[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Moneta znowu wystrzeliła do góry, zniknęła i pojawiła
się ponownie jako jednopensówka.
Starając się nie okazać podziwu, który wzbudził w nim
ten popis, stary lokaj poprawił wymięte nogawki swoich
bryczesów.
- Tak to już jest na tym świecie. Młodsza panienka jest
trochę wstydliwa, ale moja pani już sobie znalazła wice
hrabiego. Teraz codziennie przy schodach czeka jakaÅ›
niespodzianka. Podobno ten młody dżentelmen nie szczędzi
grosza swoim sługom. Niedługo będzie nam się wszystkim
niezle powodzić.
106
KLEJNOT
- No to pewnie gratulacje sÄ… jak najbardziej na
miejscu. Czy ta młoda pani wygląda na zadowoloną
ze swojego wyboru? Nie musi użerać się z jakimś
starym dziwakiem, co?
Służący wzruszył ramionami.
- Dosyć szczęśliwa, powiedziałbym. Wicehrabia nie
jest może najpiękniejszy, ale jest młody. Nie ma co
narzekać.
- To dobrze. Młoda dama, którą opiekował się mój pan,
ma diabelski języczek. Dała mu kiedyś niezle popalić.
Starzec zachichotał.
- Moja pani też ma niezły charakterek. Nie spodobał jej
się przyjaciel tego wicehrabiego. Słyszałem, jak kiedyś
wygarnęła mu na środku ulicy wszystko, co o nim myśli.
A Simmons mówił, że widział, jak rzuciła w niego
poduszką. Prawie by mu wytrąciła filiżankę z ręki, a on
oblałby sobie całe spodnie. Pewnie nie byłoby mu wtedy
przyjemnie.
Jednopensówka zamieniła się w dwie srebrne monety,
a potem trzy, które kręciły się nieustannie w świetle latarni
i przeskakiwały z jednej dłoni O'Toole'a do drugiej. Ten
uśmiechał się tylko z zadowoleniem.
- Pewnie nie bardzo. To mi przypomina pewnego
markiza, u którego kiedyś pracowałem. Ten człowiek miał
w sobie diabła. Jego żona to była cicha, ładna kobietka.
Nigdy nie wiedziała, jak sobie poradzić z mężem, kiedy
wpadał w taki szał. Choć trzeba przyznać, że nigdy na nią
nie krzyczał. Brał konia i jechał nie wiadomo gdzie
i wracał, kiedy koń był już spieniony. Przepraszał wtedy
chłopaków, co to ich wcześniej niezle zbeształ, a potem
szedł do domu i uśmiechał się, jakby nigdy nic.
107
Starzec mimowolnie wpatrywał się w wirujące przed
nim krążki srebra.
- To prawie tak samo jak z mojÄ… paniÄ…. Zrobisz coÅ› zle,
to cię tak zruga, aż ci w pięty pójdzie, ale jak zrobisz
dobrze, to da ci ostatnie pieniÄ…dze, jakie ma w kieszeni.
- Roześmiał się cicho do siebie. - Młodzi szybko się przy
niej uczÄ… dobrej roboty, o tak.
- Taka dama potrzebuje pewnie silnego faceta za męża.
MÅ‚ody wicehrabia siÄ™ nie denerwuje, kiedy ona rozpuszcza
język? - Monety zniknęły w okamgnieniu. O'Toole pochylił
się, by wyjąć jedną z nich z kieszeni starca.
- Na razie nie miała powodu, żeby na niego krzyczeć.
Z tego, co słyszałem, to gruchają do siebie jak dwa gołąbki.
- Stary lokaj zaczął ukradkiem przeszukiwać inne kieszenie.
- To dziwne. - Druga moneta znalazła się za uchem
konia. - Mój markiz zawsze krzyczał na córkę, kiedy
zrobiła coś złego, ale potem tak ją rozpieszczał i rozbawiał,
aż znowu się roześmiała. Kiedy tylko trochę podrosła,
zaczęła mu się odgryzać. Bezczelne, rozpuszczone dziecko.
Ale wszyscy widzieli, że tak naprawdę to oboje się
uwielbiają. Sądzę, że dama z takim charakterkiem powinna
właśnie tak traktować tego, za kogo chce wyjść.
Lokaj wzruszył ramionami i podniósł się z miejsca, gdy
kilku służących zbiegło po schodach, by odszukać zamó
wione powozy.
- Chyba nie wypada młodej damie wrzeszczeć na
zalotnika, co?
Kiedy jeden z posłańców zbliżył się do nich, O'Toole
schował srebrne monety.
- I udawać kogoś innego do samego ślubu, tak? Rzeczy
wiście, to dopiero dobre.
108
KLEJNOT
Służący pana Montague'a odszedł w stronę swego
powozu, przywołany przez posłańca. Starzec podrapał się
po głowie i przyglądał mu się przez chwilę. Rudowłosy
młodzik był trochę dziwnym lokajem, ale wyglądał na
porządnego chłopaka.
Ostrożnie, tak na wszelki wypadek, przeszukał jeszcze
raz kieszenie. Srebrna moneta, którą wyjął ze spodni,
połyskiwała delikatnie w świetle latarni. Dla porządku
spróbował ją nadgryzć. Prawdziwa, żadna tam iluzja.
Mamo, nie wiem, co zrobić, żeby on mi się wreszcie
oświadczył. - Marianna zignorowała swoje odbicie w lustrze
i odwróciła się do matki, która próbowała właśnie wypros
tować kokardę na jej plecach.
- Gdyby był tutaj James, porozmawiałby z nim. To
nie może się ciągnąć tak długo bez oficjalnych zaręczyn.
Może to ja powinnam pomówić z tym dżentelmenem.
- Ostatnia propozycja wypowiedziana została takim to
nem, iż prawdopodobieństwo jej wykonania równało
siÄ™ zeru.
Marianna zagryzła wargi i odwróciła się z powrotem
do lustra, by sprawdzić, jak prezentuje się na jej szyi
naszyjnik z pereł. Pan Montague obiecywał wcześniej, że
fałszywy naszyjnik z rubinem będzie gotowy na długo
przed balem. Próbowała nie myśleć o łagodnych napo
mnieniach matki. Poświęcała Darleyowi mnóstwo czasu,
tracąc w ten sposób innych zalotników. Jeśli wicehrabia
nie poprosi o jej rękę, jej reputacja zostanie nadszarpnięta
i już nigdy nie znajdzie odpowiedniego męża. Nie mogła
znieść takiej myśli.
109
PATRICIA RICE
- Wiem, że to wszystko wina pana Montague'a - oznaj-
miła głośno, żałując natychmiast, że nie ugryzła się
wcześniej w język. Szybko dodała: - Wiem, że lady
Agatha jest mi przychylna. Może porozmawiałabyś z nią
gdzieś na uboczu dziś wieczorem, a ona już namówiłaby
Darleya, by poprosił mnie o rękę.
- To dosyć stanowcza dama. - Lady Grace wciąż nie
była przekonana co do konieczności swego udziału w za
ręczynach Marianny. Cofnęła się o krok i przyjrzała swemu
dziełu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]