[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niezwyczajnej zmiany. Wygrali właśnie walkę z czasem. Teraz mieli parę godzin na
odpoczynek. Skrzypnęły drzwi do baraku. Z wygasłego piecyka wiało chłodem i
pustką. W kącie, na drewnianej skrzynce spał skulony chłopak. Jego bose, czarne
jak święta ziemia nogi wystawały spod brezentowej kurtki, którą się przykrył.
Inżynier Steguła przetarł czerwone ze zmęczenia i piekące oczy. Pod powiekami
wciąż miał jeszcze migoczące płomienie palników acetylenowych. Na widok śpiącego
przystanął.
 Jeszcze tu jest?
 A jest!  syknął Waligórski ze złością.  Nie przypilnował ognia, smarkacz!
 Cicho  Kalicki z trudem ściągał z nóg przemoczone gumiaki  do kogo masz
pretensje? Do dziecka? Zaraz rozpalę.  I boso, trzymając w dłoniach zabłocone
skarpety, ruszył ku żelaznej  kozie" ustawionej na wprost wejścia. Za chwilę
rozległ się trzask łamanych drewienek i wątły, żółty ogienek osmalił płytę.
Waligórski siadł ciężko na zydlu. W głowie szumiało mu jak w ulu.
 Ludzie, ale noc!  stęknął.  Zbudzcie mnie, jak przyjdzie druga... tfu!
Pierwsza zmiana!
 Dobrze  Steguła przecierał twarz chustką umoczoną w kuble z wodą. Wstrząsnął
nim dreszcz. Niezdarnie sięgnął ręką po pudełko zapałek, które wyleciało mu z
dłoni i pacnęło na deski podłogi tuż obok Jaśkowej głowy.
?
Chłopak drgnął i zerwał się na równe nogi tocząc wokół nieprzytomnym spojrzeniem.
 Co? Gdzie ja... co?
Kalicki roześmiał się cicho. Dokładał drewienka do otwartego piecyka. Jego
zapadnięte, nieogolone policzki płonęły czerwienią odbitego ognia.
 Zbudziłeś się? Pora. Czas wracać do domu. Czy nikt cię nie szukał przez całą
noc?
 To już rano?  zdumiał się chłopiec. Wlepił otumaniony wzrok w szparę drzwi,
przez którą wpadała chłod-dna jasność dnia.  Spałem?
 Jak zabity  westchnął zazdrośnie Steguła.  A myśmy tam... ech!  machnął
niecierpliwie dłonią.  Pić mi się chce! Tu gdzieś była herbata...
Jasiek przeciągnął językiem po wyschniętych wargach. Też mu się chciało pić.
Spojrzał na swoje nogi i parsknął śmiechem. Kalicki poszedł za jego wzrokiem.
 To są chyba najbrudniejsze nogi, jakie widziałem w życiu  i zerknąwszy na
swoje bose palce, dorzucił  oprócz moich, oczywiście.
Wszyscy gruchnęli śmiechem.
Dzień już wstawał ciężki i mglisty. Po wczorajszej nawałnicy powietrze było
ciepłe, ale wilgotne. Jak okiem sięgnąć widać było zniszczenia spowodowane
przyborem rzeki. Zadowolone ptactwo trzepotało się tuż nad lustrem spokojnej
wody. Czerwonawa tarcza słońca podnosiła się za miękko układającą się linią
wzgórz, opary zaś snuły się nisko tuż nad rozczłapanym błotem drogi.
Jasiek stał na skarpie. Całe podniecenie, bunt uleciały razem z burzą. Wzrok
jego zahaczył o dachy wsi. Kiedy cienka smużka dymu zaczęła się wić ku niebu,
przestał być sam.
 No, i co> chłopcze?  usłyszał za plecami zmęczony głos inżyniera Steguły; 
Kontrolujesz naszą noeną pracę?
104
 Nie  Jasiek uśmiechnął się  ? patrzę na wodę. Wiem już, jak będzie wyglądał
przyszły zalew Soliński. Aódki, kajaki, ośrodki sportowe...
Inżynier pokiwał głową. Wyjął z kieszeni wymiętą paczkę papierosów, wytrząsnął
pokruszony tytoń i mocno zaciągnął się sportem. Miał szarą, pobrużdżoną z
niewyspania twatrz i młode oczy.
 Optymista z ciebie  mruknął wydmuchując z lubością dym.  Mam nadzieję, że
tu spotkamy się na kajakach. Czy wiesz, że wczoraj obchodziliśmy tysiąclecie
państwa?
 Jasne. Przez tę burzę straciłem pancernych!
 Jakich pancernych?
 Nie oglądał pan telewizji?  Jasiek nagle zawiesił głos. Przypomniał sobie to
wszystko, co nastąpiło pózniej.
 Oglądałem, ale nie do końca. Zaczęło się to całe piekło... tak... piękna była
defilada...  urwał i spod oka przyjrzał się chłopcu.  Nie zamierzasz pójść do
domu? Jakieś problemy?
Jasiek spojrzał na niego i westchnął.  ? Skąd pan wie? Steguła roześmiał się.
 Przecież nikt nie nocuje w baraku na skrzynce, jeśli nie musi! Każdy z nas
wolałby tej nocy własne łóżko i ciepłą pierzynę, no nie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •