[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tajnym mieszkaniu kontaktowym, gdzieś na przedmieściu, wygodnie urządzonym, z
lodówkÄ… i kolorowym telewizorem, a jakże. Ów ostatni akt nastÄ…pi -jak zwykle tuż
przed świtem. Wszystko, co dziewczyna zobaczy w ostatnim ułamku sekundy, to
niewyrazny cień i oślepiający ogień, gdy seria z automatu przeszyje śpiwór.
Załatw przynajmniej mordercę słowa, które akurat w tej
chwili wypowiedział Skelley, spotęgowały tylko to, co Trent
oglądał oczami wyobrazni. Oficer prowadzący rzuca na biurko
fotografię: Załatw go, Pat, zrób to dla mnie". Najważniejsza
sprawa to chłopiec. Trent odpychał od siebie myśl, że może nie
ma go już wśród żywych, że wpadł już w ręce zabójców. Choć
tak właśnie mogło być. Od dwóch dni nie było żadnych wiadomości
o Jackecie. No i Charity, ale to sprawa osobista, którą nie
zamierzał dzielić się ze Skelleyem. Skelley i tak by nie zrozumiał.
Mozaika układała się w logiczną całość. Jak to rozegrać? Jacket.
Sierota bez ojca. Musi być bardzo dzielny, a ich sprawą jest go
znalezć.
Trent westchnął głęboko.
Chłopak powinien być w Kemps Bay w sobotę wieczorem.
W niedzielę powinien wrócić do domu rzekł. Jeśli go przedtem
nie znajdziemy lub jeśli ktoś nas nie wyprzedzi.
Niedziela wieczór? upewnił się Skelley.
Tak sÄ…dzÄ™. Co do mnie, to moim celem jest sprowadzenie
obojga z powrotem do szkoły w Green Creek.
Trent wziął kilka poduszek z salonu, powiązał je kawałkami linki i ułożył na
ławkach w kokpicie, po obu stronach zejściówki prowadzącej do salonu. Z daleka, w
bladym świetle lampy mogły przypominać ludzkie postaci i każdy przepływający obok
rybak
będzie zapewne głosił, że na własne oczy widział katamaran z trzyosobową
załogą. Takie wieści rozchodzą się lotem błyskawicy.
Charity z Trentem zajęli miejsca w zodiaku. W miarę jak oddalali się od Złotej
Dziewczyny, spowijał ich coraz gęstszy mrok. Katamaran odcinał się ciemniejszą
plamą na tle Andros. Na brzegu migotało kilka świateł, pierzaste korony sosen
targały równą linię horyzontu.
Dobiegający od wschodu szum przyboju ostrzegał przed atlantycką falą, która
uderzy w nich, gdy wypłyną na Tongue of the Ocean w drodze na New Providence
wyspę, na której leży Nassau. Tu zaś, za osłoną rafy, morze było spokojne, wiała
lekka tylko bryza. Gromadka latających ryb z pluskiem zakończyła powietrzną
wędrówkę, a z brzegu dotarł piskliwy, pełen złości kobiecy głos.
Trent włączył yamahę i skierował zodiaka na północ, w kierunku Congo Town.
Zanim spuścił ponton na wodę, dopompował powietrza, bo pod wpływem nocnego
chłodu spadło nieco ciśnienie w komorach. Po tej operacji gumowe burty stały się
twarde jak bęben i ponton łatwiej ślizgał się po falach. Robili trzydzieści węzłów.
Mrok wzmagał odczucie szybkości, mieli wrażenie, że rozpędzona łódka lada moment
wzniesie się w powietrze. Jednostajny warkot silnika spowijał wszystko
dzwiękoszczelną kurtyną, przez którą przebijał jedynie plusk fal uderzających o dno
pędzącej łodzi.
Nadmorski hotel w Congo Town, Szmaragdowe Palmy, stanowił jedyne zródło
pieniędzy dla Jacketa. Tam Dummy sprzedawał jego homary. Nie można więc
wykluczyć, że hotel jest pod obserwacją. Na wszelki wypadek Trent dobił do brzegu
trochÄ™ dalej.
