[ Pobierz całość w formacie PDF ]
akcjonariusz zakładów „Nepal", bywał on tutaj często i nie było wcale rzeczą
dziwną, że miał interes do radcy handlowego. Spokojnie więc udał się Franciszek
do swego miejsca pracy.
Przed chwilą dowiedział się jeszcze od Józefa, że Ralf rzeczywiście wyjeżdża
do Ameryki, sądził więc, że w ten sposób kuzyn jego został na zawsze uniesz-
kodliwiony. Wskutek tego był niezmiernie pewny siebie i z bezczelną miną
wyższości kroczył przez sale robotnicze i biura. Czuł się już przyszłym panem
Zakładów „Nepal" i nie poświęcał ani jednej myśli jakimkolwiek wyrzutom su-
mienia z powodu krzywdy wyrządzonej Ralfowi.
Radca handlowy i jego gość zdjęli palta w prywatnym gabinecie szefa firmy i
zasiedli przy wielkim stole, stojącym pośrodku eleganckiego pokoju.
Starszy pan poczęstował Jana Sunda papierosem, którego gość przyjął i
zapalił.
— Czym mogę panu służyć, panie Sund?
Jan spojrzał badawczo w twarz starego radcy.
— Nie wygląda pan dziś tak rześko i zdrowo jak zwykle, panie radco. Czy
czuje się pan niedobrze? — zapytał.
Starszy pan potarł czoło ręką, jakby mu było gorąco.
— Doznałem bardzo bolesnego rozczarowania i nie tak łatwo mi jest uporać
się z tym. Ale nie mówmy o tym.
Jan wyjął z portfela list Ralfa i położył go przed gospodarzem na stole.
— Może jednak! Proszę, niech pan zechce najpierw przeczytać ten list.
Stary radca zmieszał się, widząc adres listu, otworzył go jednak szybko i
drgnął na widok czeku, który wypadł z koperty.
Pytająco spojrzał w twarz Jana Sunda, potem przeczytał słowa Ralfa. Twarz
jego drgnęła z podniecenia.
— Skąd u pana ten list, panie Sund?
— Ralf mi go wręczył, panie radco. •'.. — Więc pan wie...?
— Wszystko!
— Powiedział panu...
— To, co pisze panu w tym liście, że jest niewinny. A ja, panie radco, ani
przez chwilę nie wątpiłem w jego niewinność. Znam Ralfa!
Starszy pan zerwał się podniecony.
— I ja go przecież znam — ale miałem w ręku dowód jego występku. Bóg
świadkiem, że było mi niezmiernie boleśnie uwierzyć w jego winę, i dlatego
musiałem postąpić tak, jak postąpiłem. Ponieważ wie pan wszystko, więc
powiedział panu zapewne i to także, że wyjąłem corpus delicti z jego teczki,
którą na moich oczach otworzył własnym kluczykiem.
— Sądzi pan więc, że wobec tego nikt inny nie mógł tego przedmiotu ukryć
w jego teczce? Szanowny panie radco, setki takich teczek można otwierać tym
samym kluczykiem. Zamknięcie teczki nie przeszkadza wcale temu, że wobec
Ralfa popełniono najnikczemniejsze łotrostwo.
Radca handlowy skoczył z miejsca i stanął przed Janem Sundem. Szeroko
otwartymi oczyma spojrzał na niego zdumiony.
— Łotrostwo? Niech pan mówi — co pan wie?
— Dowie się pan wszystkiego, panie radco. A jeśli przez to spadnie panu z
serca jeden wielki ciężar, to niestety muszę pana w zamian za to obarczyć innym.
Niewinność Ralfa stanie się dla pana niebawem jasna jak słońce, ale — tak samo
jasne jak słońce stanie się dla pana, że pański bratanek Franciszek jest łotrem.
Radca zaniemówił, nie mógł ukryć swego zdenerwowania.
— Niech pan mówi — proszę, niech pan mówi i nie trzyma mnie dłużej w
napięciu, bo zwariuję — jęknął ochryple.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]