[ Pobierz całość w formacie PDF ]
więc nadzieję skończyć je jeszcze tego ranka.
Ale chociaż zerwał się na długo przed siódmą, a teraz dochodziła
dziewiąta, chyba spędził przy pracy nie więcej niż dziesięć minut. A
to patrzył na zegar, by sprawdzić, kiedy przyjdzie Anne, a to wyglądał
przez okno w nadziei, że zobaczy ją tak jak wczoraj na patio, przy
porannej kawie.
- Masz już obsesję na jej punkcie - mruknął na głos.
No, ładnie. Na dobitkę zaczyna mówić do siebie. Ani się obejrzy,
jak... Trudno przewidzieć, co go jeszcze czeka. Wiedział tylko jedno:
wczoraj wieczorem nie powinien był się z nią całować, bo w efekcie
od tamtej pory myślał tylko i wyłącznie o następnym pocałunku. O
tym, jak wspaniale trzymało się ją w ramionach, i jak cudownie
pachniała... polnymi kwiatami i miłością.
- Do diabła, przecież miłość nie pachnie - powiedział, wbijając
ponownie wzrok w plany.
Po chwili znowu patrzył na zegar.
- Tatusiu? - rozległ się w drzwiach głos Julie.
- Tak?
- Będziemy dziś pracowali nad makietą?
- Nie jestem pewien. Za chwilę Rachel musi zadzwonić do
jednego z tych inspektorów. Wpadnie też Anne. A potem będziemy
czekali, co z tego wyniknie.
- Dlaczego Rachel musi do nich dzwonić?
- Bo wydaje jej się, że ma coś, co mogłoby im pomóc ustalić
zabójcę Grahama, no więc chce im o tym powiedzieć.
- I potem już wszystko będzie dobrze?
- Może jeszcze nie do końca, ale lepiej.
- A dlaczego Anne musi przy tym być?
- %7łeby... udzielić Rachel wsparcia moralnego.
- To my nie możemy jej udzielić moralnego poparcia? Tak jak
zawsze?
- Wsparcia - poprawił ją machinalnie. - Możemy. Lecz Anne
sama była detektywem i ma większe doświadczenie w rozmowach z
policją. Będziemy stali cichutko z boku, a Rachel z pomocą Anne
załatwi ten telefon - dodał, myśląc, że on osobiście wcale nie musi
słuchać tej rozmowy przez głośnik. Magnetofon Bena Barretta
nagrywał wszystkie rozmowy na telefon w gabinecie, Chase mógłby
więc odsłuchać tę rozmowę pózniej.
Julie pomyślała chwilę, po czym weszła do środka, klapnęła na
fotel i spojrzała na ojca.
- Anne była też tutaj wczoraj wieczorem, kiedy wróciłam z
Rachel do domu.
Skinął głową, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Nie był to
wymarzony czas na rozmowę od serca na temat tego, co go łączy z
Anne.
- Przedtem siedziałeś u niej przez cały dzień. Poprzedni też. I
poszedłeś do niej wczoraj, kiedy Rachel i ja pojechałyśmy do miasta.
- Zgadza się. Mówiłem ci, że zjemy razem kolację.
- Noto...
- W czym problem, kochanie?
- Zastanawiam się, czy kiedy policja przestanie już podejrzewać
Rachel, nadal będziesz spędzał tyle czasu z Anne?
Tyle czasu? Do pioruna, ileż to razy obiecywał sobie, że gdyby...
choć to mało prawdopodobne... zaangażował się znów poważnie w
jakiś związek, to podejdzie do sprawy powoli i roztropnie? %7łeby Julie
miała czas się przyzwyczaić i nie czuła się zagrożona.
Kochał ją tak, jak tylko mężczyzna może kochać dziecko, i nigdy
świadomie by jej nie skrzywdził. A teraz jego córka miała minkę jak
zbity pies. Wyraznie się bała.
- Kochanie, chyba lubisz Anne, co? - zapytał wolno.
Wzruszyła ramionami. Znów zaklął w duchu.
- Bo tak mi się wydawało.
- Jest w porządku. Spodziewał się nieco innej odpowiedzi, ale
mogło być gorzej. Julie mogłaby oświadczyć, że nie lubi Anne.
- Stara się pomóc Rachel - ciągnął - dlatego musi spędzać z nami
tyle czasu.
- Ale to nie znaczy, że od razu musiałeś ustawiać jej meble?
Do licha, chyba potrafi ująć to lepiej.
- Julie... Anne nam pomaga, dlatego chciałem jej się jakoś
odwdzięczyć. A skoro pytasz, to ci odpowiem: nie, kiedy policja
przestanie podejrzewać Rachel, nie będę spędzał aż tyle czasu z Anne.
- Ale trochę będziesz?
- Niewykluczone.
- A ile?
- Kochanie, jeszcze sam nie wiem. Spędzam też dużo czasu z
innymi ludzmi. A wiesz, z kim lubię spędzać najwięcej czasu?
- Ze mną? - spytała z uśmiechem, na widok którego odetchnął z
ulgą.
- Oczywiście, że tak. Julie, nigdy się nie martw, że zabraknie mi
czasu dla ciebie, bo to się nigdy nie zdarzy.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- Chase?! - zawołała Rachel, stojąc w połowie schodów. - Anne
już do nas idzie!
W pierwszej chwili chciał zbiec jak strzała na dół i porwać ją w
ramiona, ale się opanował i tylko zawołał:
- To dobrze! - A do Julii powiedział: - Wiesz co?
- No co?
- Nagle nabrałem ochoty na lody czekoladowe. Chodz,
splądrujemy razem zamrażalnik, kiedy Rachel i Anne będą dzwoniły.
- Myślałam, że lodów nie wolno jeść przed lunchem.
- Skorygujemy to prawo. Nie wolno jeść lodów przed lunchem,
chyba że twój ojciec ma taką zachciankę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]