[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samo jak Tyler pokochała Denali i było im razem dobrze. Potem
nadeszła zima i podobnie jak wszyscy turyści, dziewczyna
wróciła do ciepłego domu i wygód, jakie niosła ze sobą
cywilizacja. Chociaż Linc od początku nie miał złudzeń, jej
wyjazd bardzo go zranił. Obiecał sobie solennie, że nigdy już
nie powtórzy głupstwa, przywiązując się do jakiejkolwiek
kobiety.
Ale z Los Angeles przyleciał samolot. Wysiadła z niego
Charlotte Madison i prosto z trapu maszyny wkroczyła w serce
Linca. Nie wiedział, jak w ogóle mogło do tego dojść.
W jakiś magiczny sposób dziewczyna potrafiła tego dokonać.
Narastał w nim gniew i rozgoryczenie. Co innego przyznać się
do słabości przed samym sobą, a co innego wystawiać ją na
widok publiczny. Gwałtownie wypuścił dziewczynę z objęć,
wziął jej talerz i łyżkę, po czym szybko ruszył w stronę pieca.
Charlie zawstydzona swymi łzami zacisnęła usta. Nic
dziwnego, że Linc ją odepchnął. Spojrzała w kierunku
mężczyzny, który teraz przygotowywał herbatę.
- Kyle'a i Ryana przerazi wiadomość o naszym zaginięciu.
Jesteś pewien, że nie istnieje żaden sposób kontaktu ze
światem?
Linc zbliżył się do Charlie, przyklęknął obok jej krzesła i
sprawdził temperaturę wody, w której trzymała nogę. Szybko
wrócił do pieca, wziął gar z wrzątkiem i dolał do miski.
- Okoliczne góry odbijają fale radiowe. Poza tym w takich
warunkach atmosferycznych tylko wariat mógłby zdecydować
się na lot - rozwiał jej nadzieje Linc. - No i pamiętaj, że
zboczyliśmy z kursu. Ewentualna wyprawa ratunkowa szukać
nas będzie zupełnie gdzie indziej.
RS
68
A zatem wszystko przeciw nam, pomyślała Charlie,
popadając w jeszcze większą desperację.
- Zatem Kyle i Ryan muszą czekać, aż sami się stąd
wydostaniemy?
- Zgadza się - kiwnął głową Linc. Instynktownie czuł, że im
mniej wie ojej życiu osobistym, tym lepiej. Ale zwyciężyła
ciekawość. - A co z twoimi rodzicami? - spytał, wręczając jej
kubek z herbatą.
- Dzięki - odparła z lekkim uśmiechem i uniosła do ust gorące
naczynie. Nie chciała wracać myślą do tamtych zdarzeń, ale
skoro zwierzenia mogły lepiej usposobić Linca... Zaczerpnęła
tchu. - Rodzice zginęli siedem lat temu w wypadku
samochodowym. Spowodował go pijany nastolatek.
Wiesz, typowy wypadek, o jakich bez przerwy donosi prasa.
Mam tylko Kyle'a i Ryana. Tylko myśmy zostali.
Linc w milczeniu patrzył, jak dziewczyna siorbie herbatę.
Widząc jej pobladłą twarz, uświadomił sobie, że Charlie ciągle
jeszcze tęskni za rodzicami. Uczucie to było mu kompletnie
obce. On z radością uciekł z rodzinnego domu.
- Opowiedz mi o nich - poprosił i natychmiast pożałował
swych słów.
Zaskoczona dziewczyna uniosła głowę. Od tak dawna z nikim
nie rozmawiała o swoich rodzicach. Przyjaciele i znajomi,
którzy znali okoliczności ich śmierci, starali się w rozmowach z
Charlie unikać tego tematu, by nie pogłębiać jej bólu.
- Stanowili parę wspaniałych ludzi. Chyba nikt z moich
kolegów nie miał tak wspaniałych rodziców. Nie byli
szczególnie wykształceni - żadne z nich nie skończyło wyższej
uczelni - ale posiadali wrodzoną inteligencję i życiową mądrość.
Tata świetnie grał w tenisa, a matka uwielbiała pływać. Czasami
ojcu przychodziły do głowy różne wariackie pomysły.
Pamiętam, na przykład, że raz zapragnął polecieć balonem.
Mama zgodziła się, ale pod warunkiem że zabierze się z nim
RS
69
cała rodzina. To fakt, kochali mnie i moich braci; ale najbardziej
kochali się nawzajem.
