[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zerwatywy.
Uśmiechnęła się. Rozpięła stanik. Pozwoliła mu upaść
na podłogę.
- Chcesz powiedzieć, że powinniśmy wejść do wody?
- spytała.
- Słucham? - Jej pytanie nie dotarło do niego. W gło
wie szumiało mu na widok jej piersi.
- Nie wątpisz chyba, że poważnie potraktowałam twoje
słowa, kiedy mówiłeś o kąpieli we dwoje.
- Do diabła, nie! - zawołał.
- Czyżby miał to być tylko podstęp, żebyś mógł mnie
obejrzeć nagą?
- Do diabła, tak! - Uśmiechnął się.
Nie wytrzymała. Podeszła do niego i zaczęła rozpinać
mu koszulÄ™.
- Będziesz kąpał się ze mną, chłopcze. - Roześmiała się,
widzÄ…c jego minÄ™. - I to ja ciebie rozbiorÄ™.
Dla Anny była to wspaniała nagroda. Od dawna ma
rzyła o tym, by rozebrać Granta. Kolejno rozpięła gu
ziki i zdjęła 7. niego koszulę. Cofnęła się odrobinę, by
z zachwytem przyjrzeć się jego muskularnym ramionom.
Równa opalenizna wskazywała, że miała do czynienia nie
z gryzipiórkiem, który całe dnie spędzał przy biurku i pil
nował, żeby nie zabrudzić starannie wypielęgnowanych
paznokci, ale z mężczyzną, który nieraz pracował w pocie
czoła na świeżym powietrzu.
Z sercem w gardle pogłaskała go po piersi. Coraz niżej
i niżej, aż do klamry paska.
- Pomóc ci? - spytał głosem chrapliwym z pożądania.
- Nie. Wszystko jest pod kontrolą. - Kłamała. Kiedy
rozpięła pasek i suwak i gdy zsunęła aż do kostek spodnie
i bokserki, niczego już nie miała pod kontrolą.
- Wzięłam sobie do serca to, co powiedziałeś o myciu
mnie, wiesz? - powiedziała. Weszła do wanny i usiadła.
Gorąca woda przyjemnie pieściła jej skórę.
Po chwili Grant siedział naprzeciw niej.
- Nie mamy mydła - powiedział.
- Możemy udawać.
Uśmiechnął się. Pochylił się i zaczął zacierać ręce, jak
by trzymał w nich kostkę mydła. Anna oparła się wygod
nie i czekała. Czuła, jak serce usiłuje rozbić jej żebra. To
było czyste szaleństwo. Wszystko. Miejsce, w którym się
znalezli, to, co robili... Cały ten deszcz tłukący w dach
jak karabinowe kule.
Zaczął od stóp. Głaskał je i masował. Długimi, powol
nymi ruchami, dopóki nie wypuściła powietrza, które za
trzymała w płucach.
Potem kostki i Å‚ydki.
Gorąca woda działała kojąco i Annie zaczęło się lekko
kręcić w głowie.
Grant tymczasem dotarł już do kolan i ud. Najpierw
z zewnątrz, potem ostrożnie wsunął dłonie do środka.
Rozchylił je nieco i dotarł do końca. Anna wciągnęła po
wietrze przez zaciśnięte zęby. Pragnęła, żeby nie prze
stawał, żeby wsunął się jeszcze dalej. Ale on był okrutny.
Torturował ją słodko, drażnił i podniecał.
Cały czas poruszał się bardzo powoli. To się zbliżał, to
oddalał, lecz wciąż nie pozwalał jej dotrzeć do końca. Kre
ślił gorące ślady na jej coraz bardziej wrażliwej skórze.
Anna zaczynała płonąć z pożądania.
- Proszę... - wyszeptała.
%7łarłoczny wzrok Granta pochłaniał widok jej piersi
z twardymi sutkami.
- Myślałem, że mam cię umyć całą.
- Tak - wychrypiała.
- W porządku, kochanie. Rozsuń nogi.
Nie musiał długo czekać.
- Tak - powiedział zduszonym głosem. - Jesteś pięk
na, Anno.
Anna zagryzła wargi i czekała niecierpliwie. Wresz
cie doczekała się. Poczuła jego dłoń tam, gdzie chcia
ła. Krzyknęła głośno. Grant doskonale wiedział, co robił.
Nie był nowicjuszem. Pieścił ją po mistrzowsku.
Uda Anny rozchyliły się jeszcze bardziej.
- Wystarczy - powiedziała.
-Co?
- Wystarczy już tego. - Gorączkowo szperała pod wo
dą, aż w końcu znalazła jego męskość i zacisnęła w dłoni.
- Tego chcÄ™... W sobie.
Poczuła przypływ nowej energii. Podniosła się, po
pchnęła Granta, aż opadł plecami na krawędz wanny,
i usiadła na nim. Powietrze gwałtownie opuściło jej płu
ca. Grant jęknął głucho i gwałtownie podrzucił biodra do
góry. Chwycił ją w pasie.
Woda pryskała dookoła, lecz żadne z nich tego nie
zauważało. Para wypełniała pomieszczenie gęstą zasło
ną. Grant zamknął w dłoniach jej piersi, zacisnął w pal
cach nabrzmiałe sutki. Krew w jej żyłach krążyła coraz
szybciej. Rozgrzana skóra reagowała na najlżejsze
dotknięcie.
Grant nie ociągał się. Podczas gdy ona unosiła się
i opadała, on energicznie pieścił jej piersi. Z wolna Anna
przestawała dostrzegać otaczający ją świat. Pozostało jej
już tylko niespełnione pragnienie. I oczekiwanie spełnie
nia. Aż wreszcie stało się...
Opadła Grantowi na pierś. Z trudem łapała powietrze.
Ich ciała drżały w spazmatycznych skurczach rozkoszy.
Grant objął ją i pocałował. Potem szepnął jej prosto
do ucha:
- Przepraszam, Anno.
Długą chwilę trwało, zanim zrozumiała jego słowa.
-Za co?
- Nie zabezpieczyłem nas.
- Wszystko w porządku - powiedziała cicho. Nawet
nie wiesz, jak bardzo, pomyślała.
- Nie. Powinienem był...
- Przestań, proszę. - Nie chciała tracić tej tak cudow
nej chwili. Grant trwał bez słowa i Anna czuła, jak bar
dzo wściekły był na siebie. - Posłuchaj. - Usiadła. Zbli
żyła twarz do jego twarzy i pocałowała go prosto w usta.
- Nic by nie zmieniło, gdybyś włożył coś...
- Oczywiście, że zmieniłoby. Już kiedyś o tym rozma
wialiśmy i wtedy jasno ci powiedziałem. - Zaklął cicho.
- To przez ciebie. - Przygryzł lekko jej dolną wargę. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]