[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyzwyczaiłem się, że to ja wysłuchuję innych i im pomagam.
- Sądziłam, że jesteśmy razem także po to, by wzajemnie sobie
pomagać.
- Niewykluczone, że teraz trudno mi komukolwiek zaufać. Pojawiłaś
się w moim życiu wtedy, gdy mój świat przewrócił się do góry nogami.
182
RS
Myślałem, że znam swoją przeszłość, tymczasem okazało się, że nawet nie
wiedziałem, kim jestem. Osoba, której ufałem najbardziej na świecie,
okłamywała mnie do dnia swojej śmierci.
- A ja wciąż znikałam, żeby zajmować się problemami innych ludzi -
dodała Rachel. - Nic dziwnego, że nie miałeś pojęcia, czy możesz mi
uwierzyć, kiedy zapewniałam cię, że jestem przy tobie, by cię wspierać.
- Nie wykorzystywałem cię po to, aby zapomnieć o moich
problemach - zapewnił Mark, odnosząc się do ich niedawnej kłótni.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Mark położył dłoń na dłoni
Rachel.
- Chciałbym jeszcze raz spróbować, brakowało mi ciebie - wyznał.
- Mnie też, ale...
- Skrzywdziłem cię.
-Tak.
- Przepraszam. Mógłbym się tłumaczyć na tysiąc sposobów, ale
prawda jest taka, że się pomyliłem. Nie miałem prawa wymagać od ciebie,
żebyś dla mnie porzuciła przyjaciółkę w biedzie.
- Ty też mnie wtedy potrzebowałeś. - Rachel westchnęła ciężko. -
Tymczasem pojechałam do rozhisteryzowanej żony mojego byłego męża.
Dałam się wciągnąć w tę głupią historię i zle postąpiłam, zostawiając cię
samego. Obiecałam ci wcześniej, że będę przy tobie.
- Oboje byliśmy zestresowani.
- Nie mogę zmienić tego, kim jestem. Nie przestanę pomagać mojej
rodzinie i przyjaciołom, ale mogę postarać się zachować rozsądne granice.
Mam swoje życie. Powinnam wyjaśniać ludziom, żeby próbowali
rozwiązywać swoje problemy, zanim do mnie zadzwonią.
183
RS
- Nie oczekuję, że się zmienisz. Kocham cię taką, jaka jesteś. Masz
serce na dłoni.
Po chwili milczenia Rachel powiedziała:
- Ja też się w tobie zakochałam.
- Mówisz w czasie przeszłym...
- Przeszłym, terazniejszym i przyszłym.
- Kocham cię, Rachel.
- Ja też cię kocham.
Musnął jej wargi ustami, po czym wstał, trzymając ją za rękę i
powiedział:
- Chodzmy do domu.
Rachel spojrzała na grób Carmen Thomas.
- Przyjdziesz tu jeszcze?
- Uważasz, że powinienem?
Z jakiegoś powodu myśl o tym, że ta mogiła byłaby już na zawsze
zapomniana, wydała jej się smutna.
- Raz na jakiś czas. To w końcu jej zawdzięczasz to, co osiągnąłeś i
kim jesteś.
- W takim razie przyjdę któregoś dnia.
Szli przez cmentarz, trzymając się za ręce. Promienie zachodzącego
słońca rozpraszały się wśród zielonych liści drzew i rzucały ciepłe światło
na ich twarze.
184
RS
Epilog
- Te buty mnie wykończą! - zawołała Nicole i opadła na wielki fotel
bujany.
- W takim razie po co je wkładałaś? - zdziwiła się Rachel.
- Bo w nich moje nogi wydają się niesamowicie długie - wyjaśniła
Nicole, przyglądając się swojej lewej stopie.
- Rzeczywiście wyglądają wspaniale.
- Jakoś przemęczę się w nich jeszcze kilka godzin. Za to w
poniedziałek z przyjemnością wskoczę w koszmarne, ale za to wygodne
półbuty, które noszę do munduru. Gdzie się podział Mark?
- Musiał zadzwonić. Jeden z jego pacjentów potrzebował
natychmiastowej konsultacji.
- Bądz tu, zrób tamto. Ciężko być z lekarzem, który jest
przewrażliwiony na punkcie swojej pracy. Telefon Joela dzwoni non stop.
- To samo z Markiem, ale nie mogę narzekać, bo moja komórka też
nie przestaje dzwonić.
