[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego miejsce w swym sercu.  Wyciągnęła ponad stołem popękaną,
spracowaną rękę i dotknęła ramienia Trudi.  Miłość ma to do siebie, że
potrafi rozszerzyć się także na innych, moja ty mała dziewczynko. Jeśli uda
się pani przeprowadzić ten tajemniczy plan... na pani miejscu nie
liczyłabym za bardzo na powrót do Kentucky.  Spojrzała łobuzersko na
nią i w Trudi w tym momencie ożyło wspomnienie tych cudownych chwil,
kiedy leżała w ramionach Matta, a wraz z nim stara, dawno już pogrzebana
nadzieja...
Ale czy wolno jej było aż tyle oczekiwać od losu?! Dopiła kawę i
podniosła się.
 Rick chyba skończył już lekcje. Nie wiem, Jessy, czy ma pani rację 
uśmiechnęła się słabo  ale dziękuję, że mi pani dodała odwagi.
 Dziś rano przy śniadaniu słyszałam, jak kowboje mówili między sobą,
że Matt wróci szybciej, niż planował  stara kobieta patrzyła na nią z
wyrazną troską.
 Ale... miało go nie być sześć tygodni  wyszeptała przerażona. 
Potrzebuję czasu, aby zdobyć pewność...
 Koury uważa, że Matt może wrócić nawet dziś w nocy. Tak mi
przykro, serduszko. Wiem, co robicie z chłopcem, i tak bym chciała, aby to
nie był daremny trud, ale tu się nie da chyba nic zmienić.
Z sercem na ramieniu Trudi weszła do przestronnego, mrocznego hallu.
Z góry dobiegł ją głos żegnającej się właśnie pani Hastings, nauczycielki,
która każdego dnia przyjeżdżała do Ricka z Percy's Pass. Może nie jest za
wcześnie... Może wolno mi się już odważyć...
Wieczór był tak zimny, że nie było mowy o spacerze, siedzieli więc z
Jessy i jej synem i oglądali telewizję. Wreszcie nadeszła pora, kiedy Rick
RS
94
szedł spać. Chłopiec nie wiedział, że jego ojciec ma wrócić w nocy. Trudi
nie miała serca mu o tym mówić, tym bardziej że to na razie było tylko
przypuszczenie. Gdyby Matt rzeczywiście wrócił tej nocy, tajemnicze
zajęcia z tyłu za stajniami musiałyby siłą rzeczy zostać przerwane. Jutro
rano będzie dość czasu, aby powiedzieć o tym dziecku, a teraz niech śpi
spokojnie.
Potem siedziały jeszcze długo z Jessy. %7ładna się do tego nie przyznała,
lecz prawdziwym powodem było, że obie czekały na Matta. Wreszcie Jessy
odłożyła robotę na drutach.
 Mam nadzieję, że żaden z tych pyskatych kowbojów nie wypaple, co
tu robiliście pod jego nieobecność, bo inaczej jeszcze gotów panią z miejsca
wyrzucić. Musiałaby pani wtedy wyjechać nocnym pociągiem.
 Nie zdradzą mnie  odparła z przekonaniem Trudi. W tym
momencie usłyszały warkot silnika. Podeszła do okna i zobaczyła zbliżające
się reflektory.  To on. Jestem pewna, że to jego samochód.
 Na pani miejscu położyłabym się teraz do łóżka, żeby nie zdążył
zadać żadnych pytań. Jednej rzeczy nie może znieść: gdy ktoś nie wykonuje
jego rozkazów.
 Jessy, przecież pani wie tak samo dobrze jak ja, że w tym wypadku to
było zupełnie co innego.
Ale Jessy niemal siłą wyprowadziła ją do hallu i popchnęła w kierunku
schodów.
 Jest prawie północ, a o północy wszystko wygląda inaczej niż za dnia.
Nie jestem w nastroju, aby znosić wybuchy wściekłości Fraziera o takiej
porze.
 No dobrze  poddała się niechętnie Trudi.  Idę spać. Ale nie
zrobiła tego. Usiadła na parapecie, przyglądając
się, jak Matt wysiada z samochodu i z tyłu za werandą rozmawia z
Kourym. Jak to było możliwe, że bojąc się, jednocześnie go kochała? To
przecież wyglądało na paradoks. Ale czyż nie było tak, że miał w sobie
dwóch mężczyzn? Jednym z nich był złamany samotnością, namiętny
kochanek, który niemal szturmem wziął ją w ramiona, a potem całował, aż
świat zakołysał się i stanął w miejscu, a drugim gniewny, surowy władczy
pan z Brandywine, który nie tylko kowbojem, ale nawet Jessy potrafił
napędzić strachu.
