[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dając tym do zrozumienia, że łączy nas coś z tą sprawą.
- Niestety, madame, nie miałem innego wyjścia. Zgodziłem się odzyskać ten niezwykle
ważny dokument i dlatego też zmuszony jestem prosić panią, by była tak miła i oddała mi go.
Słysząc to pani domu zerwała się na równe nogi blednąc jak ściana i przez moment
obawiałem się, że zemdleje. Ale otrząsnęła się z szoku i opanowując zaskoczenie stwierdziła:
- Pan... pan mnie obraża, panie Holmes.
- Proszę sobie darować, to bezskuteczne. Proszę dać mi ten list.
- Służący wskaże panu drogę - oznajmiła, sięgając po dzwonek.
- Proszę tego nie robić. Jeśli nas pani stąd wyrzuci, cały mój wysiłek, by uniknąć skandalu,
pójdzie na marne. Proszę oddać list, a postaram się resztę tak załatwić, by sprawa nie wyszła
na jaw. Ale będzie to możliwe tylko wtedy, gdy mi pani pomoże.
W przeciwnym wypadku będę musiał powiedzieć wszystko pani mężowi.
Znieruchomiała, wpatrując się natarczywie w jego twarz, jakby chciała wyczytać z niej, czy
mówi prawdę. Dłoń jej spoczywała na dzwonku, ale nie naciskała go.
- Proszę usiąść. Padając w tym miejscu, w którym stoi pani w tej chwili, może wyrządzić
sobie pani krzywdę. Dziękuję pani...
- Daję panu pięć minut.
- Wystarczy mi jedna. Wiem o pani wizycie u Eduardo Lucasa, o tym, że dała mu pani
dokument, którego szukamy, jak również o tym, że wróciła tam pani wczoraj, co było
naprawdę wysoce nierozważne. Znam też sposób w jaki wyjęła go pani ze skrytki pod
dywanem.
W miarę jak mówił, jej twarz szarzała, a zanim była w stanie wydobyć z siebie głos musiała
parokrotnie przełknąć ślinę.
- Pan oszalał, panie Holmes! - wykrztusiła w końcu.
Bez słowa wyjął z kieszeni kawałek tektury. Było to zdjęcie kobiety. Jej zdjęcie.
- Nosiłem tę fotografię przy sobie, sądząc, że może się przydać. Policjant rozpoznał panią,
gdy mu ją dziś pokazałem.
Jęknęła, odrzucając głowę na oparcie krzesła.
- Proszę przestać, nie dam się wzruszyć udanym omdleniem! Ma pani ten list i można
wszystko tak urządzić, żeby nie miała
pani kłopotów. Mam obowiązek oddać dokument pani mężowi, a moją sprawą jest sposób, w
jaki to zrobię. Proszę być ze mną szczerą, to pani jedyna szansa.
Jej odwaga godna była podziwu - nawet teraz nie przyznała się do klęski.
- Powtarzam panu, panie Holmes, że to jakaś absurdalna pomyłka.
Słysząc to mój przyjaciel wstał.
- Szkoda mi pani - powiedział cicho. - Zrobiłem wszystko, co mogłem, by pani pomóc i widzę,
że nadaremnie - nacisnął przycisk dzwonka i spytał służącego, który pojawił się w drzwiach. -
Czy pan Hope jest w domu?
- Będzie za kwadrans pierwsza, sir.
Holmes spojrzał na zegarek.
- Piętnaście minut. Doskonale, zaczekam na niego.
Zaledwie służący zamknął drzwi, lady Hilda padła przed Holmesem na kolana z twarzą
zalaną łzami.
- Proszę mnie oszczędzić, panie Holmes! Na miłość boską niech pan mu nic nie mówi!
Kocham go z całego serca, a ta wiadomość złamałaby mu serce!
Sherlock uniósł ją do pozycji stojącej i stwierdził: - Cieszę się, madame, że choć w
ostatniej chwili, ale wrócił pani zdrowy rozsądek. Nie mamy chwili do stracenia. Gdzie jest
list?
Pobiegła do sekretarzyka, otworzyła go i wyjęła spośród papierów długą, błękitną kopertę.
- Oto on, obym go nigdy nie zobaczyła!
- Jak by go tu oddać? - mruknął. - Zaraz... moment...
Gdzie jest skrzynka z korespondencją męża, z której go pani zabrała?
- W sypialni.
- Nasze szczęście! Proszę ją natychmiast przynieść.
