[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie mam czasu, Jane - odparł, nie patrząc jej
w oczy. Spoglądał w płomienie, które syczały, jakby
chciały powiedzieć mu coś ważnego.
- Na niewiele się przydasz Benjaminowi, jeśli pad
niesz z wyczerpania. Proszę cię, Zach, zrób sobie pię
ciominutowÄ… przerwÄ™. Ogrzej siÄ™, wypij kawÄ™. A potem
znów zaczniemy szukać.
Oderwawszy wzrok od kominka, utkwił go w jej
twarzy.
- Jak ty to wytrzymujesz, Jane? Skąd czerpiesz siłę?
Przecież wiem, że martwisz się o Cody'ego nie mniej
niż ja o Bena. Powinnaś szlochać, rwać włosy z głowy...
- Pózniej powyrywam. Kiedy ich odnajdziemy.
Przez moment przyglądał się jej w milczeniu.
- Nigdy w życiu nie spotkałem drugiej takiej kobiety
jak ty, Jane. Wiem, że się powtarzam, ale chciałbym, abyś
mi uwierzyła. Jesteś naprawdę wyjątkowa.
Opuściła głowę.
- A znałeś ich wiele, prawda?
- DziesiÄ…tki.
Zabolały ją te dziesiątki", mimo że już wcześniej
o nich wiedziała. To śmieszne, przemknęło jej przez
myśl. Czyżby była zazdrosna?
- Dlaczego? - spytała.
- Co dlaczego? Dlaczego w ten sposób zaspakajam
swoje potrzeby? To proste. Uważam, że fizyczne napięcie
należy rozładować.
- A uczucie? Z żadną cię nic nie łączyło?
NIEZNAJOMY 171
- Nie, nigdy. Aż do chwili, gdy...
- A... z twoją żoną? Matką Benjamina?
Zorientowała się, że musiała trafić w jakiś czuły
punkt, bo Zach szybko odwrócił spojrzenie.
- Kochałeś ją, prawda?
- Claudia... - Urwał. - Matka Bena nie była moją
żoną.
W jej oczach najpierw pojawiło się zdziwienie, a po
em rozczarowanie. Czyżby Zach był taki sam jak Greg?
Wielka miłość, a z chwilą gdy kobieta zachodzi w ciążę,
on...
- Miała męża - ciągnął cicho. - Bardzo starego, bar
dzo bogatego impotenta. Ja byłem młody i głupi; schle
biała mi jej atencja. Naiwnie wierzyłem, że jestem dla
niej czymś więcej niż miłą rozrywką, sposobem na za
bicie nudy.
- Czyli jednak ją kochałeś?
- Tak mi się wydawało. Ale jak mówię, byłem młody;
miałem w głowie więcej informacji zdobytych z książek
niż rozsądku czy mądrości życiowej. Nie dorobiłem się
jeszcze pieniędzy ani pozycji społecznej. Claudii nato
miast niczego nie brakowało. Traktowała mnie jak za
bawkę. Kiedy okazało się, że jest w odmiennym stanie,
wyjechała w odwiedziny do ciotki mieszkającej za gra
nicą. Przynajmniej tak mówiono w miasteczku. Urodziła
dziecko z dala od swojego kręgu znajomych. Nikt o ni
czym nie wiedział, nawet jej mąż. Dziecko dostarczono
mi pod drzwi z listem, w którym Claudia napisała, że
nie życzy sobie mieć ze mną żadnych kontaktów, a jeśli
komukolwiek wspomnę, że to ona jest matką dziecka,
MAGGIE SHAYNE
172
postara się mnie zrujnować. Wiedziałem, że nie jest to
czcza pogróżka.
Jane słyszała gorycz w jego głosie, widziała ból i roz
żalenie w oczach.
- Złamała ci serce, prawda, Zach?
Wzruszył ramionami.
- Dała mi bolesną, lecz cenną nauczkę. Niedawno
owdowiała. Może życie w samotności, bez nikogo bli
skiego, też ją czegoś nauczy.
- Stałeś się taki jak ona, Zach. Zamknąłeś serce przed
prawdziwym uczuciem. Uznałeś, że wystarczą ci nic nie
znaczÄ…ce, przelotne romanse.
Zadumała się. A ona? Czy to, co ją z nim łączyło,
też było romansem bez znaczenia? Miłą igraszką, jaką
zafundowało sobie dwoje wolnych, dorosłych ludzi? Nie,
na pewno nie. Ich związek cechowała nie tyle żądza fi
zyczna, co chaos psychiczny. Wspólne cierpienie. Nie
mieli u kogo szukać ratunku czy pocieszenia, więc szu
kali u siebie.
- Ale w przeciwieństwie do ciebie, Jane, przynaj
mniej nie odciąłem się od świata.
- Tak, próbowałam się odciąć, wznieść wokół siebie
mur - przyznała cicho. - Ale ty go zburzyłeś.
Odstawił kubek i wstał.
- Jane... - Zacisnął ręce na jej ramionach.
Nagle drzwi frontowe się otworzyły i do środka wpadł
ociekający deszczem mężczyzna. Burza z minuty na mi
nutę przybierała na sile. Ciężkie ołowiane chmury z nową
energią kłębiły się na niebie.
- Widziałem coś! - krzyknął nowo przybyły, zsuwa-
NIEZNAJOMY 173
jąc z głowy kaptur. - Takie dziwne światło w stodole sta
rego Thomasa!
Zach zamarł bez ruchu.
- W stodole starego... - Obróciwszy się, wbił wzrok
w zegar tykający głośno nad kominkiem. Było dokładnie
osiem minut po dziewiątej. - O Boże! - szepnął. - Aada
chwila w tę stodołę...
Nie dokończył. Oślepiający błysk przeciął nocne nie
bo. Zach skoczył do drzwi, potrącając przybysza, i wy
biegł na zewnątrz. Lało jak z cebra. Jane rzuciła się za
nim- Skierowała spojrzenie tam, gdzie patrzył Zach. Ja
kieś pięć kilometrów od domu stała stara nie używana
stodoła; raptem na jej dachu pojawiły się malutkie języki
ognia.
- Nie, tylko nie to... - szepnÄ…Å‚ Zach.
Spokój Jane prysł jak bańka mydlana. Maska, którą
przywdziała, rozpadła się na drobne kawałki. Przerazliwy
krzyk wyrwał się jej z piersi i targnął powietrzem. Padła
na kolana, nie zważając na zimny wiatr, gwałtowny
deszcz czy kałuże, i zaczęła szlochać.
- Cody! Boże, nie zabieraj mi dziecka!
ROZDZIAA DZIESITY
Kiedy uświadomiła sobie, że stodoła widoczna w od
dali jest tą samą starą stodołą, o której wcześniej mówił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]