[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pośrodku leśnej polany, z zaglądającymi do okien
ośnieżonymi iglakami i biegającymi po nich wiewiórkami,
mogła stanowić idealne tło dla wspólnego wyjazdu. Cisza,
spokój, kontakt z naturą. O czym tu jeszcze marzyć?
Pakując się, pomyślałam, że w zasadzie liczę na cud. Dwa
dni pośrodku pełnego białego puchu lasu mogły przecież
sprawić cuda. Wieczór przy kamiennym kominku, luzna
rozmowa ze znajomymi, trochę czerwonego wina, wspólna
sypialnia. Tam Igor z pewnością nie umknie mi do żadnego
gościnnego pokoju. Skoro jechaliśmy w trzy pary,
zwyczajnie nie znajdzie innego miejsca do spania.
Wsunęłam do walizki fioletowy koronkowy komplet
bielizny, gorset i samonośne pończochy te same,
w których prawie odmroziłam sobie tyłek pamiętnego dnia
pod ratuszem. Wzięłam nawet szpilki na litość boską,
czy kobieta może być bardziej zdesperowana? Ponad
dziesięciocentymetrowe szpilki z imitacji wężowej skóry
na wyjazd do tej głuszy! Nie, nie zamierzałam chodzić
w nich po śniegu&
Igor wydawał się bardzo zadowolony z wyjazdu, co
i mnie znacznie poprawiło nastrój. Z rosnącym
zniecierpliwieniem wyczekiwałam na sobotę, w duchu
wizualizując zaiste gorące scenki. Korzystając
z głębokiego snu gospodarza i jego gości, kochamy się
przy kominku. W lesie, gdzie oparta o wysoką sosnę
rozpinam kurtkę, pozwalając mężowskim dłoniom wsunąć
się wszędzie tam, gdzie tylko chcą. W drewnianej sypialni
z pięknym belkowanym sufitem, pod prysznicem,
w samochodzie, na sofie i rozłożonych na podłodze
skórach. Rany Julek, dziewczyno, wez zimną kąpiel
przywołałam się do porządku, pakując na wierzch walizki
stary gruby sweter. Nad tym, kiedy ostatnio spałam
z mężem, wolałam się nie zastanawiać& Chyba
z początkiem grudnia.
W sobotę wyjechaliśmy parę minut po dziewiątej. Igor
chciał wyruszyć znacznie wcześniej, ja ponoć zbyt długo
się guzdrałam i od samego początku w aucie panowała
dość napięta atmosfera. Naprawdę wierzyłaś, że głupi
wyjazd coś zmieni, naiwna idiotko? pomyślałam,
włączając radio. Trafiłam na wiadomości sportowe,
jednak nie zmieniłam rozgłośni. Wszystko było lepsze od
ciężkiego milczenia, w jakim połykaliśmy kilometry.
Igor odezwał się dopiero po jakichś czterdziestu
minutach i bynajmniej nie zagaił przyjacielskiej
pogawędki.
Mapę podaj ze schowka mruknął.
Proszę.
Nie podziękował. Po co? %7łonie? Przecież byłam pod
ręką&
Na miejsce dotarliśmy przed jedenastą. Drewniany
domek z bali wydał mi się jeszcze bardziej urokliwy, niż
go zapamiętałam. Zasypany śniegiem w blasku ostrego,
zimowego słońca sprawiał wrażenie wyjętego z filmowej
scenerii. Ostre szpikulce sopli zwisały z rynien, topiąc się
pośrodku niezapowiadanej odwilży, a wydeptana
w głębokim śniegu ścieżka sprawiała wrażenie gościnnego
drogowskazu.
Wszelki duch Pana Boga chwali! Co tak pózno?!
przywitał nas w progu Krzysztof. Magda się kąpie, zaraz
do nas przyjdzie. Wchodzcie, wchodzcie. Najlepiej od
razu się rozpakować!
A Szczepan z Justynką gdzie? zainteresował się mój
mąż, ledwo weszliśmy do środka.
Skrzywiłam się. Justynka, oczywiście! Igor zawsze
wodził za nią maślanym wzrokiem, nic więc dziwnego, że
pyta o nią już w pierwszych słowach. Tleniona małpa!
pomyślałam z niechęcią, przypominając sobie nasze
ostatnie spotkanie. Justysia była wtedy z nami
w Kazimierzu nad Wisłą. Szczepanowi wypadła jakaś
ważna medyczna konferencja i chociaż na jej miejscu
w takiej sytuacji zostałabym w domu, ona zabrała się
z nami. Pojechaliśmy w trójkę i spędziłam trzy najbardziej
koszmarne dni w historii mojego małżeństwa. Justysia nie
miała skrupułów kokietowała mojego męża, na moich
oczach jawnie z nim flirtowała. Igor nie pozostawał
oczywiście obojętny na umizgi tej żmii, za to ja, coraz
bardziej przygaszona, upokorzona i wściekła, snułam się
za nimi potrzebna niczym piąte koło u wozu. Po powrocie
z Kazimierza tak się z Igorem pożarłam, że padło nawet
słowo rozwód . Oczywiście powiedział, że histeryzuję,
i nawet nie próbował spojrzeć na to wszystko moimi
oczyma. Standard&
Macie ochotę na krupnik? zapytał Krzysztof, kiedy
Igor otrzepując buty ze śniegu, wniósł do domku dwie
nasze walizy.
Były czasy, w których pakowaliśmy się do jednej,
wspólnej& Zrobiło mi się smutno.
Chyba że od razu przejdziemy do degustacji czegoś
mocniejszego? Brandy, wiśniówka, Jaś Wędrowniczek&
Czego sobie życzycie? dociekał gospodarz.
Poprosiłam o herbatę z cytryną, Igor skusił się na
odrobinę whisky.
Pomyśleliśmy z Madzią, że obiad zjemy w pobliskiej
karczmie. Pół godzinki spacerku przez zaśnieżony las
i jesteśmy na miejscu. Wzięłaś wygodne buty, Agusiu?
zwrócił się do mnie.
Szpilki zażartowałam, chociaż w sumie była to
nawet prawda.
Szpilki, razem z komplecikami seksownej bielizny,
czekały na swoje pięć minut w walizce.
Krzysztof roześmiał się głośno, Igor siedział z ponurą
miną, wpatrując się w ogień. Czyżby wciąż był
rozczarowany, że nie dotarła blond Justynka?
Hej, kochani! Magda zjawiła się w salonie jakąś
minutę pózniej.
Cześć ucałowałyśmy się szczerze ucieszone żona
Krzyśka była jedną z nielicznych znajomych mojego męża,
które naprawdę lubiłam.
Pogodna, dowcipna, spontaniczna. Z wykształcenia była
geografem, jednak od paru lat z dość dużym powodzeniem
zajmowała się garncarstwem. Z tego, co wiedziałam, jej
ceramika trafiła nawet na prestiżowe targi wnętrzarskie
w Mediolanie, gdzie zdobyła uznanie w oczach
odwiedzających. Słowem dziewczyna miała talent
w rękach. Sami mieliśmy w domu kilka fajansowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]