Chwilę pózniej wróciła niosąc płaskie pudełko z czerwonego inkrustowanego drewna.
- Proszę ją otworzyć, ma pani przecież duplikat klucza.
Lady Hilda wyjęła z zanadrza kluczyk i otworzyła pudełko - było wypełnione rozmaitymi
papierami. Holmes nie tracąc czasu wsunął między nie trzymaną w dłoni kopertę i po chwili
zamknięta skrzynka wróciła na swoje miejsce w sypialni.
- Wobec tego jesteśmy gotowi, a zostało nam jeszcze dziesięć minut - oznajmił mu
przyjaciel.
- Będę osłaniał panią jak tylko potrafię, ale proszę panią o szczerość i opowiedzenie mi,
jakie były powody tego całego zamieszania.
- Powiem panu wszystko. Oh, panie Holmes, wolałabym stracić rękę niż przysporzyć mężowi
chwil żałości! Nie ma w Londynie kobiety, która kochałaby męża tak jak ja go kochaam, a
prze- cież gdyby wiedział co zrobiłam, co musiałam zrobić, nigdy by mi tego nie darował. Ma
sam tak wielkie poczucie honoru, że nie umiałby wybaczyć potknięcia nikomu innemu. Proszę
mi pomóc, gdyż od tego zależy nasze szczęście i cała nasza przyszłość.
- Proszę się pośpieszyć, madame. Mamy niewiele czasu.
- Wszystko przez mój list, nierozważny list napisany jeszcze przed małżeństwem. List
głupiej
i impulsywnej dziewczyny, który sam w sobie zupełnie niegrozny, w jego oczach byłby
zbrodnią nie do wybaczenia. Gdyby go przeczytał, jego zaufanie do mnie byłoby na zawsze
zniszczone, choć już tyle lat minęło od chwili, gdy go napisałam. Zapomniałam zresztą o całej
sprawie, dopiero parę dni temu przypomniał mi o niej ten Lucas. List trafił doń i zagroził, że
pokaże go mężowi jeśli nie zgodzę się na jego propozycję: odda mi go w zamian za dokument,
którego wygląd dokładnie mi opisał i który znajdował się w tej inkrustowanej czerwonej
skrzynce na nocnym stoliku. Miał w biurze męża kogoś, kto mu o wszystkim donosił. Zapewnił
mnie, że męża nie spotka nic złego w związku z mym działaniem. Proszę postawić się w mojej
sytuacji, panie Holmes! Co miałam robić?
- Zaufać mężowi i opowiedzieć mu o wszystkim.
- NIe mogłam! Z jednej strony koniec wszystkiego, z drugiej, choć straszną rzeczą było
zabranie czegoś, co nie należy do mnie, to w dziedzinie polityki konsekwencji swego czynu
nie byłam w stanie sobie wyobrazić, zaś w kwestii miłości i zaufania były one dla mnie aż
nazbyt jasne. Wzięłam od Lucasa klucz, który dorobił na podstawie odcisku tego klucza,
który nosił mąż, otworzyłam nim zamek i zabrałam list zanosząc go na Godolphin Street.
Zapukałam tak jak się umówiliśmy. Lucas otworzył i przeszliśmy do salonu. Drzwi
wejściowe zostawiliśmy otwarte, gdyż obawiałam się pozostawać sam na sam z tym
człowiekiem.
Pamiętam, że gdy wchodziłam, na ulicy stała jakaś kobieta, ale nie zwróciłam na nią większej
uwagi. Mój list leżał na biurku, oddał mi go, gdy wręczyłam mu ten zabrany mężowi. W tym
momencie od strony wejścia rozległ się jakiś hałas, a w korytarzu rozległy się kroki.
Lucas szybko podwinął dywan, schował list do skrytki w podłodze i rozwinął kobierzec
z powrotem. To, co wydarzyło się pózniej, przypominało jakiś koszmar senny - zobaczyłam
śniadą twarz wykrzywioną w grymasie wściekłości i krzyczącą po francusku, że czekała nie na
próżno i w końcu nas nakryła.
Zaczęła się szamotanina. On miał w ręku krzesło, ona nóż.
Wybiegłam z salonu i dopiero na drugi dzień z gazet dowiedziałam się, jak to się zakończyło.
W nocy byłam szczęśliwa, mając to, co mi zagrażało i nie zdając sobie sprawy z
konsekwencji swego postępowania. Dopiero rankiem zrozumiałam, że wymieniłam jeden
kłopot na inny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •