[ Pobierz całość w formacie PDF ]
synów rozpoczynało naukę, odczuwano to szczególnie mocno.
Obowiązkowy strój ucznia stanowił granatowy mundurek z kolorowymi patkami na
kołnierzu. U mnie zielonymi, u Jurka żółtymi, u Witka granatowymi, a u Olka czerwonymi.
Do tego powinien być granatowy albo czarny krawat oraz szerokie spodnie zapinane pod
kolanami tzw. pumpy takie same, w jakich niegdyś Witek przyjechał z Ameryki, a
które teraz stawały się modne i u nas. Ubranie ucznia uzupełniały czarne pantofle i wzorzyste
podkola- nówki oraz czapka dla każdej szkoły inna, ustrojona znaczkiem.
Najpierw staraliśmy się o jak najszybsze skompletowanie naszego umundurowania, a
pózniej, po kilku tygodniach, przekonaliśmy się, ile niedogodności niesie ze sobą ten
uczniowski strój. Nawet nie to było najgorsze, że od umundurowanego ucznia żądano wzoro-
wego zachowania i każda nasza swobodna lub zbyt głośna rozmowa w pociągu, w kinie lub
na ulicy kończyła się zwróceniem uwagi przez jakąś nie znaną nam osobę ale szybko
okazało się, że po jednym meczu koszykówki na szkolnym boisku spodnie były strasznie
zakurzone, trudne do oczyszczenia, a upadek na pełnym żwiru boisku groził dziurą na
kolanie. Natomiast pończochy miały tajemniczą dla mnie skłonność do gwałtownego
przecierania się i prawie codziennie wracałem do domu z dziurą na pięcie. Bardzo się tego
wstydziłem i starałem się nigdy nie wyprzedzać żadnej znajomej lub nieznajomej koleżanki.
Po kilku tygodniach, gdy jeszcze było ciepło, powróciłem do harcerskiego mundurka i
zakładałem trampki, w których cholewki zakrywały kompromitujące mnie pięty.
Czapki szkolne nosiliśmy tylko przez kilka pierwszych tygodni. Mieliśmy już dosyć ciągłych
uwag nieznajomych przechodniów. Po pewnym czasie prawie wszyscy chodziliśmy w
cyklistówkach. Były płaskie, a więc dobre do ukrycia w teczce. Dopiero w pobliżu szkoły
stroiliśmy głowy w służbowe" nakrycia, choć muszę przyznać, że nikt w szkole nie
kontrolował sposobu naszego ubierania się, a włożenia mundurka żądano tylko podczas
udziału szkoły w różnego
rodzaju uroczystościach połączonych z przemarszem ulicami.
*
Rok szkolny rozpoczął się w sobotę 1 września nabożeństwami % w kościołach.
Na dworcu w Pruszkowie zgromadziło się niespodziewanie dużo odświętnie ubranej
młodzieży. Było nas kilkudziesięciu z całego9 -miasta. Na razie trzymaliśmy się w gronie
najbliższych: Jurek . z Giżyckiego, Witek z Reja, Olek z I Miejskiego, Julek Mazur ki e^
wicz z Lelewela, Heniek Kaleta z technicznej kolejowej oraz Janek Kiffer z seminarium
nauczycielskiego. Ci dwaj ostatni byli kolegami Jurka, ale razem z nami opalali się i pływali
na gliniankach,; W oczekiwaniu na pociąg witaliśmy się, ucieszeni tym powakacyj-^ nym
spotkaniem. Nasi znajomi przedstawiali nam nieznajomych, tak że przed nadejściem pociągu
poznałem już prawie wszystkich. Osób*- no, w innym miejscu peronu, stała duża grupa
dziewcząt, uczennic warszawskich szkół.
Gdy nadjechał nasz pociąg, w wagonie dla uczniów panował ogromny tłok, ale jadąc po
raz pierwszy do szkoły chcieliśmy wykorzystać przysługujący nam przywilej podróży w
zarezerwowanych przedziałach. Na warszawskim dworcu rozstałem się z kolega-, mi. Każdy
z nas wędrował do innego kościoła.'
