[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przypominała już twarzy układnego dżentelmena. Policzki Jamie
nabrały kolorów. Najwyrazniej z trudem powstrzymywała się, żeby
nie dać czymś w łeb narzeczonemu.
Curtis wtoczył się do chaty i zatrzasnął drzwi. Slater pociągnął
łyk kawy, żeby się nie roześmiać.
- Więc to jest Curtis... - zwrócił się do Jamie. Dziewczyna
spojrzała na niego jak na mordercę. Przymknął oczy i uśmiechnął się.
Bez słowa weszła do chaty.
Po chwili usłyszał podniesione głosy. Curtis i Jamie kłócili się w
najlepsze.
Zaległa cisza. Slater postawił pusty kubek na poręczy i zaczął się
zastanawiać, co robić dalej. Nagle z chaty wybiegł rozsierdzony
119
RS
Curtis. Miał na sobie czyste ubranie. Rzucił walizkę na tylne siedzenie
samochodu i spojrzał na Slatera.
- Chcesz ją mieć, McCall? - spytał. - To wez ją sobie!
Silnik ryknął. Czerwony samochód zarzucił tyłem i pomknął w
dół wąską drogą.
Po chwili na werandzie pojawiła się Jamie. Policzki jej płonęły.
Usta miała zaciśnięte, a oczy ciskały błyskawice.
- Ciekawy facet - mruknął Slater. - Tylko jakoś strasznie
nerwowy...
- Ech, daj spokój.
- Ja? Przecież nie zrobiłem nic złego. Wpadłem tylko na chwilę,
żeby pogadać o niedzwiedziach i...
- Zrobiłeś to specjalnie - powiedziała nie znoszącym sprzeciwu
tonem. - A teraz może wyjaśnisz, o co chodzi z niedzwiedziami...
- Nic takiego. - Wzruszył ramionami. - Wszystko w porządku.
To właśnie chciałem powiedzieć. A jak tam idą badania na
mokradłach?
- Dziękuję, dobrze - mruknęła, zaciskając zęby. Do niedawna
tutaj również wszystko było w porządku.
- Popatrz, jak to wygląda! - wskazała gołą oś dżipa Slater od
razu zakasał rękawy i wziął się do roboty. Wymiana koła zajęła mu
ponad pół godziny.
Kiedy wrócił, Jamie siedziała na fotelu przed kominkiem. Nawet
na niego nie spojrzała. Poszedł do łazienki, żeby umyć ręce. Zaczął
pokrzykiwać wesoło, ale dziewczyna nie reagowała.
Podszedł do kominka i oparł się o obramowanie.
120
RS
- Skłamałem - wyznał. - Wcale nie chciałem rozmawiać o
niedzwiedziach, ale o nas.
- O nas? - Wstała, zaciskając pięści. - Chyba żartujesz?
- Jamie, przecież mówiłem ci, że nie rzucam słów na wiatr.
Kocham cię. Nie zależy mi tylko na żonie. Do tej pory mogłem się
ożenić ze sto razy. Mogę doskonale obywać się bez kobiet, ale...
ciebie jednej nie chcę oddać bez walki!
- Walki? - Spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Wiec tak to
nazywasz...
- Czy Winthrop wróci?
- O Boże, to potworne! Mężczyzni zachowują się jak
jaskiniowcy, jeśli tylko w grę wchodzi kobieta.
- Co z Winthropem?
Zdecydował, że wyciągnie z niej prawdę, nawet gdyby miał tu
siedzieć całą noc. Jamie spojrzała na niego krytycznie.
- Uważa, że mamy romans i... jest wściekły.
- Stąd kłótnia?
- Powiedział, że jeśli nie wyjadę z nim dzisiaj do Seattle, to
zrywa zaręczyny.
Spuściła głowę i podeszła do okna.
- Zostajesz?
- Oczywiście! Nie przerwę badań tylko dlatego, że Curtis
zachowuje się jak idiota.
- Ten idiota miał zostać twoim mężem - podchwycił Slater. -I co
teraz?
121
RS
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Mam już dosyć tego
przesłuchania. Pilnuj lepiej swoich spraw.
- Właśnie to robię.
Aypnęła na niego niechętnie i zacisnęła pięści.
