[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyczuwam pod tym romantycznym i głęboko przeżytym... - Wyczuł nagle coś innego,
natarczywy pomruk komputera przerywający jego mowę. - Co się dzieje, do czorta?!
Przemawiam do świata, wygłaszam nieśmiertelne słowa, a ty się bez przerwy wtrącasz! O co
chodzi, jak NAS kocham?
ZDERZENIE DWADZIEZCIA JEDEN KOMA DWA DZIEWI PI SEKUND
- Jak proszę?
ZDERZENIE DZIEWITNAZCIE KOMA ZERO ZERO JEDNA SEKUNDA
Mimo, iż bardzo nie chciał zniszczyć tego klasycznego modelu ludzkiej
wynalazczości, musiał pojąć, iż przedmiot ów najwyrazniej wypadł z kursu. Nawet, jeżeli
transportował tylko niskogatunkową broń nuklearną, i tak mógł narobić szkód, wyszczerbić
albo wgnieść powłokę. Natychmiast zespolił się z komputerem. Niechętnie wysłał
cząsteczkową falę uderzeniową i przyglądał się, jak pocisk chwieje się i wybucha.
Oddzielił się od komputera i c!ągnął dalej swoją mowę:.
- Panie i Panowie, mówiłem właśnie, jak głęboko jestem wzruszony tym...
ZDERZENIE SZEZ KOMA TRZY JEDEN...
- Zderzenie? Co ci się aagle zwiduje? Zniszczyłem właśnie to biedactwo.
...SIEDEM SEKUND - zakończył nieustępliwy komputer.
Przeszukał przestrzeń. Jeszcze jeden antyk, tym razem radziecki (rozpoznał CCCP,
które nosili na sobie jego towarzysze) wznoszący się ku niemu. Widok ten wzruszył go
jaszcze bardziej. Rosjanie oddający hołd maszynie stworzonej, opracowanej i zbudowanej - w
Ameryce (jeżeli nie liczyć paru japońskich drobiazgów elektronicznych tu i ówdzie) - to
dopiero był hołd!
Niestety, rosyjski ptaszek również wypadł z kursu. Najwyrazniej ich obiekty muzealne
były równie niesprawne, co amerykańskie. Zespolił się z komputerem, puścił wiązkę fotonów
na rosyjski statek i w myśli zasalutował na cześć jego przedwczesnego zejścia. Odzieli! się od
komputera.
Nadajnik ziemski w Houston odezwał się. Miał właśnie podziękować im z głębi serca
za ów hołd i przeprosić za zniszczenie tak czcigodnych wehikułów, kiedy przerwał mu głos
- .znać w nim było mniej wahania, więcej pewności siebie, mimo że wypowiedział to samo
nonsensowne pytanie, co poprzedni nieśmiaiek.
- Kim jesteś?
Piekłomiot, w stanie, który oznaczał u niego najwyższe napięcie uwagi, zignorował e!
ementarną głupotę pytania i na władczy ton głosu odpowiedział służbiście:
- Melduje się w bazie Piektomiot Cztery z Oddziałów NASA, Flota Ziemska.
- Jak proszę?
Napięcie spadło. Znowu zle. Jeszcze jeden kretyn. Już miał wyłączyć ten kanał i
ciągnąć swą przemowę do Ziemian.
Głos przerwał mu:
- Flota Ziemska?
- Tak jest.
- I NASA?
- National Aeronautics...
- Wiem, co to znaczy. Próbujemy ustalić, a należy to do spraw podstawowej wagi,
czy masz do nas przyjazny stosunek.
- Próbuję ustalić to samo.
- Dobrze, w takim razie mamy jednakowe zamiary.
- Wątpię.
- Czy mogę zadać ci kilka pytań, Piekłomiocie Cztery... Czy wolno mi tak się do
ciebie zwracać?
- Wystarczy Piekłomiocie. - Skąd przybywasz? Z Ziemi. Chwila ciszy.
- Kiedy?
- Trzysta lat temu.
- Tysiąc sześćset osiemdziesiąt?
- Mniej więcej.
- Z jakiego kraju?
Mimo, że jego cierpliwość była na wyczerpaniu, hamował się jeszcze podejrzewając,
że owo przesłuchanie to {ylko subtelna forma kontroli zespołów.
- USA. Skrót oznacza...
Człowiek przerwał mu tonem ojcowskiej wyższości:
- W 1680 roku nie było jeszcze Stanów Zjednoczonych, Piekłomiocie. Jego
cierpliwość wyczerpała się.
- Posłuchajcie no, Houston. Wiem, że wy, inżynierowie, nie jesteście zbyt mocni w
historii, ale ja wiem swoje, Mam w zasobach pamięci obok Zmierzchu i upadku imperium
Kartagińskiego Gerbera, także Kompletną historię Stanów Zjednoczonych Henry Irona.
Tom pierwszy omawia dzieje naszych Ojców Założycieli, Washingtona, Jeffersona i naszego
pierwszego prezydenta Schwartza, oraz relacjonuje ich bohaterskie czyny z roku 1521. Tysiąc
pięćset dwadzieścia jeden, Houston. Chyba słyszeliście nazwiska Ojców Założycieli?
- O Schwartzu nic nie słyszeliśmy.
- Powinniście byli słyszeć, to byt Harry S. Therman swoich czasów, jedna z
nielicznych prawdziwie wielkich postaci w historii ludzkości. Zacytuję wam, dla waszego
zbudowania i wychowania, fragment z książki profesora Commangera. Jestem pewien, że
więcej w tym będzie sensu, niż w całym waszym bredzeniu. - I zaczął czytać tom pierwszy.
Houston próbowało przerwać.
- Co tam znowu, Houston?
- Wydaje mi się, że mamy kłopoty z porozumieniem. W myśli sprawdzi! wszystkie
zespoły. Wydawały się nietknięte.
- Jeżeli coś nie gra, to od waszego końca, Houston, Moje zespoły nie wykazuJą
usterek.
- Nie to mieliśmy na myśli. Mówisz, ie pochodzisz z Ziemi.
- Bo pochodzę z Ziemi.
- Mówisz, że pochodzisz ze Stanów Zjednoczonych.
- Pod tym niebem urodzony.
- Zatem jesteś człowiekiem.
- Oczywiście, że nie. Gdyby tak było, siedziałbym tam z wami, bando
mięczakowatych niewdzięczników, zamiast zasuwać sto dwadzieścia lat świetlnych w górę,
aż o mały włos systemy nośne nie odpadły. Ale teraz bardzo mnie już zmęczyło
odpowiadanie na te idiotyczne pytania. Może przejdziemy do czego innego. Czegoś z sensem.
- Na przykład?
- Na przykład, czego sobie ode mnie życzycie.
- Poczekaj, Piekłomiocie.
Poczekaj, poczekaj. Wystarczy tknąć sedna sprawy, a Houston mówi poczekaj .
Pomyślał, że w pierwszym wydaniu Folio Pochodzenia gatunków Dorwina musiał być jakiś
błąd. To, co się wspina, musi zejść w dół. Przez trzysta lat ludzkość, a przynajmniej ta jej
część, którą reprezentowało Houston, najwyrazniej rozpoczęła długi zjazd z powrotem do
pierwotnej gliny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]