Linc nie wiedział, jak zareagować na tę historię. Słuchało się
jej jak bajki o cudownym, aksamitnym życiu średnio zamożnej,
amerykańskiej rodziny. Coś kusiło go, by zapytać złośliwie, czy
mieli również psa i domek otoczony białym płotem, ale
poskromił język. Poza tym dziewczyna i tak nie zrozumiałaby
dręczących go uczuć. Do licha, pomyślał. Sądząc z tego, co
powiedziała, różnimy się od siebie jeszcze bardziej niż
początkowo sądziłem.
- Dopiero ty pierwsza w waszej rodzinie poszłaś na wyższą
uczelnię?
- Tak, poszłam pierwsza, ale pierwsi skończą studia Kyle i
Ryan. Dyplomy dostaną za trzy lata. Nie mogę już się doczekać
tej chwili. Spełnią się wszystkie nasze marzenia. Jestem bardzo
dumna z tych chłopców.
Linc zastanowił się chwilę, dlaczego ona nie skończyła
studiów. Doszedł do wniosku, że z powodu śmierci swych
rodziców.
- A ty nie chciałaś studiować?
- Chciałam, ale nie mogłam. Kyle i Ryan mieli wtedy
zaledwie po dwanaście lat. Na szczęście Tom, mimo że nie
miałam żadnej praktyki, zatrudnił mnie u siebie. W przeciwnym
razie stanowy urząd socjalny Kalifornii odebrałby mi chłopców
i opiekę nad nimi powierzył różnym ciotkom i wujkom.
Przeżyliśmy parę trudnych lat... Rachunki, pieniądze... No
wiesz, te rzeczy.
- Musicie się bardzo kochać.
- O, tak. Przetrwaliśmy razem wiele ciężkich chwil. Teraz,
kiedy wracają wieczorem do domu... - urwała. Linc spoglądał na
nią dziwnym wzrokiem. - O co chodzi?
- O twoich braci. Mówiłaś, że ile mają lat?
- Po dziewiętnaście. A czemu pytasz?
- I ciągle mieszkają z tobą?
RS
70
Położył szczególny nacisk na słowo ciągle".
- A co w tym złego? Uczelnia kosztuje bardzo dużo. Poza tym
dochodzą wydatki na jedzenie, prąd i inne rzeczy związane z
prowadzeniem domu. Chłopcy pracują wprawdzie dorywczo tu i
tam, ale zarabianie pieniędzy nie jest ich podstawowym
zajęciem. To moja sprawa. Ponadto Kyle i Ryan potrzebują
spokoju i miejsca do nauki. Akademik nie wchodzi w grę. Tam
panuje ciągle hałas, rozgardiasz...
Lincowi błysnęła myśl, że Charlie mówi o swoich braciach
zupełnie tak, jakby była ich matką. Zastanawiał się, czy
dziewczyna zdaje sobie z tego sprawę.
- No dobrze, mieszkanie. Ale czy nie potrzebują odrobiny
prywatności? A twój chłopak? Nie może nawet zostać na noc?
Tyler nie wiedział, czemu tak naskakuje na Charlie, ale
wyczuł w jej zwierzeniach jakąś fałszywą nutę. A może to
samotność' go zatruwa? Może świadomość tego, że jest sam i
sam musi o siebie dbać, powoduje, że obca jest mu idea domu,
w którym ktoś czeka, gdzie można znalezć oparcie i miłość.
Domu, jaki Charlie stworzyła swoim braciom. A może... może
przemawia przez niego zwykła zazdrość? Ta myśl go
zaniepokoiła.
- Naturalnie, Kyle i Ryan spotykają się z dziewczynami, ale to
nic poważnego - odparła, ignorując świadomie cierpką uwagę
Linca. Stosunki między nimi znacznie się poprawiły i nie było
sensu tego psuć. - Większość czasu poświęcają nauce. Moim
zdaniem to bardzo dobrze. Najważniejsza jest uczelnia. Na
dziewczyny przyjdzie pora. Ale teraz kolej na ciebie. Opowiedz
mi o swoich rodzicach. Dzieciństwo i dorastanie na Alasce to
musi być cudowna sprawa.
Linc nachmurzył się. Zirytowała go nieoczekiwana zmiana
tematu.
- Niewiele jest tutaj do opowiadania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]