- Lepiej wybij to sobie z głowy. To, co zdarzyło się na
mokradłach, było tylko chwilą słabości. - Zaczęła krzyczeć. -
Słyszysz? Stało się, trudno! Ale teraz nie ma już o czym mówić.
Nie zauważyła, że Slater nawet słowem nie nawiązał do
wspólnej kąpieli.
- Kłamiesz - mruknął. -I doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
Pokręciła głową.
- Jamie, przecież wiesz, że łączy nas coś głęboko prawdziwego i
niepowtarzalnego. Trudno mi to nawet wyjaśnić... Jestem inżynierem,
prostym człowiekiem, który lubi znać odpowiedzi na gnębiące go
pytania, ale nawet ja musiałem pogodzić się z takim stanem rzeczy.
- Nie! - Zasłoniła uszy, nie chcąc dalej słuchać wywodów
Slatera.
- Dlaczego się mnie boisz? - szepnął.
Jamie zastygła w bezruchu. Chciała uciekać, ale nie miała na to
siły. Usłyszała z tyłu kroki, bała się jednak odwrócić. Instynktownie
wyczuła, że Slater znajduje się tuż za jej plecami.
- Nie bój się! Przestań walczyć! Przecież oboje tego pragniemy.
Poruszyła się niespokojnie. Gorący oddech palił jej szyję.
- Pozwól mi kochać cię tak, jak potrafię. Położył jej dłoń na
ramieniu i zaczął powoli całować skrawek lewego ucha. Poczuła
122
RS
dziwny skurcz w dołku. Z trudem powściągnęła chęć rzucenia się mu
na szyję.
- Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego z kobietą, Jamie.
Zliski język błądził po jej szyi.
- Pragnę cię bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. Chcę, żebyś
była ze mną całe życie.
123
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Jamie sama nie wiedziała, skąd wzięła siły, żeby odwrócić się i
przejść spokojnie w stronę kominka.
- Chcesz mnie tylko zdobyć - powiedziała zgnębionym głosem. -
Reszta tak naprawdę wcale się nie liczy. Mężczyzni tacy jak ty
wspinają się na najwyższe góry, ujarzmiają rzeki, a potem... szukają
nowych podniet.
Znowu poczuła; jak silne palce zaciskają się na jej ramieniu.
- Nieprawda. Nie tego się boisz. Slater potrząsnął głową.
- To byłoby pewnie nawet przyjemne - kilka miesięcy nie
zobowiązującej znajomości...
Puścił jej ramię i cofnął się.
- Nie, w rzeczywistości boisz się tego, że naprawdę mogę cię
kochać. Boisz się, ponieważ znasz tylko ten rodzaj miłości, jaki
widziałaś w domu.
- Ależ rodzice kochali mnie!
- Wierzę. Ale jednocześnie stawiali warunki. Poza tym używali
tej miłości przeciwko sobie. Zresztą - westchnął - twoja matka robi to
w dalszym ciągu. Chce narzucić ci własne decyzje. Udowodnić, że to
jednak ona wygrała.
- To szaleństwo - szepnęła i usiadła na fotelu przy kominku.
Znowu czuła się jak mała dziewczynka, zmuszona do
dokonywania wyborów wykraczających poza jej możliwości.
- Wyjdz, proszę... - jęknęła, zwijając się w kłębek.
124
RS
- To, że postępujesz zgodnie ze swoją wolą, wcale nie znaczy, że
zdradzasz jedno z rodziców - powiedział spokojnie. - A miłość to nie
handel wymienny.
Jamie milczała. Slater zaklął pod nosem i podszedł do drzwi.
- Kocham cię, Jamie - szepnął. - I myślę, że ty również mnie
kochasz. Problem polega na tym, że boisz się do tego przyznać.
Chciała się odwrócić i spojrzeć na niego. Skuliła się jednak
jeszcze bardziej na swoim fotelu. Moment nieuwagi, a wybuchnełaby
płaczem.
Drzwi trzasnęły. Weranda zadrżała pod ciężkimi butami. Jamie
podbiegła do okna, żeby móc go widzieć choćby przez chwilę.
Ręce trzymał w kieszeniach. Szedł wprost do wielkiej
ciężarówki z budowy. Zatrzymał się na moment i sięgnął za pazuchę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]