Msza dla uczniów naszego gimnazjum odbywała się w kaplicy na Moniuszki. Nie było
Dzidka, nie znałem tam nikogo. Po nabożeństwie powróciłem do Pruszkowa.
Jak zwykle przed wieczorem spotkaliśmy się na ulicy Kościuszki, aby do póznej nocy
spacerować po alejkach parku Sokoła". Zapamiętałem, że w ten ciepły wieczór.nikt z nas
nie pochylił się po kij leżący obok dróżki, aby-rzucać nim w duże, dojrzewające kasztany. Po
raz pierwszy zrozumieliśmy, że już nie wypada nam za- i bawiać się strącaniem kasztanów i
wycinaniem z nich różnych za- i bawek. Spacerując powoli i dostojnie, mówiliśmy o planach
i zamierzeniach, dzieliliśmy się naszymi wrażeniami z pierwszego spotkania z nowymi,
jeszcze mało znanymi kolegami. Wydawało m nam, że osiągnęliśmy już tak wiele. Wszystko
co dobre i ciekawe || I było przed nami. Mieliśmy otwarte drzwi do wielkiej i wspaniałej I
przyszłości
W poniedziałek 3 września, przed siódmą, z ołówkiem w kie* szeni i z zeszytem w ręku,
znowu spotkaliÅ›my siÄ™ przed dworce®
wg
Na peron wychodziło się okazując w przejściu dokładnie sprawdzany bilet. My, dzieci
kolejarzy, otrzymywaliśmy bezpłatne bilety roczne. Dla wygody pasażerów było wtedy i
drugie wejście, z budką biletera, na wprost wysypanej żużlem i miałem węglowym czarnej
drogi", prowadzącej wzdłuż torów kolejowych na %7łbików. Aby z peronu przed dworcem
dostać się na dwa pozostałe perony, należało przejść przez tory, rozglądając się, czy nie
nadjeżdża jakiś pociąg, widoczny już z daleka, gdyż mocno zużyte parowozy bardzo dymiły i
wypuszczały ogromne ilości pary.
Mieliśmy .wtedy do dyspozycji trzy pociągi przyjeżdżające przed ósmą do Warszawy.
Aby nie spóznić się do szkoły, musiałem jezdzić tymi wcześniejszymi. Przyjeżdżając
pociągiem z Grodziska, mniej zatłoczonym, miałem dość dużo czasu i mogłem iść wolno,
rozglądając się po warszawskich ulicach. Wybierając pózniejszy pociąg, ze Skierniewic,
wsiadałem do tramwaju na Złotej i szybko dojeżdżałem do skrzyżowania %7łelaznej z Prostą.
Jurek musiał wyjeżdżać pół godziny wcześniej, gdyż gimnazjum Giżyckiego było dość dale-
ko, na Mokotowie, w pięknym parku, nazwanym Królikarnią.
Pociąg, którym jezdziliśmy do Warszawy, składał się z około dziesięciu krótkich i bardzo
już przestarzałych wagonów, zakończonych odkrytymi pomostami, połączonych ze sobą
przejściem, zabezpieczonym łańcuchami. Wewnętrz wagonów przechodziło się pomiędzy
dwoma szeregami Å‚awek.
Niektóre pociągi składały się z innego typu wagonów, dziesię- cioprzedziałowych. Do
każdego przedziału było osobne wejście z drewnianych stopni, ciągnących się wzdłuż
wagonu. Te liczące już około pięćdziesięciu lat dwuosiowe wagony spadek po państwach
zaborczych przy szybkiej jezdzie hałasowały i trzęsły się niemiłosiernie. Czteroosiowe
wagony, nazywane pulmanami, spotykało się tylko w pociągach pospiesznych.
W zimie podłączano do pociągu specjalny wagon ogrzewczy. Oświetlenie było gazowe, z
butli umieszczonej pod wagonem O zmroku konduktor przychodził do wszystkich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]