[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żołnierzy opierał się przez cały dzień pociskom wojska, które zewsząd
go otaczało, a chociaż dzielni żołnierze nie mieli innej drogi wyjścia, jed-
nak nie chcąc dostać się do niewoli, na wezwanie trybuna Woltejusza
stoczyli walkę między sobą i zginęli od wzajemnych ciosów.
Także w Afryce nie mniejsze było zarówno męstwo, jak i klęska Ku-
127
riona , wysłanego tam w celu odzyskania prowincji. Dumny ze zwy-
128
cięstwa nad Warusem i jego ucieczki nie mógł wytrzymać ataku kon-
nicy mauretańskiej przybyłej nagle pod wodzą króla Juby. Dla zwycię-
żonego pozostawała jeszcze możliwość ucieczki, lecz honor nakazywał mu
w śmierci dzielić los wojska, które stracił przez własną lekkomyślność 129.
Lecz kiedy już Fortuna domagała się, aby do walki stanęli obaj wo-
dzowie, Pompejusz wybrał na pole bitwy Epir i Cezar nie kazał na
siebie czekać. Zaprowadziwszy całkowicie porządek na tyłach popłynął
130
na bój w pełni zimy nie bacząc na sztormy i rozbił obóz pod Orikum .
Kiedy część wojska z Antoniuszem na czele z powodu braku okrętów
czekała w Brundyzjum, był do tego stopnia niecierpliwy, że w celu jej
sprowadzenia zaryzykował w środku nocy przepłynięcie wzburzonego mo-
rza na statku zwiadowczym. Znane są jego słowa skierowane do sternika,
który lękał się tak wielkiego niebezpieczeństwa: Czego się boisz? Wie-
ziesz Cezara!" Chociaż ściągnięto zewsząd wszystkie wojska w jedno
na Adriatyku, konsul z r. 44; Gajusz Antoniusz, brat triumwira, legat Ceza-
ra, pretor z 44 r.
123
Wyspa K u r i k t a, dzisiejsza Krk, w zatoce Kvarner na Adriatyku.
124
Marek Oktawiusz Libon, dowódca Pompejusza. Por. Appian, Woj.
dom. II 47.
125
Bazylus bliżej nie znany.
126
O p i t e r g i n i, mieszkańcy Opitergium, kolonii rzymskiej w okręgu we-
neckim.
127
Gajusz Skryboniusz Kurio n, trybun ludowy z r. 50, chwiejny
politycznie, Wellejusz Pat. (II 48) nazywa go genialnym nicponiem.
128
Publiusz Attius Waru s, były pretor, namiestnik prowincji Afryki.
129
w sierpniu 49 r.
130
Orikum, miasto w północnym Epirze.
miejsce i rozbito obozy blisko siebie, wodzowie mieli odmienne plany. Ce-
zar, z natury porywczy, pragnąc usilnie zakończyć wojnę daje okazję do
walki, prowokuje, drażni: już to oblega obóz wroga otaczając go wa-
łem długości szesnastu tysięcy kroków (cóż jednak może zaszkodzić oblę-
żenie tym, którzy przy otwartym wyjściu na morze mają w bród wszy-
stkiego?), już to daremnie szturmuje Dyrrachium, które dzięki warun-
kom naturalnym było nie do zdobycia. Ponadto w czasie wypadów nie-
przyjaciół ciągle dochodziło do potyczek: zabłysło wtedy wspaniałe mę-
stwo centuriona Scewy, w którego tarczy utkwiło sto dwadzieścia poci-
131
sków . Cezar wreszcie rabował i burzył miasta sprzymierzone z Pom-
132
pejuszem, jak Orikum, Gomfos i inne twierdze Tesalii. Przeciw takiej
taktyce Pompejusz stosował grę na zwłokę, szukał wykrętów, otoczonego
zewsząd wroga starał się przez odcięcie dowozu żywności tak osłabić, aby
wódz nadzwyczaj agresywny ostygł w swym zapale. Zbawienny skądinąd
plan nie przyniósł korzyści na dalszą metę. %7łołnierz ganił bezczynność,
sprzymierzeńcy powolność, a starszyzna próżność swego dowódcy.
Tak więc, gdy samo przeznaczenie nagliło, obrano na plac bitwy Tesalię
133
i na polach Filipa miały się rozstrzygnąć losy miasta, państwa i w ogó-
le rodzaju ludzkiego. Nigdy na żadnym innym miejscu Fortuna nie oglą-
dała tak wielkiej potęgi narodu rzymskiego i takiej okazałości: po jed-
nej i drugiej stronie było razem więcej niż trzysta tysięcy ludzi134, oprócz
posiłków, królów i członków senatu. Nigdy nie było wyrazniejszych zna-
ków nadchodzącej klęski: ucieczka zwierząt ofiarnych, roje pszczół na
orłach legionowych, ciemności za dnia. Sam wódz w marzeniach sennych
słyszał klaskanie ze swego teatru rozlegające się wokół niby głośna skar-
ga, a nad ranem widziano go na głównym placu obozowym w czarnym
o zgrozo ! płaszczu. Nigdy wojsko Cezara nie wykazywało większego
zapału i gotowości bojowej: pierwsze dało hasło, pierwsze wyrzuciło po-
ciski. Uwagę zwrócił także swym rzutem dzidy Krastynus, który rozpo-
czął walkę, a wkrótce potem został znaleziony wśród poległych z wbitym
w twarz mieczem. Tak niezwykła rana świadczyła o zaciętości i wściekło-
ści, które cechowały jego walkę. Lecz nie mniej zaskakujący był koniec
tej bitwy. Ponieważ Pompejusz miał znaczną przewagę w jezdzie, wyda-
wało mu się, że łatwo będzie mógł otoczyć Cezara: sam jednak został
otoczony. Kiedy długo walczyli z jednakowym powodzeniem, a konnica
na rozkaz Pompejusza zerwała się ze skrzydła, aby natrzeć szerokim fron-
tem, nagle z drugiej strony kohorty Germanów przypuściły na dany znak
131
Por. Lukan VI 144 i nn.
132
Gomfos, miasto na pograniczu Tesalii i Epiru.
133
pod Farsalos, latem 48 r.
134
Cezar podaje, że miał 22 tys. żołnierzy przeciw 52 tyś. (Wojna domowa III
84, 4; 88, 5; 89, 2).
tak silny atak na rozproszonych jezdzców, że wydawało się, iż jedni są
piesi, a drudzy przybywają na koniach. Klęska konnicy, która rzuciła się
do ucieczki, pociągnęła za sobą porażkę lekkozbrojnych. Wtedy panika
ogarnęła dalsze szeregi, które wymieszały się nawzajem i tak jakby za
jednym zamachem doszło do ostatecznej klęski. Nic bardziej nie przy-
czyniło się do zguby jak sama liczebność wojska. Cezar dwoił się i troił
w tej bitwie, występując zarówno w roli naczelnego wodza, jak i zwy-
kłego żołnierza. Słyszano także jego dwa wezwania wypowiadane podczas
objazdu, jedno okrutne, lecz sprytne i służące sprawie zwycięstwa: %7łoł-
nierzu, bij w twarz!", drugie ułożone dla popularności: ,,Oszczędzaj
obywateli!". Sam jednak ścigał Pompejusza, którego mimo przegra-
nej można by uznać za szczęśliwego, gdyby spotkał go taki sam los,
jak jego wojsko. Przeżył niestety okres swojej wielkości, aby w tym więk-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]