[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy to znaczy, że nigdy nie jechałaś na motorze? Biedne dziecko!
Nie możemy wziąć samochodu?
Nie, bo potrzebna jest ciężarówka, żeby przewiezć rzeczy.
Abbey pokiwała głową. Rzeczywiście, oprócz kosza i termosu widziała
jeszcze parę pudeł pełnych wszelkich artykułów. Jakby Janice miała spędzić
miesiąc w puszczy!
Przynajmniej nie umrzemy z głodu stwierdziła filozoficznie.
A to by się mogło zdarzyć, gdybyś miała nałowić ryb na kolację.
Flynn założył kask i wspiął się na motor. Wsiadaj.
Abbey uparcie stała na chodniku.
Rozumiem, że Frank potrzebuje ciężarówki. Ale przecież moglibyśmy
wziąć mój samochód.
O, nie chciałabyś, żeby się znalazł tam, dokąd jedziemy!
Pocieszająca wiadomość, pomyślała Abbey. Poddała się i włożyła kask.
Poza tym, w ten sposób możemy porozmawiać! przekrzykiwała ryk
motoru.
Coś w tym rodzaju! odkrzyknął Flynn. Trzymaj się!
Wyjechali z miasta i po paru milach przebytych gładką asfaltową szosą
Abbey zaczęła się odprężać. Jazda na motocyklu pewnie nigdy nie będzie jej
ulubionym zajęciem, ale nie było tak zle, jak się spodziewała. Kask nie był
ciężki ani nieznośnie gorący, odkryła też, że podmuch wiatru nie dokucza
tak bardzo, kiedy przytuli się mocno do Flynna. Objęła go mocno w pasie,
wtedy było także cieplej. Dotyk silnego ciała dodawał jej otuchy, zamknęła
oczy i oparła się błogo o plecy Flynna.
Flanelowa koszula łaskotała ją w policzek, pod palcami czuła twarde
żebra.
Dziesięć mil za miastem zjechali z szosy w wąską boczną drogę. %7łwir
chrzęścił pod kołami, z tyłu za nimi ciągnęła się wstęga pyłu. Dobrze, że się
nie zatrzymali, bo z pewnością Abbey udusiłaby się w tym tumanie kurzu.
Wkrótce skręcili w polną drogę. Abbey już otwierała usta, żeby zapytać,
jak daleko jeszcze, kiedy motor podskoczył na wybojach i przycięła sobie
język. Zanim mogła znowu mówić, Flynn zatrzymał motocykl pod
największym dębem, jaki w życiu widziała.
Dobrze, że nie jechałeś szybciej przez ostatni kawałek powiedziała
trochę niewyraznie.
Miałbym rozbić swoją zabawkę? To przez te wyboje nie wzięliśmy
samochodu. Poza tym, żużel zle wpływa na lakier.
Nie martwiłabym się w tej chwili o lakier. Chyba straciłam zęby!
Abbey przejechała po nich czubkiem języka, żeby się upewnić.
Flynn patrzył na nią w milczeniu. Była prawie zawiedziona, że nie rzucił
jakiegoś złośliwego komentarza. Zdjęła kask i rozejrzała się dookoła.
Na prawo, za zboczem porośniętym drzewami, połyskiwała rzeka.
Jedyny dzwięk, jaki dało się słyszeć, to cichy szmer wody. A jedynym
budynkiem, jaki było widać, była mała blaszana szopa niedaleko wielkiego
dębu. W pobliżu był jeszcze stół z daszkiem i otoczone cegłami miejsce na
ognisko. %7ładnego domku ani boiska, ani elektryczności.
Czy to jest jakiś publiczny park? spytała.
Skąd ci to przyszło do głowy? Ta ziemia należy do taty, nie mówiłem
ci?
Nie, nie mówiłeś.
Ma ją od lat. Dlatego mogliśmy tu przyjeżdżać ze skautami.
Rozumiem, dlaczego nie jezdziłeś do domów wczasowych z
klimatyzacją. Ale...
Nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego ludzie pakują telewizory, radia i
kuchenki gazowe i jadą na pole namiotowe, rozbijają się o trzy metry od
innych turystów i mówią, że uciekają od wszystkiego. Jeżeli o mnie chodzi...
Ale spodziewałam się przynajmniej domku! przerwała mu. Czy
dach nad głową w razie deszczu to za wiele?
Tata przywiezie namioty. Poza tym, nie będzie padać. Spójrz na niebo.
Abbey spojrzała. Spokojne, białe chmury płynące wysoko nic
szczególnego jej nie mówiły. Poszła za Flynnem, jej tenisówki obsuwały się
na kamieniach.
Namioty? Czy to znaczy, że będziemy spać na ziemi?
Nie panikuj. Będą nadmuchiwane materace i śpiwory. Wez trochę
drewna, co?
Nadmuchiwane materace! Co za komfort!
Mogłaś wybierać, nie pamiętasz? Trzeba było się zgodzić na mój
pierwszy plan.
To by się nigdy nie udało.
A skąd wiesz? Nawet nie chciałaś spróbować.
Nie było po co. Zabiłabym cię przed upływem tygodnia.
I myślisz, że rodzice by przez to zerwali? Flynn podał jej rozłupane
szczapy drewna. Już to widzę! Twoja mama szlochająca w sądzie, kiedy
mój ojciec opowiada przysięgłym, jak to występna kobieta odebrała mu
jedynego syna.
Mam! Abbey strzeliła palcami. Wiedziałam, że chodzi mi po
głowie jakiś świetny pomysł! Podniosła gałąz i trzymała ją jak szpadę.
Nie, to się nie nadaje. Odłożyła i szukała w stosie drewna czegoś
dłuższego i cieńszego.
Mówisz jak bardzo doświadczona. Czyżbyś już wcześniej wykazywała
jakieś zabójcze skłonności?
Nie, tylko w twojej obecności. Abbey zrezygnowała z poszukiwań i
podniosła pełne naręcze drewnianych bali.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]