- Moja też nie, mówiąc szczerze.
- To było wspaniale wesele. Tak jak panna młoda - Nicole
skierowała wzrok na gości, którzy tańczyli na werandzie chaty Ethana.
- Przepiękne. - Rachel podziwiała ślicznie ukwiecone drzewko, pod
którym Ethan i Aislinn przed chwilą przysięgli sobie miłość i wierność. -
Młoda para wygląda na szczęśliwą.
- Mark też. Zdaje się, że polubił być Brannonem.
- O tak! - przyznała Rachel i spojrzała w kierunku Marka, który
zbliżał się do niej i uśmiechał przepraszająco.
185
RS
- Chyba Elaine chce ze mną porozmawiać. Pózniej pogadamy,
Rachel - rzuciła Nicole, wstając. Ruszyła w stronę pani Brannon.
Mark usiadł w fotelu, który jeszcze przed chwilą zajmowała Nicole.
- Przepraszam. Nie przypuszczałem, że tak długo mnie nie będzie.
- Nic się nie stało. Jak poszło z pacjentem?
- Dobrze. Czy chcesz coś do picia albo jedzenia?
- O nie! Nie przełknęłabym nawet kęsa.
Rozejrzał się dookoła, chcąc się upewnić, że są sami i nikt ich nie
usłyszy.
- Mam pewne przemyślenia, Rachel.
- Jakie przemyślenia? - Spojrzała na niego zaciekawiona.
- Marzy mi się oficjalna zmiana nazwiska. Nie zamierzam zmienić
imienia, bo nie potrafiłbym reagować na inne. Jednak chciałbym się
nazywać Mark Brannon. Chyba nawet powinienem.
- Myślę, że twoi rodzice byliby przeszczęśliwi - powiedziała
drżącym ze wzruszenia głosem. - Przekonałbyś ich, że czujesz się
członkiem rodziny.
- To będzie trochę skomplikowane, pojawi się konieczność
tłumaczenia wszystkim, skąd ta zmiana, nie mówiąc już o wycieczkach do
urzędów.
- Poradzisz sobie. Kobiety robią tak od dawna.
- To prawda, a skoro już o tym mówimy... Wyciągnął rękę po jej
dłoń.
- Czy jest jakaś szansa, że chciałabyś zostać panią Brannon?
-Czy ty...
186
RS
- Czy się oświadczam? Może powinienem wybrać bardziej
romantyczne miejsce i czas, ale tak, oświadczam się. Czy wyjdziesz za
mnie? Czy będziesz planować ze mną rodzinny grafik rozmów
telefonicznych?
Rachel się roześmiała.
- O grafiku porozmawiamy pózniej. A odpowiedz na twoje pytanie
brzmi tak". Bardzo chętnie zostanę twoją żoną. Pod warunkiem, że od
czasu do czasu pozwolisz mi przemeblować dom.
- Kiedy tylko będziesz miała na to ochotę - obiecał i złożył na jej
ustach długi, namiętny pocałunek.
- Mark? - Za ich plecami rozległ się głos Elaine. - O, przepraszam!
Pomyślałam, że moglibyście przyjść do nas, bo wujek będzie robił zdjęcia
pod altanką.
- Z przyjemnością - powiedział Mark i wstał, chwytając dłoń Rachel.
- Tylko pamiętaj, mamo, żeby je podpisać moim właściwym imieniem i
nazwiskiem, czyli Mark Brannon.
Elaine wstrzymała na chwilę oddech, poruszona jego słowami.
- Mark Brannon - wyszeptała i pogłaskała go czule po policzku. -
Aadnie brzmi.
Pocałował jej dłoń i przytrzymał przez chwilę.
- Rachel też tak uważa. Nawet sama zgodziła się zostać panią
Brannon.
Uszczęśliwiona Elaine ucałowała przyszłą synową.
- Tak się cieszę! Po latach odnalezliśmy syna, teraz zyskujemy nową
córkę.
187
RS
- Mark powinien z tym trochę poczekać. Przecież to święto Ethana i
Aislinn. - Rachel wydawała się trochę speszona.
Elaine zaśmiała się, chwyciła ich oboje pod ręce i poprowadziła w
kierunku gości.
- Zaufaj mi, kochanie, będą szczęśliwi, słysząc tę wspaniałą nowinę.
Ta rodzina nauczyła się nie marnować cennych chwil, w których wszyscy
jesteśmy razem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]