Nie jestem kaleką. Charity odtrąciła rękę Trenta, gdy
pośpieszył jej z pomocą przy wychodzeniu na ląd.
Przebrali się w kępie palm, ogarnęli i wzdłuż plaży ruszyli w milczeniu do miasta.
Niechętna sobie para, którą przypadek skazał na wspólną wędrówkę, ale w oczach
gości eleganckiego hotelu wyglądali na dwoje kochanków. Czerń i biel pomyślał
Trent. Jedno i to samo wydarzenie można malować węglem lub kredą.
Nie ma rady, trzeba udawać, że coś nas łączy szepnął
Trent, gdy wchodzili do holu w Szmaragdowych Palmach. WziÄ…Å‚
ją pod rękę i z uśmiechem, a jakże, podeszli do recepcji.
Henrik jest u siebie? spytał Trent recepcjonistę, jakby
z kierownikiem hotelu był od lat w zażyłych stosunkach. Zachowywał
się jak typowy Anglik, pewny siebie, a zarazem lekko zmieszany. Możemy
poczekać w jego gabinecie?
Umie pan grać zauważyła Charity, nie bez sarkazmu,
gdy znalezli się sami w biurze menedżera.
Chciał się odciąć, powiedzieć, że przecież chodzi o życie chłopca, ale zmilczał. Nie
chciał zaogniać sytuacji, bo nie miało to sensu. Powinien jakoś do niej dotrzeć,
przebić się przez pancerz niechęci, ułagodzić, ale słowa więzły mu w gardle.
Krępowała go nie tyle jej niechęć, ile własna bezradność. Podeszła do okna. Zwiatło
bijące od hotelowego basenu wydobywała mocną linię jej ramion, zaczesane od czoła
włosy i nastroszona fryzura podkreślały jakby różnicę, były manifestem jej
charakteru: czerni i niechęci.
Jak psy, co walczą o swój teren myślał Trent, gdy obserwował zmagania
O'Briena i Skelleya w pokoju hotelowym Andersona. A przecież sam wobec Charity
może wypaść znacznie gorzej. Jak kundel, co podwija ogon i waruje w kącie, gdy ma
do czynienia z wilczurem.
Otworzyły się drzwi, wszedł menedżer, zaskoczony widokiem obcych w swoim
gabinecie.
Proszę wybaczyć, że wtargnęliśmy tak niespodziewanie
pośpieszył Trent z wyjaśnieniem ale poszukujemy Jacketa
Bride'a. Panna Johnston jest nauczycielką chłopca w Green Creek.
Mamy wiadomości o jego ojcu. Sprawa jest pilna ciągnął. Ze
staromodnego portfelika ze świńskiej skóry z pozłacanymi brzegami,
co należał kiedyś do jego ojca, a pózniej do pułkownika,
wyjął kartę wizytową świadectwo prominencji właściciela lub
przeciwnie hucpy. W każdym razie widniało tam jego nazwisko
jako szefa agencji, mającej swoją siedzibę w prestiżowym miejscu,
przy Shirley Street. To w Nassau, na Bahamach, bo w ogóle to
Abbey Road Investigative Unit miała biura w Kioto, Tokio,
Singapurze i Hongkongu.
Ach, to pan jest tym ekspertem. Oszustwa ubezpieczeniowe,
rzekome katastrofy na morzu& Menedżer najwyrazniej coś
czytał albo posłyszał o firmie Trenta, niewykluczone, że plotki
kursujące wśród gości.
Chodzi tym razem o drobnostkę, uprzejmość wobec zaprzyjaznionej
agencji na Florydzie skłamał Trent bez zmrużenia
oka. Ojciec Jacketa jest w szpitalu. Mamy dla chłopca bilet na
samolot.
Och, mój Boże& mężczyzna szczerze się zmartwił. To
smutne, ale cieszę się, że z chłopcem wszystko w porządku. Był
tu u mnie niedawno policjant z Green Creek, niezbyt rozgarnięty człowiek. Mówił,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]