[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią bezlitosnym wzrokiem.
Chyba nie mówisz poważnie.
Tak. MUSISZ poddać się zabiegowi. To jedyny sposób.
Amy o mało nie krzyknęła. Poczuła niewiarygodną ulgę. Ale jednocześnie ogarnę-
ło ją przerażenie, bo domyślała się, że matka każe zapłacić jej za swoją zgodę, potwor-
ną cenę.
85
Ale... czy aborcja... nie jest grzechem? spytała Amy usiłując zrozumieć sposób
rozumowania Ellen.
Nie możemy nic powiedzieć twojemu ojcu stwierdziła mama. Musimy za-
chować to przed nim w tajemnicy. On by się na to nie zgodził.
Ale... myślałam, że TY TE%7ł się na to nie zgodzisz, że tego nie zaaprobujesz...
rzuciła zakłopotana Amy.
NIE APROBUJ odrzekła ostro mama, a w jej głosie ponownie pojawił się ślad
emocji. Aborcja jest morderstwem. To grzech śmiertelny. Absolutnie jej nie akceptu-
ję. Ale dopóki mieszkasz w tym domu, nie pozwolę, by takie brzemię zawisło nad moją
głową. Po prostu nie zniosłabym tego. Nie mam zamiaru żyć w ciągłym lęku o to, co
może się zdarzyć. Nie chcę ponownie przeżywać tej zgrozy.
Mamo, nie rozumiem. Mówisz tak, jakbyś wiedziała na pewno, że dziecko urodzi
się z wadami czy z czymś w tym rodzaju.
Przez chwilę patrzyły na siebie na wzajem, a Amy dostrzegła w ciemnych oczach
matki coś więcej niż tylko gniew i wyrzuty. W tych oczach był również strach, głęboka,
niepojęta groza, która przeniknęła w głąb ciała Amy, mrożąc jej krew w żyłach.
Któregoś dnia powiedziała mama we właściwej chwili miałam ci powie-
dzieć
O czym?
Gdybyś kiedyś zdecydowała się na ślub i miała prawdziwego narzeczonego, po-
wiedziałabym ci, że nie możesz urodzić dziecka. I powiedziałabym ci dlaczego. Ale ty
nie mogłaś czekać, prawda? Nie chciałaś czekać, aż nadejdzie właściwa pora. O, nie. Nie
ty. Musiałaś przy byle okazji zadrzeć spódnicę i rozłożyć nogi przed jakimś fagasem.
Właściwie jesteś jeszcze dzieckiem, ale musiałaś zadać się z jakimś smarkaczem, gzić się
na tylnym siedzeniu samochodu jak jakaś tania kurwa. I być może teraz TO jest w to-
bie... i rośnie.
O czym ty mówisz? spytała Amy, podejrzewając, że matka do reszty straciła ro-
zum.
Nawet gdybym ci powiedziała, niczego by to nie zmieniło stwierdziła
mama. Nie posłuchałabyś. Kto wie, może nawet ucieszyłabyś się z takiego dziecka.
Powitałabyś jego narodziny z radością, tak jak ON to zrobił. Zawsze twierdziłam, że
jest w tobie zło. Zawsze powtarzałam, że musisz trzymać je na wodzy. Ale ty nie chcia-
łaś mnie słuchać i teraz ta mroczna istota, ta zła część ciebie znajduje się na wolności.
Wypuściłaś zło, które masz w sobie i prędzej czy pózniej, w ten czy inny sposób uro-
dzisz dziecko. Wydasz jednego z NICH na świat, niezależnie od tego, co ci powiem i jak
żarliwie będę cię błagać, byś tego nie robiła. Ale nie stanie się to w tym domu. Nie po-
zwolę, aby to nastąpiło tutaj, osobiście tego dopilnuję. Pojedziemy do doktora Spanglera
i on usunie to z ciebie. Jeśli ten czyn JEST grzechem, na dodatek grzechem śmiertelnym,
jego brzemię spadnie w całości na twoje, a nie moje barki. Zrozumiałaś?
86
Amy pokiwała głową.
Ty zupełnie się tym nie przejmujesz, prawda? spytała złośliwie matka. Jeden
grzech więcej, jeden mniej nie robi ci różnicy, zgadza się? Bo przecież tak czy inaczej
trafisz do piekła.
Nie, mamo. Nie mów...
Tak. To twoje przeznaczenie. Masz stać się jedną ze służebnic Szatana, jedną z je-
go oddanych niewolnic, nieprawdaż? Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Widzę
to doskonale. Wszystkie moje wysiłki poszły na marne. Nie możesz zostać zbawiona. Już
nic nie jest w stanie cię uratować. Cóż więc znaczy dla ciebie jeden grzech więcej? Nic.
To dla ciebie jak splunąć. Przyjmiesz go z uśmiechem na ustach.
Mamo, nie mów do mnie w ten sposób.
Będę mówiła do ciebie tak, jak na to zasługujesz. Dziewczyna zachowująca się tak
jak ty nie może oczekiwać innego traktowania. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
Proszę...
Idz już powiedziała mama. Umyj się i doprowadz do porządku. Zadzwonię
do doktora.
Zaskoczona dziwnym i niespodziewanym rozwojem wypadków, zakłopotana prze-
konaniem matki, że dziecko urodzi się z wadami, zastanawiając się nad stanem zdrowia
psychicznego mamy, Amy weszła na piętro. W łazience umyła twarz. Oczy miała zaczer-
wienione od płaczu.
W sypialni wyjęła z szafy drugą spódniczkę i świeżą bluzkę. Zdjęła przepocone, po-
mięte rzeczy, które miała na sobie. Przez chwilę stała przed wielkim, prostokątnym lu-
strem i ubrana tylko w biustonosz i figi wpatrywała się w swój brzuch.
Dlaczego mama jest tak głęboko przekonana, że moje dziecko urodzi się z wadami?
pytała Amy samą siebie, zakłopotana. Jakim cudem może być pewna czegoś takie-
go? Skąd miałaby wiedzieć? Czy dlatego, iż uważa, że jestem zła i zasługuję na coś ta-
kiego zdeformowane, nienormalne dziecko, będące dla całego świata znakiem moje-
go oddania Szatanowi? To chore rozumowanie. Absurdalne, szalone i nieuczciwe. NIE
JESTEM ZAA. Popełniłam kilka błędów, przyznaję. Jak na swój wiek, popełniłam ich na-
wet sporo, ale przecież nie jestem zła, do cholery. Nie jestem ZAA.
A może jestem?
Spojrzała na odbicie swoich oczu.
JESTEM?
Drżąc na całym ciele, ubrała się, aby pojechać do doktora Spanglera.
7
W niedzielą wesołe miasteczko koleją i autostradą dotarło do Clearfield w Pensylwa-
nii, a już w poniedziałek z iście wojskową precyzją rozłożono je na rozległych błoniach.
Otwarcie miało nastąpić o szesnastej, a więc oczekiwano, że wszystkie punkty, od pod-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]