[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gotów był obracać koła młyńskie, byle tylko uczynić ją szczęśliwą. Ofiarował jej
wszystko, co miał, ze sobą włącznie. Obsypywał ją biżuterią, prezentami, waka-
S
R
cjami za granicą... wszystkim, o czym dusza zamarzy, ale i tak żył cały czas w stra-
chu, że ona pokocha kogoś innego i go opuści. Ale nie powinien się tym dręczyć.
Matka nie była zdolna do jakiegokolwiek głębszego uczucia... była tylko piękną,
pustą lalką.
- Zdarzają się takie kobiety - powiedziała, desperacko pragnąc go objąć i sca-
łować z jego twarzy rozpacz i żal. - Być może twoja matka taka była.
- Być może. - Utkwił srebrzyste oczy w jej pobladłej twarzy. - Ale z takim
dziedzictwem Barbara nie ma szans...
- Jesteś niemądry! - odparowała z rosnącą złością, ponieważ jego upór zaczy-
nał działać jej na nerwy. - Trzeba wychodzić życiu naprzeciw i wyciągając wnioski
z otrzymanej lekcji, otwierać następny rozdział. Barbara właśnie tak postąpiła.
Zdecydowała się pozostawić problemy rodzinne za sobą i sięgnąć po szczęście, któ-
re może mieć z Craigiem. A tobie po prostu brak odwagi, żeby to zaakceptować!
Jeśli tego nie uczynisz, stracisz ją na zawsze, Reece - powiedziała niemal błagal-
nym tonem. - Pod tym względem ona jest do ciebie bardzo podobna i nie rzuca
słów na wiatr, więc jeśli od razu jej nie przeprosisz, nie naprawisz wszystkiego i nie
zaakceptujesz Craiga po prostu dlatego, że ona go kocha i go wybrała... Och, Ree-
ce, będziesz tego żałować do końca życia!
- Mała bojowniczka o sprawiedliwość, prawdę i dobro - wycedził.
Jego ironia była zjadliwa, miała niszczącą moc. Miriam wykonała gwałtowny
ruch ręką, jakby chciała uderzyć go w twarz, ale w ostatniej chwili ręka jej opadła.
Ujrzała jeszcze tylko jego oczy pociemniałe z wściekłości, a potem nieoczekiwanie
poczuła na ustach smak jego ust, gdy chwycił ją w objęcia, odchylił do tyłu i z całej
siły, jakby chciał sprawić jej ból, przycisnął do siebie. Zaczęła się z nim szamotać,
aż wreszcie obydwoje stracili równowagę i runęli na stojącą z boku skórzaną kana-
pę.
Nadal z nim rozpaczliwie walczyła w ciszy, a fale gniewu, bólu, miłości i dzi-
kiego pożądania zalewały ją na przemian, aż wreszcie zrozumiała wpółprzytomna
S
R
w jego mocnym, gniotącym uścisku, że walki tej nie może wygrać. Kochała go
przecież! Nawet w bólu i złości kochała go całym sercem. Ale on jej nie kochał...
Kierowała nim tylko ślepa, fizyczna żądza. Tak naprawdę w ogóle o nią nie dbał...
Ta świadomość dodała jej sił.
- Proszę, przestań - przemówiła, otwierając zaciśnięte powieki. - Proszę...
Znieruchomiał na chwilę, po czym jednym zwinnym ruchem powstał z kana-
py. Nim zdążył coś powiedzieć, przebiegła przez pokój, otworzyła drzwi i popędzi-
ła przez hol, jakby ścigały ją demony.
W kuchni bezwładnie oparła się o ścianę, zaskoczona gwałtownością własnej
reakcji. Miała mnóstwo pracy, ale patrząc nic nie widzącym wzrokiem przez okno
na świat przypominający świąteczną pocztówkę, myślała tylko o Reece'u.
Musiał naprawić swoje stosunki z Barbarą, powtarzała sobie z desperacją.
Utraty siostry nigdy nie przeboleje... Nie powinna się z nim kłócić, prowokować
go... Potrząsnęła głową, świadoma własnej głupoty. Nie powinna dopuścić, by ta
rozmowa potoczyła się w takim kierunku! Doprowadziła go tylko do jeszcze więk-
szej pasji, a przecież weszła do salonu, aby go uspokoić...