Widziała, jak wszedł do domu, a potem czekała na odgłos jego kroków,
gdy będzie szedł do swego pokoju. Czy przedtem zatrzyma się na moment
przed jej drzwiami?
RS
95
Musiał być już w połowie schodów, gdy nagle zrobił się nieopisany
hałas. Najpierw rozległo się przerażające w ciszy nocnej rżenie, a potem
cała seria miarowych uderzeń. Usłyszała, jak Matt zbiega z powrotem na
dół, i co prędzej przypadła do okna. Nie widziała Matta, a to znaczyło, że
jeszcze jest w domu albo wybiegł tylnym wejściem. Narzuciła pośpiesznie
szlafrok i zbiegła po schodach, chcąc z okna wychodzącego na tyły domu
zerknąć ku stajniom. Właśnie wypadła ze swego pokoju Jessy.
 To Duch!  wyszeptała pobladłymi wargami Trudi.  Znowu się
wydostał na wolność!
 On chyba się wściekł.  Głos Jessy brzmiał bojazliwie, lecz nie
wiadomo było, czy boi się znarowionego ogiera, czy reakcji Matta.
 Mówiłam Koury'emu, że czas umieścić Ducha w zagrodzie z innym
końmi  krzyknęła z rozpaczą Trudi.  To dlatego, że stoi cały czas sam!
Umilkły na widok wychodzącego ze stajni Matta. Na kilka sekund
światło księżyca zalało jego zaciętą twarz. Serce Trudi zatrzepotało jak
schwytany ptak.
 Nienawidzi tego konia  szepnęła Jessy  bo przypomina mu za
każdym razem, że Rick nie będzie chodził. Tak jak wtedy konie
przypominały mu zdradę żony.
Popatrzyły na siebie zalęknione, myśląc o jednym. O tamtej nocy przed
laty, kiedy oszalały z bólu, zrozpaczony Matt oświadczył, że zastrzeli konie,
które podarował niewiernej Sandrze. A teraz w tej samej stajni stał jeszcze
jeden koń  dziki olbrzym, zdecydowany roznieść wszystko kopytami.
W tym momencie zobaczyła go wracającego z bronią w ręku. Wyrwała
się Jessy, która próbowała ją zatrzymać, i jednym szarpnięciem otwarła
okno.
 Matt!  krzyknęła rozdzierająco.  Zaczekaj, Matt! Proszę, nie idz
tam! Nie zabijaj go!
Zatrzymał się niechętnie, spojrzał do góry, a potem bez pośpiechu,
najwyrazniej zdecydowany, ruszył w kierunku stajni. Trudi wypadła na
dwór. Jak przez mgłę dotarło do niej, że w oknie zamajaczyła postać Ricka.
Udało mu się dostać do okna i otworzyć je.
 Zrób coś, żeby nie zabił Ducha, Trudi!  zawołał zrozpaczony. 
Nie pozwól mu tego zrobić!
Minęła w biegu Koury'ego i paru innych kowbojów, którzy z boku
przyglądali się bezradnie całej scenie.
 To nie ma sensu  krzyknął za nią Koury.  Niech pani tam nie
wchodzi!
RS
96
Nie słuchała, pędząc na złamanie karku przez wilgotną, lodowatą trawę.
Znowu zawołała, lecz Matt był już w stajni i nie odezwał się. Wpadła do
środka i zatrzymała się niepewnie. Dopiero po chwili w mętnym świetle
dojrzała zarysy wielkiego ogiera, bijącego z grozną monotonią kopytami w
drewnianą przegrodę, a trzask pękającego drewna niósł się aż pod strop
wielkiego, pustego pomieszczenia.
 Matt!  przypadła do niego, ale brutalnie odsunął ją ręką, nie
zaszczycając nawet jednym spojrzeniem. Wpatrywał się w konia, a w jego
oczach płonęła nienawiść. Koń widocznie coś przeczuwał, bo raz po raz
wydawał z siebie przerażające rżenie.
 Zabieraj się stąd, i to szybko! Idz do chłopaka, no już!
 Nie!  wrzasnęła dziko, uczepiwszy się rozpaczliwie jego ramienia.
 Najpierw wysłuchaj mnie, Matt! Ten koń zle znosi samotność. Zaraz się
uspokoi, gdy umieścisz go z innymi końmi! Trzymasz go samego w tym
wielkim pomieszczeniu i dlatego szaleje!
 Wrócisz do domu czy będziesz się przyglądać, jak go zastrzelę?  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •