień samousprawiedliwienia, nie
mogła jednak nie przyznać, iż siostra Bena znała go przez całe jego życie.
- Pewno masz rację - mruknęła Sarah.
W niezręcznej ciszy obie rozważały całą sytuację, wreszcie Sarah nie
była już w stanie dłużej znosić towarzystwa przyjaciółki.
- Przepraszam cię, Angela, jestem... Jestem dość zmęczona.
- Już mnie nie ma.
Angela szybko wstała, po czym zawahała się, a na jej twarzy pojawił
się wyraz niepewności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]