Jęknęła głośno, podchodząc do ekspresu i nalewając sobie mocnej, czarnej
kawy. Powinna zabrać się do pracy, której miała w bród, i przestać zaprzątać sobie
głowę czymś innym. Chociaż teraz nie było już pewności, czy wesele odbędzie się
w tym domu. Czy w ogóle się odbędzie...
Och, dlaczego Reece zachowywał się tak szczerze, aż do bólu? Dlaczego nie
potrafił pójść na kompromis, jak większość normalnych ludzi? Cóż, w gruncie rze-
czy podziwiała w nim tę niszczycielską, skrupulatną szczerość.
Mitch wraz z pozostałymi pracownikami zjawili się dopiero o dziesiątej, gdy
śnieg przestał już padać. W kuchni wrzało teraz jak w ulu. Miriam nie wspomniała
bratu o kłótni, jakiej była świadkiem. Uznała, że byłaby nielojalna wobec Reece'a i
Barbary. Wiedziała, że jeśli stałoby się najgorsze i Barbara nie wróciłaby po ślubie
do tego domu, Reece z pewnością wywiązałby się z umowy finansowej.
S
R
Panie Boże, nie pozwól, aby tak się stało, modliła się rozpaczliwie. Jeśli Ree-
ce straci Barbarę, stanie się ruiną człowieka... Wiedziała, że kocha swą siostrę, mi-
mo jego uroczystych zapewnień, że nie istnieją między ludzmi głębsze uczucia.
Udowodnił swą miłość i troskę, choćby tym, że wtrącił się w jej prywatne sprawy.
O ileż łatwiej było milczeć i czekać na rozwój wypadków! Och, gdyby tylko nie
był taki uparty i nie chciał za wszelką cenę mieć racji... Nóż, który trzymała w ręce,
ześlizgnął się i o mały włos nie przekroiła sobie palca. Barbara była taka sama jak
on - tak samo uparta. Jeśli powiedziała, że go nienawidzi...
Stanowczo potrząsnęła głową i zmusiła się do uważniejszego krojenia papry-
ki. Dwie godziny pózniej, gdy zmęczona jadła kanapkę, usłyszała nad sobą głos
Reece'a:
- Czy możemy chwilę porozmawiać? - Stał w drzwiach i uważnie jej się przy-
glądał. Często przyłapywała go na takim dziwnym, czujnym spojrzeniu, jakby cze-
goś po niej oczekiwał.
- Oczywiście. - Ze względu na innych zmusiła się do uprzejmego uśmiechu i
szybko wstała.
Podążając za nim korytarzem, miała dziwne wrażenie, że udaje się w całkiem
nieznanym kierunku.
- Chciałem cię przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie - powiedział,
gdy znalezli się sami w pustym holu. Twarz miał ciągle napiętą i chmurną. - Za-
chowałem się niewybaczalnie...
- Byłeś tylko zdenerwowany - przerwała mu zbyt wysokim głosem, świadczą-
cym o psychicznym napięciu. - Wiem, że nie powinnam się wtrącać...
- Miriam, nie próbuj tłumaczyć tego, co niewybaczalne i pozwól mi dokoń-
czyć. - Westchnął, jakby go rozdrażniła. - Wiem, że próbowałaś pomóc, a ja straci-
łem nad sobą panowanie. Widziałem się z Barbarą i Craigiem... - Urwał nagle, a
ona rzuciła mu szybkie, przenikliwe spojrzenie. - Rozmawialiśmy ponad godzinę...
Miałaś rację, Miriam. Myślę, że między nimi naprawdę... coś jest.
S
R
- Och! - Ulga po usłyszeniu tych słów niemal przyprawiła ją o zawrót głowy.
- Powiedziałeś im to?
Powoli skinął głową.
- Ofiarowałem gałązkę oliwną, a Craig był na tyle uprzejmy, że ją przyjął.
Znów więc żyjemy w pokoju i harmonii. Zadowolona? - Spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie masz już powodu do zmartwień, a wiem, że się martwiłaś - dodał, a gdy cicho
przytaknęła, wykrzywił nieznacznie usta. - Teraz już możesz przestać. Barbara po-
ślubi swego księcia z bajki i będą żyli długo i szczęśliwie. Nie zrujnowałem jej ży-
cia.
Nie martwiłam się o Barbarę! - krzyczało jej serce. Czy ty tego nie widzisz?
Czyżbyś naprawdę był aż tak ślepy...? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •